piątek, 18 marca 2016

ROZDZIAŁ 5

          Nie wiem ile wpatruję się w tę kartkę. Mam wrażenie jakby czas się zatrzymał. Cały czas od nowa czytam jej treść, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Skoro wie, że nie noszę bransoletki od niego to znaczy, że mnie obserwuje? Przełykam ślinę i powoli podnoszę głowę, napotykając zdezorientowane spojrzenie Brada.
– Co tam masz napisane? – pyta i wyciąga szyje, żeby zobaczyć kartkę.
– To tylko…– zacinam się próbując znaleźć jakąś wymówkę.
– Co? – zaciska szczękę i nie mam pojęcia czemu się denerwuje. Spoglądam za niego i widzę jak ten sam kelner, który przyniósł nam jedzenie, uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam to i wzdycham ciężko, bo dociera do mnie, że teraz nie mam wyjścia i muszę powiedzieć Bradowi o Justinie.
– Będziesz zły – zaczynam cicho.
– Nie będę – odpowiada szybko i zaciska usta w wąską linię.
– To od pewnego chłopaka – mówię po chwili. – Ale…
– Od tego kelnera, tak?! – podnosi się gwałtownie, że aż podskakuję. – Dopiero co cię poznał – zatrzymuje się i patrzy na mnie przez chwilę. – On cię nawet nie poznał – prycha z kpiną. – On nie wie, że nie można podrywać zajętych dziewczyn?
– Tylko, że to nie – szybko przestaję mówić, kiedy orientuję się, że wszystko uszło mi na sucho. – To ja wyrzucę ten numer – dopowiadam i podnoszę się z miejsca, kierując się w stronę kosza na śmieci.
Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! Nie ma opcji, żeby Brad dowiedział się o Justinie, bo wtedy wpadnie w szał. Zbyt dużo już przez niego wycierpiał i nie chcę, żeby przeszłość do niego wracała. Wracam z powrotem do stolika i zabieram się do jedzenia. Grzebię widelcem po talerzu, ale jakoś straciłam apetyt. Nagle do głowy wpada mi pewna myśl.
– Co miało znaczyć to co powiedziałeś? – podnoszę głowę i patrzę wyczekująco na chłopaka.
– A co powiedziałem? – marszczy czoło.
– Powiedziałeś, że nie powinno podrywać się zajętych – wyraźnie podkreśliłam to słowo – dziewczyn.
– I czego w tym nie rozumiesz? – rozkłada ręce i wygodniej rozsiada się na krześle.
– Bo z tego co mi wiadomo to ja nie jestem zajęta – mamroczę pod nosem i znowu zaczynam bawić się jedzeniem.
– No cóż – przerywa, a ja nie mam odwagi na niego spojrzeć – w pewnym sensie jesteś.
– Nie jestem – mówię cicho.
– Och, czyżby? Spójrz na mnie – słyszę w jego głosie rozgoryczenie. Co się z nim dzisiaj dzieje? – Brooke, nie będę się powtarzał – powoli unoszę głowę i nasze spojrzenia się spotykają. – Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nie okazywałbym ci tyle troski i czułości jakbym czegoś w zamian od ciebie nie oczekiwał – mówi oschle, a moje wnętrzności wykręcają się we wszystkie strony.
– Nie chcę, żebyś się nade mną litował – burczę. – Sama też sobie poradzę – podnoszę się i chcę wyjść, ale chłopak łapie mnie za rękę.
– Źle mnie zrozumiałaś – wzdycha. – Chodź – ciągnie mnie w stronę wyjścia. Wchodzimy do samochodu i siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Nie chcę być dla nikogo ciężarem, rozumiesz? – przekręcam głowę w jego stronę. – Nie chcę być coś komuś winna. Nienawidzę tego.
– I nie jesteś – bierze moje dłonie i zamyka w swoich. – Chodziło mi o to, że chciałbym, abyś była moja – nie spuszczał ze mnie wzroku – i tylko moja – powtórzył szeptem.
– Czy to znaczy, że jestem twoją dziewczyną? – od razu gryzę się w język, kiedy tylko orientuję się, że wypowiedziałam swoje myśli na głos.
– Jeśli tego chcesz – wzrusza obojętnie ramionami. Nie rozumiem jego zachowania. Raz się wkurza i mam wrażenie, że ma ochotę mnie zabić, potem jest słodki i kochany, a jeszcze później jest w stosunku do mnie taki zimny i obojętny. Czy chcę? Nie wiem czego ja chcę.
– A mam jakiś wybór? – spoglądam na niego nieśmiało i uśmiecham się lekko.
– Właściwie to nie masz – uśmiecha się szeroko i nim zdążę się zorientować jego usta lądują na moich. Bez ostrzeżenia wsuwa swój język do środka i jestem zaskoczona tym, z jaką zaborczością mnie całuje. Jakby chciał udowodnić swoje wcześniejsze słowa. Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie go odpycham, będąc nieco przerażona jego zachowaniem. Posyłam mu dla niepoznaki uśmiech, który odwzajemnia.
                 Kiedy wracamy do domu jest prawie osiemnasta. Kiedy ten czas minął?! Wychodzę z samochodu i nie  czekając na Brada wchodzę do środka. Idę do kuchni i wyciągam sok z lodówki. Nalewam go do szklanki i wypijam wszystko za jednym razem i dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo zaschło mi w gardle. Odkładam szklankę na bok i kieruję się do góry. Przemierzam korytarz i widzę uchylone drzwi w gabinecie Brada. Zastanawiam się po co mu on, ale w sumie przesiaduje tam dużo czasu, więc to chyba uzasadnione. Co chwilę gdzieś dzwoni i załatwia jakieś sprawy. Pytałam go parę razy co on takiego robi, ale za każdym razem zbywał mnie jakimiś głupimi odpowiedziami. Boję się, że wpakuje się w kłopoty, które pogrążą nie tylko jego, ale i mnie. Jeśli on faktycznie zajmuję się tym co myślę to prędzej czy później będziemy mieli problemy. Jakby nie było przez parę lat brałam w tym wszystkim udział i wiem jak niektóre rzeczy się mają.
               Nagle słyszę jak chłopak krzyczy i mimo tego, że nie powinnam, przysuwam się do ściany i zaglądam do środka, uważając by mnie nie zauważył.
– To nie jest mój problem! Ja się wywiązałem ze wszystkiego! Czekam na kasę do jutra, a jak jej nie będzie to gorzko tego pożałujesz – jego mięśnie są bardzo napięte i mimo tego, że stoi tyłem mogę się założyć, że mógłby zabić w tym momencie wzrokiem. Niestety nie słyszę co osoba po drugiej stronie mówi. Brad wzdycha i przeciera rękami twarz. Następuje długa cisza i mam wrażenie, że nawet jego rozmówca się nie odzywa. Nagle chłopak gwałtownie się odwraca i uderza pięściami w blat biurka. Szybko chowam się za ścianę i zamykam oczy, głęboko oddychając, uświadamiając sobie, że prawie mnie przyłapał.
– Nie chcesz ze mną zadrzeć, Arguello – syczy. – Powiedziałem coś i tak się stanie, a jak postanowisz wywinąć jakiś numer to obiecuję, że zginiesz wolną i bolesną śmiercią – zniża głos. Nieprzyjemne dreszcze przechodzą przez mój kręgosłup i postanawiam wrócić do pokoju.
                     Wchodzę do środka i po cichu zamykam drzwi. To co usłyszałam było co najmniej dziwne. Dopiero teraz do mnie dociera, że to jest jego praca. Długo mi to zajęło. Przecież pieniędzy nam nie brakuje, a Brad bardzo dużo przesiaduje w domu. Parę razy pojechał gdzieś i nigdy nie chciał mi powiedzieć gdzie. A teraz chyba już wiem. Po pieniądze, które należą się za, jak mniemam, towar. Opadam na łóżko i zamykam oczy. Miałam nadzieję, że raz na zawsze się od tego uwolnię, ale jak widać chęć szybkiego zarobienia łatwych pieniędzy wszystkich zachęca. Może spróbuję odwieść Brada od tego? Prycham na swoją głupotę. Jeszcze mu powiem, że słyszałam jak rozmawiał z jakimś Arguello. Nie mogę być aż tak głupia.
                  Podnoszę się z łóżka i podchodzę do szafy. Wezmę relaksującą kąpiel i może tym sposobem nie będę myśleć o Bradzie i jego interesach. Biorę szare dresy i zwykłą, białą koszulkę. Dopieram jeszcze bieliznę i wchodzę do łazienki. Odkręcam kurek, aby woda już się lała, a sama zaczynam się rozbierać. Po kilku minutach wanna jest już pełna. Dolewam moich ulubionych płynów do kąpieli i od razu robi się piana. Wchodzę do środka i układam się wygodnie. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, rozkoszując się tą chwilą.
                  Do mojej głowy zaczynają znowu napływać myśli o Bradzie, o tym co podsłuchałam i o tym, że jest teraz moim chłopakiem. Nie sądziłam, że to wszystko tak szybko się potoczy. Owszem, czułam, że w przyszłości coś może być między nami, ale nie miałam pojęcia, że to nastąpi już teraz. Czy się cieszę? W sumie to tak, bo Brad to naprawdę fajny chłopak. Bardzo go lubię i ufam mu, a to najważniejsze. Zastanawia mnie jedynie jego zachowanie. Miałam wrażenie, że chciał mi dzisiaj pokazać, że ma nade mną władzę i że to on ma ostatnie słowo. Jeśli faktycznie tak myśli, to będę musiała go od tego odwieść. Nie ma mowy, żeby ktoś miał nade mną kontrolę. To moje życie i ja będę sobie sama jego panem.
                   Powoli zaczyna robić mi się zimno. Szybko myję ciało i włosy, po czym wychodzę z wanny. Wypuszczam wodę i biorę ręcznik, żeby się wytrzeć. Zakładam na siebie bieliznę i zabieram się za ogarnianie włosów. Rozczesuję je delikatnie i zostawiam je, aby wyschły. Nagle drzwi otwierają się, a do środka wchodzi Brad.
– Hej! – zasłaniam się ręcznikiem i próbuję wypchnąć go z pomieszczenia.
– Co ty robisz? – opiera się o ścianę i zakłada ręce na piersi. Teraz nie mam już szans.
– Nie widzisz, że się kąpię? – zaczynam się złościć, ale nie rozumiem dlaczego tak po prostu tu wszedł.
– Po pierwsze, wcale się nie kąpiesz – uśmiecha się chytrze – a po drugie, jesteś moją dziewczyną – wzrusza ramionami.
– I co w związku z tym? – marszczę czoło.
– I jeśli chcę oglądać cię w samej bieliźnie, to będę to robił – podchodzi do mnie, a ja wstrzymuje powietrze, bojąc się jego następnego ruchu. – A jeśli chcę zobaczyć ją bez niej – podnosi rękę i zaczyna sunąć po moim ramieniu – to ją zobaczę – powoli zsuwa ramiączko od mojego stanika. Szybko odsuwam się od niego i sięgam po bluzkę, chcąc ją jak najszybciej założyć. – To nie będzie ci potrzebne – wyrywa mi materiał i odrzuca na bok.
                  Cofam się do tyłu, kiedy podchodzi do mnie. W końcu natrafiam na ścianę i już nie mam gdzie uciekać. Wierzcie mi lub nie, ale ja naprawdę się boję. Stoi tuż przede mną i opiera ręce po bokach mojej głowy.
– M-muszę się ubrać – jąkam się, starając się go odepchnąć, ale on nawet nie drgnie.
– Wcale nie musisz – szepcze mi do ucha, po czym przygryza jego płatek. – Wolę cię w takim wydaniu – zaczyna całować moją szyję, a ja czuję jak obiad pochodzi mi do gardła. Próbuję go odepchnąć, ale on kładzie ręce na moich biodrach, nie pozwalając mi się ruszyć.
– B-brad, proszę – czuję jak w moich oczach zbierają się łzy. – Nie chcę.
– Pokochasz to – zaczyna ssać i przygryzać punkt na mojej szyi. Czuję jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy i znowu próbuję się wyrwać. – Stój spokojnie! – odrywa się ode mojej szyi i patrzy na mnie groźnie.
– Brad, błagam – płaczę – przestań, ja nie chcę.
– Nie przestanę! – krzyczy głośno, a ja zaciskam powieki. – Patrz na mnie! – nie słucham go – Brooke, nie drażnij mnie! – powoli otwieram oczy i widzę jak bardzo jest wściekły. – Chcę, żebyś widziała jak będę cię pieprzył – pochyla się i szepcze mi do ucha, a mi robi się słabo.
– Zostaw mnie – z moich oczu wylewa się wodospad łez – błagam.
– Oj skarbie – nagle w jego oczach pojawia się troska. Podnosi rękę i przykłada ją do mojego policzka, gładząc go delikatnie. – Jesteś moją dziewczyną i to normalne, że chcę się z tobą kochać. To nic złego. Obiecuję, że ci się spodoba – uśmiecha się uroczo, a ja zastanawiam się co jest powodem tych nagłych zmian humoru.
– Ale ja nie chcę – kręcę głową – nie jestem gotowa, nie chcę.
– To lepiej niech ci się zachce – syczy i nim zdążę cokolwiek zrobić, przerzuca mnie przez ramię i wychodzi z łazienki.
                     Rzuca mnie mocno na łóżko i krzywię się, kiedy czuję ból w plecach. Po chwili Brad pochyla się nade mną i brutalnie wpija się w moje wargi. Kręcę głową na wszystkie strony, próbując się od niego uwolnić, jednak on przytrzymuje moją głowę. Kiedy nawet to nie pomaga, a moje ruchy nie pozwalają mu mnie całować, mocno gryzie mnie w wargę i cichy jęk bólu ucieka z moich ust.
– Właśnie tak – zamyka oczy – jęcz dla mnie – mam ochotę zwymiotować, kiedy to słyszę. Przerażona patrzę jak chłopak zdejmuje koszulkę i zabiera się za ściąganie spodni. Dociera do mnie co zamierza zrobić i wiem, że jak najszybciej muszę się wyplątać z tego bagna. Po chwili nachyla się nade mną i ponownie mnie całuje. Do głowy wpada mi genialny pomysł i szybko oddaję pocałunek. – Nareszcie – mruczy – mówiłem, że… – nie kończy, bo moje kolano ląduje na jego kroczu. Chłopak wydaje z siebie głośny krzyk i zwija się z bólu. Wykorzystuje sytuację i zrywam się na nogi. Biegiem puszczam się na dół i jedyne co zabieram ze sobą to telefon, który leżał na szafce i bluzę Brada, żeby mieć co na siebie założyć. W biegu zakładam ubranie i jestem wdzięczna Bogu, że sięga mi do połowy ud. Przynajmniej nie będę musiała chodzić nago. Wybiegam z domu i biegnę przed siebie. Nie wiem dokąd, po prostu chcę być jak najdalej od tego chłopaka.
                        Po parunastu minutach zwalniam i orientuję się, że nie wiem gdzie jestem. Rozglądam się dookoła, ale totalnie nie poznaję tej okolicy. Zauważam na końcu ulicy park. Będzie dobrym miejscem, żeby odpocząć. Szybko idę w jego stronę, ale waham się czy tam wejść, kiedy zauważam grupę podejrzanych ludzi. Postanawiam o tym nie myśleć i chwilę potem siedzę na ławce przy stawie. Moje oczy zaczynając piec, ale ja staram się ze wszystkich sił nie rozpłakać się. Jednak nie wychodzi mi to i łzy lecą po moich policzkach.
                      Nie wierzę, że Brad mógł  mi coś takiego zrobić. Ufałam mu! Był dla mnie taki ważny, a on tak po prostu chciał… Nie umiem w to uwierzyć. To tylko sen, głupi, okropny sen! Zaraz się obudzę i zobaczę jak się do mnie słodko uśmiecha. Gdzie się podział mój słodki i czuły Brad? Bo ten, który próbował mnie zgwałcić to na pewno nie on. Czegoś się naćpał albo coś. Ale co teraz? Przecież nie mogę wrócić tam jak gdyby nigdy nic. Przecież on będzie chciał zrobić to znowu! Nie mówię, że bym się na to nie zgodziła, ale musiałby poczekać. Ja po prostu nie jestem gotowa, boję się.
– Hej – słyszę nagle jakiś głos i niepewnie podnoszę głowę. Przede mną stoi śliczna brunetka i przygląda mi się smutno. – Mogę się przysiąść?
– Jasne – chrząkam i odsuwam się na bok, robiąc jej miejsce. Siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Jestem Sophie – mówi, ale nie patrzy się na mnie.
– Brooke.
– Czyżby kłótnia z chłopakiem? – pyta cicho i delikatnie przekręca głowę w moją stronę.
– Tak jakby – wzdycham.
– Możesz mi powiedzieć – uśmiecha się lekko. – I tak się nie znamy, więc nie mam nawet komu wygadać twojej tajemnicy – chichocze cicho. – Jak się wygadasz będzie lepiej – łapie mnie za dłoń i ściska ją, starając się dodać mi otuchy.
– On – zamykam oczy, przypominając sobie całą tą sytuację – chciał mnie zgwałcić – mówię szeptem.
– To wyjaśnia dlaczego jesteś tylko w bluzie – mówi smutno.
– Przecież on był taki kochany – nie wytrzymuję i wybucham płaczem. – Troszczył się o mnie, mówił czułe słówka, całował i przytulał. Dlaczego on to zrobił?! Dlaczego!
– Nie płacz, proszę – szybko mnie przytula i pociera moje plecy. – Tak już niestety jest, że chłopaki to skończeni idioci – mówi cicho – i uwierz mi, że ja coś o tym wiem – cichnie nagle, aż się od niej odsuwam i widzę jak w jej oczach też zebrały się łzy.
– Widzę, że nie tylko ja mam kłopoty z chłopakiem – uśmiecham się lekko, ale bawi mnie to, że na siebie trafiłyśmy.
–Ale nie możemy się tym przejmować – podnosi dłoń i ociera moje łzy. – Proszę, nie płacz. Możemy iść na policję jak chcesz – proponuje po chwili.
– Nie! – krzyczę. – Nie chcę mu tego robić – zaczynam bawić się rękawem bluzy. – Dam mu parę dni niech ochłonie, a potem zobaczymy.
– A gdzie się zatrzymasz do tego czasu? – pyta, a ja tylko wzruszam ramionami. – To może ja cię przenocuję?
– Nie mogę się na to zgodzić – kręcę od razu głową.
– Dlaczego? – marszczy czoło. – Trzeba pomagać tym co są w potrzebie, a dla mnie to nie problem. I tak mieszkam sama, więc miło będzie mieć towarzystwo – uśmiecha się szeroko.
– Nie będę ci przeszkadzać? – pytam niepewnie.
– Nie będziesz – przewraca oczami, ale cały czas się uśmiecha. – A więc postanowione!
– Dziękuję – przytulam ją.
– Nie ma za co – ściska mnie mocno. – I nie martw się. Wszystko się ułoży.
                       Siedzimy w parku już prawie dwie godziny. Dowiedziałam się, że nazywa się Sophie Brown i chodzi do tej samej szkoły co ja! Tylko jest w trzeciej klasie, ale przecież to bez znaczenia. Mieszka w LA od roku. Przeprowadziła się tutaj, bo chciała uciec od „złego” chłopaka. Nie zagłębiała się w ten temat, a ja nie chciałam naciskać. Jest jedynaczką, a jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu. Ma alergie na sierść i nie lubi miętowych lodów. Naprawdę fajnie mi się z nią rozmawia i cieszę się, że ją spotkałam. Nareszcie coś zajmie moje myśli i nie będę musiała myśleć o tym co złe.
                     Zbieramy się do domu po dziesiątej. Jest już bardzo ciemno i zimno, ale czas tak szybko zleciał, że nawet nie tego zauważyłyśmy.
– Nie powinnaś chodzić po tym parku w samej bluzie – mówi cicho i mocniej ściska moją dłoń.
– Dlaczego? – patrzę na nią zdezorientowana, ale nie rozumiem dlaczego zachowuje się jakby się bała.
– Dużo, dziwnych ludzi tutaj jest – wzrusza ramionami i jak na zawołanie dobiegają do nas śmiechy kilku osób. Sophie przyśpiesza i czuję jak jej ciało się spina.
– Panowie patrzcie! – słyszę głos jakiegoś chłopaka i od razu przeklinam się w myślach, że nie poszłyśmy stąd wcześniej. Praktycznie biegiem skierowałyśmy się do wyjścia z parku, ale nim do niego dotarłyśmy, przed nami pojawiła się grupka chłopaków.
– Co takie ślicznotki robią tutaj o tej porze? – jeden z nich wychodzi na przód i uśmiecha się do nas chytrze. – I to na dodatek same – przejeżdża po nas wzrokiem – i jeszcze tak ubrane – wpatruje się we mnie i oblizuje usta.
– Daruj sobie – syczy Sophie, czym nieco mnie zaskakuje.
– No proszę jaka zadziorna – mówi inny – lubię takie –zaciera ręce, na co reszta wybucha śmiechem.
– Może pojedziemy do mnie? – nagle obok mnie pojawia się wysoki, dobrze zbudowany brunet i odciąga mnie od Sophie. Przytula moje ciało do swojego i jeździ rękami po moich odsłoniętych nogach.
– Zostaw mnie! – próbuję się wyrwać i znowu chcę mi się płakać, widząc podobieństwo między tą sytuacją, a to z Bradem.
– Czego się boisz, kochanie? –szepcze mi do ucha.
– Kurwa Rick, odpuść – obok nas pojawia się Sophie i uderza chłopaka w ramię. Ten śmieje się, a ja jestem zaskoczona, że zna jego imię.
– No daj spokój, Sophie – chłopak odsuwa się ode mnie i widzę, że jest rozbawiony tym wszystkim. – Nie przedstawisz mnie swojej koleżance? – unosi brew.
– Może innym razem – uśmiecha się do niego sztucznie i znowu bierze mnie pod rękę. – A teraz wybacz, ale musimy iść – szybko mijamy ich, kiedy nagle dziewczyna odwraca się. – I naucz tych swoich przydupasów trochę kultury. Zresztą siebie też. Przyda się wam to – burczy i wychodzimy z parku.
                       Jestem zaskoczona tą sytuacją, ale nie odzywam się, nie wiedząc co powinnam powiedzieć. Po kilku minutach dochodzimy pod mały, szary domek, który wygląda naprawdę uroczo.
– Nie mieszkam w luksusach – mówi, otwierając drzwi – ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
– Na pewno – posyłam jej lekki uśmiech i wchodzę do środka. Dom urządzony jest bardzo przytulnie i już mi się podoba.
– Na lewo jest twój pokój, a ja śpię tam – wskazuje na drzwi obok moich. – To dobranoc – podchodzi do mnie i przytula mnie mocno. Odsuwa się ode mnie i znika za drzwiami. Ja też wchodzę do pokoju, zdejmuję bluzę i kładę się do łóżka. Przykrywam się pod samą szyję i zamykam oczy. Czuję, że już zasypiam, kiedy słyszę dzwonek mojego telefonu.  Podnoszę się i nie patrząc kto dzwoni, odbieram.
– Halo?
– Czyżby Brad chciał pójść w moje ślady? – słyszę męski głos, ale go nie rozpoznaję.
– Kto mówi? – marszczę brwi.
– Tutaj Justin – otwieram szeroko oczy, ale jestem w szoku. – Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale chciałem ci powiedzieć dobranoc.
– Skąd masz mój numer? – pytam cicho, cały czas nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
– Dobranoc kochanie – ignoruje moje pytanie. – Do zobaczenia już naprawdę niedługo – cmoka w słuchawkę i kończy połączenie.

                       Wpatruję się jeszcze chwilę w punkt przed sobą, próbując przetrawić to co się przed chwilą stało. Kręcę głową, ale dzisiaj zdecydowanie za dużo rzeczy zwaliło się na moją głowę i jedyne o czym teraz marzę to sen. Odkładam telefon na szafkę obok łóżka i opadam na poduszkę, zamykając oczy. W mojej głowie odgrywają się wspomnienia z dzisiejszego dnia, ale ja staram się nie zwracać na nie uwagi i chwilę potem zasypiam.Nie wiem ile wpatruję się w tę kartkę. Mam wrażenie jakby czas się zatrzymał. Cały czas od nowa czytam jej treść, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Skoro wie, że nie noszę bransoletki od niego to znaczy, że mnie obserwuje? Przełykam ślinę i powoli podnoszę głowę, napotykając zdezorientowane spojrzenie Brada.
– Co tam masz napisane? – pyta i wyciąga szyje, żeby zobaczyć kartkę.
– To tylko…– zacinam się próbując znaleźć jakąś wymówkę.
– Co? – zaciska szczękę i nie mam pojęcia czemu się denerwuje. Spoglądam za niego i widzę jak ten sam kelner, który przyniósł nam jedzenie, uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam to i wzdycham ciężko, bo dociera do mnie, że teraz nie mam wyjścia i muszę powiedzieć Bradowi o Justinie.
– Będziesz zły – zaczynam cicho.
– Nie będę – odpowiada szybko i zaciska usta w wąską linię.
– To od pewnego chłopaka – mówię po chwili. – Ale…
– Od tego kelnera, tak?! – podnosi się gwałtownie, że aż podskakuję. – Dopiero co cię poznał – zatrzymuje się i patrzy na mnie przez chwilę. – On cię nawet nie poznał – prycha z kpiną. – On nie wie, że nie można podrywać zajętych dziewczyn?
– Tylko, że to nie – szybko przestaję mówić, kiedy orientuję się, że wszystko uszło mi na sucho. – To ja wyrzucę ten numer – dopowiadam i podnoszę się z miejsca, kierując się w stronę kosza na śmieci.
Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! Nie ma opcji, żeby Brad dowiedział się o Justinie, bo wtedy wpadnie w szał. Zbyt dużo już przez niego wycierpiał i nie chcę, żeby przeszłość do niego wracała. Wracam z powrotem do stolika i zabieram się do jedzenia. Grzebię widelcem po talerzu, ale jakoś straciłam apetyt. Nagle do głowy wpada mi pewna myśl.
– Co miało znaczyć to co powiedziałeś? – podnoszę głowę i patrzę wyczekująco na chłopaka.
– A co powiedziałem? – marszczy czoło.
– Powiedziałeś, że nie powinno podrywać się zajętych – wyraźnie podkreśliłam to słowo – dziewczyn.
– I czego w tym nie rozumiesz? – rozkłada ręce i wygodniej rozsiada się na krześle.
– Bo z tego co mi wiadomo to ja nie jestem zajęta – mamroczę pod nosem i znowu zaczynam bawić się jedzeniem.
– No cóż – przerywa, a ja nie mam odwagi na niego spojrzeć – w pewnym sensie jesteś.
– Nie jestem – mówię cicho.
– Och, czyżby? Spójrz na mnie – słyszę w jego głosie rozgoryczenie. Co się z nim dzisiaj dzieje? – Brooke, nie będę się powtarzał – powoli unoszę głowę i nasze spojrzenia się spotykają. – Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nie okazywałbym ci tyle troski i czułości jakbym czegoś w zamian od ciebie nie oczekiwał – mówi oschle, a moje wnętrzności wykręcają się we wszystkie strony.
– Nie chcę, żebyś się nade mną litował – burczę. – Sama też sobie poradzę – podnoszę się i chcę wyjść, ale chłopak łapie mnie za rękę.
– Źle mnie zrozumiałaś – wzdycha. – Chodź – ciągnie mnie w stronę wyjścia. Wchodzimy do samochodu i siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Nie chcę być dla nikogo ciężarem, rozumiesz? – przekręcam głowę w jego stronę. – Nie chcę być coś komuś winna. Nienawidzę tego.
– I nie jesteś – bierze moje dłonie i zamyka w swoich. – Chodziło mi o to, że chciałbym, abyś była moja – nie spuszczał ze mnie wzroku – i tylko moja – powtórzył szeptem.
– Czy to znaczy, że jestem twoją dziewczyną? – od razu gryzę się w język, kiedy tylko orientuję się, że wypowiedziałam swoje myśli na głos.
– Jeśli tego chcesz – wzrusza obojętnie ramionami. Nie rozumiem jego zachowania. Raz się wkurza i mam wrażenie, że ma ochotę mnie zabić, potem jest słodki i kochany, a jeszcze później jest w stosunku do mnie taki zimny i obojętny. Czy chcę? Nie wiem czego ja chcę.
– A mam jakiś wybór? – spoglądam na niego nieśmiało i uśmiecham się lekko.
– Właściwie to nie masz – uśmiecha się szeroko i nim zdążę się zorientować jego usta lądują na moich. Bez ostrzeżenia wsuwa swój język do środka i jestem zaskoczona tym, z jaką zaborczością mnie całuje. Jakby chciał udowodnić swoje wcześniejsze słowa. Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie go odpycham, będąc nieco przerażona jego zachowaniem. Posyłam mu dla niepoznaki uśmiech, który odwzajemnia.
                 Kiedy wracamy do domu jest prawie osiemnasta. Kiedy ten czas minął?! Wychodzę z samochodu i nie  czekając na Brada wchodzę do środka. Idę do kuchni i wyciągam sok z lodówki. Nalewam go do szklanki i wypijam wszystko za jednym razem i dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo zaschło mi w gardle. Odkładam szklankę na bok i kieruję się do góry. Przemierzam korytarz i widzę uchylone drzwi w gabinecie Brada. Zastanawiam się po co mu on, ale w sumie przesiaduje tam dużo czasu, więc to chyba uzasadnione. Co chwilę gdzieś dzwoni i załatwia jakieś sprawy. Pytałam go parę razy co on takiego robi, ale za każdym razem zbywał mnie jakimiś głupimi odpowiedziami. Boję się, że wpakuje się w kłopoty, które pogrążą nie tylko jego, ale i mnie. Jeśli on faktycznie zajmuję się tym co myślę to prędzej czy później będziemy mieli problemy. Jakby nie było przez parę lat brałam w tym wszystkim udział i wiem jak niektóre rzeczy się mają.
               Nagle słyszę jak chłopak krzyczy i mimo tego, że nie powinnam, przysuwam się do ściany i zaglądam do środka, uważając by mnie nie zauważył.
– To nie jest mój problem! Ja się wywiązałem ze wszystkiego! Czekam na kasę do jutra, a jak jej nie będzie to gorzko tego pożałujesz – jego mięśnie są bardzo napięte i mimo tego, że stoi tyłem mogę się założyć, że mógłby zabić w tym momencie wzrokiem. Niestety nie słyszę co osoba po drugiej stronie mówi. Brad wzdycha i przeciera rękami twarz. Następuje długa cisza i mam wrażenie, że nawet jego rozmówca się nie odzywa. Nagle chłopak gwałtownie się odwraca i uderza pięściami w blat biurka. Szybko chowam się za ścianę i zamykam oczy, głęboko oddychając, uświadamiając sobie, że prawie mnie przyłapał.
– Nie chcesz ze mną zadrzeć, Arguello – syczy. – Powiedziałem coś i tak się stanie, a jak postanowisz wywinąć jakiś numer to obiecuję, że zginiesz wolną i bolesną śmiercią – zniża głos. Nieprzyjemne dreszcze przechodzą przez mój kręgosłup i postanawiam wrócić do pokoju.
                     Wchodzę do środka i po cichu zamykam drzwi. To co usłyszałam było co najmniej dziwne. Dopiero teraz do mnie dociera, że to jest jego praca. Długo mi to zajęło. Przecież pieniędzy nam nie brakuje, a Brad bardzo dużo przesiaduje w domu. Parę razy pojechał gdzieś i nigdy nie chciał mi powiedzieć gdzie. A teraz chyba już wiem. Po pieniądze, które należą się za, jak mniemam, towar. Opadam na łóżko i zamykam oczy. Miałam nadzieję, że raz na zawsze się od tego uwolnię, ale jak widać chęć szybkiego zarobienia łatwych pieniędzy wszystkich zachęca. Może spróbuję odwieść Brada od tego? Prycham na swoją głupotę. Jeszcze mu powiem, że słyszałam jak rozmawiał z jakimś Arguello. Nie mogę być aż tak głupia.
                  Podnoszę się z łóżka i podchodzę do szafy. Wezmę relaksującą kąpiel i może tym sposobem nie będę myśleć o Bradzie i jego interesach. Biorę szare dresy i zwykłą, białą koszulkę. Dopieram jeszcze bieliznę i wchodzę do łazienki. Odkręcam kurek, aby woda już się lała, a sama zaczynam się rozbierać. Po kilku minutach wanna jest już pełna. Dolewam moich ulubionych płynów do kąpieli i od razu robi się piana. Wchodzę do środka i układam się wygodnie. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, rozkoszując się tą chwilą.
                  Do mojej głowy zaczynają znowu napływać myśli o Bradzie, o tym co podsłuchałam i o tym, że jest teraz moim chłopakiem. Nie sądziłam, że to wszystko tak szybko się potoczy. Owszem, czułam, że w przyszłości coś może być między nami, ale nie miałam pojęcia, że to nastąpi już teraz. Czy się cieszę? W sumie to tak, bo Brad to naprawdę fajny chłopak. Bardzo go lubię i ufam mu, a to najważniejsze. Zastanawia mnie jedynie jego zachowanie. Miałam wrażenie, że chciał mi dzisiaj pokazać, że ma nade mną władzę i że to on ma ostatnie słowo. Jeśli faktycznie tak myśli, to będę musiała go od tego odwieść. Nie ma mowy, żeby ktoś miał nade mną kontrolę. To moje życie i ja będę sobie sama jego panem.
                   Powoli zaczyna robić mi się zimno. Szybko myję ciało i włosy, po czym wychodzę z wanny. Wypuszczam wodę i biorę ręcznik, żeby się wytrzeć. Zakładam na siebie bieliznę i zabieram się za ogarnianie włosów. Rozczesuję je delikatnie i zostawiam je, aby wyschły. Nagle drzwi otwierają się, a do środka wchodzi Brad.
– Hej! – zasłaniam się ręcznikiem i próbuję wypchnąć go z pomieszczenia.
– Co ty robisz? – opiera się o ścianę i zakłada ręce na piersi. Teraz nie mam już szans.
– Nie widzisz, że się kąpię? – zaczynam się złościć, ale nie rozumiem dlaczego tak po prostu tu wszedł.
– Po pierwsze, wcale się nie kąpiesz – uśmiecha się chytrze – a po drugie, jesteś moją dziewczyną – wzrusza ramionami.
– I co w związku z tym? – marszczę czoło.
– I jeśli chcę oglądać cię w samej bieliźnie, to będę to robił – podchodzi do mnie, a ja wstrzymuje powietrze, bojąc się jego następnego ruchu. – A jeśli chcę zobaczyć ją bez niej – podnosi rękę i zaczyna sunąć po moim ramieniu – to ją zobaczę – powoli zsuwa ramiączko od mojego stanika. Szybko odsuwam się od niego i sięgam po bluzkę, chcąc ją jak najszybciej założyć. – To nie będzie ci potrzebne – wyrywa mi materiał i odrzuca na bok.
                  Cofam się do tyłu, kiedy podchodzi do mnie. W końcu natrafiam na ścianę i już nie mam gdzie uciekać. Wierzcie mi lub nie, ale ja naprawdę się boję. Stoi tuż przede mną i opiera ręce po bokach mojej głowy.
– M-muszę się ubrać – jąkam się, starając się go odepchnąć, ale on nawet nie drgnie.
– Wcale nie musisz – szepcze mi do ucha, po czym przygryza jego płatek. – Wolę cię w takim wydaniu – zaczyna całować moją szyję, a ja czuję jak obiad pochodzi mi do gardła. Próbuję go odepchnąć, ale on kładzie ręce na moich biodrach, nie pozwalając mi się ruszyć.
– B-brad, proszę – czuję jak w moich oczach zbierają się łzy. – Nie chcę.
– Pokochasz to – zaczyna ssać i przygryzać punkt na mojej szyi. Czuję jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy i znowu próbuję się wyrwać. – Stój spokojnie! – odrywa się ode mojej szyi i patrzy na mnie groźnie.
– Brad, błagam – płaczę – przestań, ja nie chcę.
– Nie przestanę! – krzyczy głośno, a ja zaciskam powieki. – Patrz na mnie! – nie słucham go – Brooke, nie drażnij mnie! – powoli otwieram oczy i widzę jak bardzo jest wściekły. – Chcę, żebyś widziała jak będę cię pieprzył – pochyla się i szepcze mi do ucha, a mi robi się słabo.
– Zostaw mnie – z moich oczu wylewa się wodospad łez – błagam.
– Oj skarbie – nagle w jego oczach pojawia się troska. Podnosi rękę i przykłada ją do mojego policzka, gładząc go delikatnie. – Jesteś moją dziewczyną i to normalne, że chcę się z tobą kochać. To nic złego. Obiecuję, że ci się spodoba – uśmiecha się uroczo, a ja zastanawiam się co jest powodem tych nagłych zmian humoru.
– Ale ja nie chcę – kręcę głową – nie jestem gotowa, nie chcę.
– To lepiej niech ci się zachce – syczy i nim zdążę cokolwiek zrobić, przerzuca mnie przez ramię i wychodzi z łazienki.
                     Rzuca mnie mocno na łóżko i krzywię się, kiedy czuję ból w plecach. Po chwili Brad pochyla się nade mną i brutalnie wpija się w moje wargi. Kręcę głową na wszystkie strony, próbując się od niego uwolnić, jednak on przytrzymuje moją głowę. Kiedy nawet to nie pomaga, a moje ruchy nie pozwalają mu mnie całować, mocno gryzie mnie w wargę i cichy jęk bólu ucieka z moich ust.
– Właśnie tak – zamyka oczy – jęcz dla mnie – mam ochotę zwymiotować, kiedy to słyszę. Przerażona patrzę jak chłopak zdejmuje koszulkę i zabiera się za ściąganie spodni. Dociera do mnie co zamierza zrobić i wiem, że jak najszybciej muszę się wyplątać z tego bagna. Po chwili nachyla się nade mną i ponownie mnie całuje. Do głowy wpada mi genialny pomysł i szybko oddaję pocałunek. – Nareszcie – mruczy – mówiłem, że… – nie kończy, bo moje kolano ląduje na jego kroczu. Chłopak wydaje z siebie głośny krzyk i zwija się z bólu. Wykorzystuje sytuację i zrywam się na nogi. Biegiem puszczam się na dół i jedyne co zabieram ze sobą to telefon, który leżał na szafce i bluzę Brada, żeby mieć co na siebie założyć. W biegu zakładam ubranie i jestem wdzięczna Bogu, że sięga mi do połowy ud. Przynajmniej nie będę musiała chodzić nago. Wybiegam z domu i biegnę przed siebie. Nie wiem dokąd, po prostu chcę być jak najdalej od tego chłopaka.
                        Po parunastu minutach zwalniam i orientuję się, że nie wiem gdzie jestem. Rozglądam się dookoła, ale totalnie nie poznaję tej okolicy. Zauważam na końcu ulicy park. Będzie dobrym miejscem, żeby odpocząć. Szybko idę w jego stronę, ale waham się czy tam wejść, kiedy zauważam grupę podejrzanych ludzi. Postanawiam o tym nie myśleć i chwilę potem siedzę na ławce przy stawie. Moje oczy zaczynając piec, ale ja staram się ze wszystkich sił nie rozpłakać się. Jednak nie wychodzi mi to i łzy lecą po moich policzkach.
                      Nie wierzę, że Brad mógł  mi coś takiego zrobić. Ufałam mu! Był dla mnie taki ważny, a on tak po prostu chciał… Nie umiem w to uwierzyć. To tylko sen, głupi, okropny sen! Zaraz się obudzę i zobaczę jak się do mnie słodko uśmiecha. Gdzie się podział mój słodki i czuły Brad? Bo ten, który próbował mnie zgwałcić to na pewno nie on. Czegoś się naćpał albo coś. Ale co teraz? Przecież nie mogę wrócić tam jak gdyby nigdy nic. Przecież on będzie chciał zrobić to znowu! Nie mówię, że bym się na to nie zgodziła, ale musiałby poczekać. Ja po prostu nie jestem gotowa, boję się.
– Hej – słyszę nagle jakiś głos i niepewnie podnoszę głowę. Przede mną stoi śliczna brunetka i przygląda mi się smutno. – Mogę się przysiąść?
– Jasne – chrząkam i odsuwam się na bok, robiąc jej miejsce. Siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Jestem Sophie – mówi, ale nie patrzy się na mnie.
– Brooke.
– Czyżby kłótnia z chłopakiem? – pyta cicho i delikatnie przekręca głowę w moją stronę.
– Tak jakby – wzdycham.
– Możesz mi powiedzieć – uśmiecha się lekko. – I tak się nie znamy, więc nie mam nawet komu wygadać twojej tajemnicy – chichocze cicho. – Jak się wygadasz będzie lepiej – łapie mnie za dłoń i ściska ją, starając się dodać mi otuchy.
– On – zamykam oczy, przypominając sobie całą tą sytuację – chciał mnie zgwałcić – mówię szeptem.
– To wyjaśnia dlaczego jesteś tylko w bluzie – mówi smutno.
– Przecież on był taki kochany – nie wytrzymuję i wybucham płaczem. – Troszczył się o mnie, mówił czułe słówka, całował i przytulał. Dlaczego on to zrobił?! Dlaczego!
– Nie płacz, proszę – szybko mnie przytula i pociera moje plecy. – Tak już niestety jest, że chłopaki to skończeni idioci – mówi cicho – i uwierz mi, że ja coś o tym wiem – cichnie nagle, aż się od niej odsuwam i widzę jak w jej oczach też zebrały się łzy.
– Widzę, że nie tylko ja mam kłopoty z chłopakiem – uśmiecham się lekko, ale bawi mnie to, że na siebie trafiłyśmy.
–Ale nie możemy się tym przejmować – podnosi dłoń i ociera moje łzy. – Proszę, nie płacz. Możemy iść na policję jak chcesz – proponuje po chwili.
– Nie! – krzyczę. – Nie chcę mu tego robić – zaczynam bawić się rękawem bluzy. – Dam mu parę dni niech ochłonie, a potem zobaczymy.
– A gdzie się zatrzymasz do tego czasu? – pyta, a ja tylko wzruszam ramionami. – To może ja cię przenocuję?
– Nie mogę się na to zgodzić – kręcę od razu głową.
– Dlaczego? – marszczy czoło. – Trzeba pomagać tym co są w potrzebie, a dla mnie to nie problem. I tak mieszkam sama, więc miło będzie mieć towarzystwo – uśmiecha się szeroko.
– Nie będę ci przeszkadzać? – pytam niepewnie.
– Nie będziesz – przewraca oczami, ale cały czas się uśmiecha. – A więc postanowione!
– Dziękuję – przytulam ją.
– Nie ma za co – ściska mnie mocno. – I nie martw się. Wszystko się ułoży.
                       Siedzimy w parku już prawie dwie godziny. Dowiedziałam się, że nazywa się Sophie Brown i chodzi do tej samej szkoły co ja! Tylko jest w trzeciej klasie, ale przecież to bez znaczenia. Mieszka w LA od roku. Przeprowadziła się tutaj, bo chciała uciec od „złego” chłopaka. Nie zagłębiała się w ten temat, a ja nie chciałam naciskać. Jest jedynaczką, a jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu. Ma alergie na sierść i nie lubi miętowych lodów. Naprawdę fajnie mi się z nią rozmawia i cieszę się, że ją spotkałam. Nareszcie coś zajmie moje myśli i nie będę musiała myśleć o tym co złe.
                     Zbieramy się do domu po dziesiątej. Jest już bardzo ciemno i zimno, ale czas tak szybko zleciał, że nawet nie tego zauważyłyśmy.
– Nie powinnaś chodzić po tym parku w samej bluzie – mówi cicho i mocniej ściska moją dłoń.
– Dlaczego? – patrzę na nią zdezorientowana, ale nie rozumiem dlaczego zachowuje się jakby się bała.
– Dużo, dziwnych ludzi tutaj jest – wzrusza ramionami i jak na zawołanie dobiegają do nas śmiechy kilku osób. Sophie przyśpiesza i czuję jak jej ciało się spina.
– Panowie patrzcie! – słyszę głos jakiegoś chłopaka i od razu przeklinam się w myślach, że nie poszłyśmy stąd wcześniej. Praktycznie biegiem skierowałyśmy się do wyjścia z parku, ale nim do niego dotarłyśmy, przed nami pojawiła się grupka chłopaków.
– Co takie ślicznotki robią tutaj o tej porze? – jeden z nich wychodzi na przód i uśmiecha się do nas chytrze. – I to na dodatek same – przejeżdża po nas wzrokiem – i jeszcze tak ubrane – wpatruje się we mnie i oblizuje usta.
– Daruj sobie – syczy Sophie, czym nieco mnie zaskakuje.
– No proszę jaka zadziorna – mówi inny – lubię takie –zaciera ręce, na co reszta wybucha śmiechem.
– Może pojedziemy do mnie? – nagle obok mnie pojawia się wysoki, dobrze zbudowany brunet i odciąga mnie od Sophie. Przytula moje ciało do swojego i jeździ rękami po moich odsłoniętych nogach.
– Zostaw mnie! – próbuję się wyrwać i znowu chcę mi się płakać, widząc podobieństwo między tą sytuacją, a to z Bradem.
– Czego się boisz, kochanie? –szepcze mi do ucha.
– Kurwa Rick, odpuść – obok nas pojawia się Sophie i uderza chłopaka w ramię. Ten śmieje się, a ja jestem zaskoczona, że zna jego imię.
– No daj spokój, Sophie – chłopak odsuwa się ode mnie i widzę, że jest rozbawiony tym wszystkim. – Nie przedstawisz mnie swojej koleżance? – unosi brew.
– Może innym razem – uśmiecha się do niego sztucznie i znowu bierze mnie pod rękę. – A teraz wybacz, ale musimy iść – szybko mijamy ich, kiedy nagle dziewczyna odwraca się. – I naucz tych swoich przydupasów trochę kultury. Zresztą siebie też. Przyda się wam to – burczy i wychodzimy z parku.
                       Jestem zaskoczona tą sytuacją, ale nie odzywam się, nie wiedząc co powinnam powiedzieć. Po kilku minutach dochodzimy pod mały, szary domek, który wygląda naprawdę uroczo.
– Nie mieszkam w luksusach – mówi, otwierając drzwi – ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
– Na pewno – posyłam jej lekki uśmiech i wchodzę do środka. Dom urządzony jest bardzo przytulnie i już mi się podoba.
– Na lewo jest twój pokój, a ja śpię tam – wskazuje na drzwi obok moich. – To dobranoc – podchodzi do mnie i przytula mnie mocno. Odsuwa się ode mnie i znika za drzwiami. Ja też wchodzę do pokoju, zdejmuję bluzę i kładę się do łóżka. Przykrywam się pod samą szyję i zamykam oczy. Czuję, że już zasypiam, kiedy słyszę dzwonek mojego telefonu.  Podnoszę się i nie patrząc kto dzwoni, odbieram.
– Halo?
– Czyżby Brad chciał pójść w moje ślady? – słyszę męski głos, ale go nie rozpoznaję.
– Kto mówi? – marszczę brwi.
– Tutaj Justin – otwieram szeroko oczy, ale jestem w szoku. – Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale chciałem ci powiedzieć dobranoc.
– Skąd masz mój numer? – pytam cicho, cały czas nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
– Dobranoc kochanie – ignoruje moje pytanie. – Do zobaczenia już naprawdę niedługo – cmoka w słuchawkę i kończy połączenie.
                       Wpatruję się jeszcze chwilę w punkt przed sobą, próbując przetrawić to co się przed chwilą stało. Kręcę głową, ale dzisiaj zdecydowanie za dużo rzeczy zwaliło się na moją głowę i jedyne o czym teraz marzę to sen. Odkładam telefon na szafkę obok łóżka i opadam na poduszkę, zamykając oczy. W mojej głowie odgrywają się wspomnienia z dzisiejszego dnia, ale ja staram się nie zwracać na nie uwagi i chwilę potem zasypiam. 

_________________________________________________________________________
Załamka, nie. Plan był całkiem inny, ale dostałam natchnienia, którego teraz nie jestem pewna xd Kurde, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Piszcie co sądzicie :D

5 komentarzy

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.