piątek, 18 marca 2016

ROZDZIAŁ 5

          Nie wiem ile wpatruję się w tę kartkę. Mam wrażenie jakby czas się zatrzymał. Cały czas od nowa czytam jej treść, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Skoro wie, że nie noszę bransoletki od niego to znaczy, że mnie obserwuje? Przełykam ślinę i powoli podnoszę głowę, napotykając zdezorientowane spojrzenie Brada.
– Co tam masz napisane? – pyta i wyciąga szyje, żeby zobaczyć kartkę.
– To tylko…– zacinam się próbując znaleźć jakąś wymówkę.
– Co? – zaciska szczękę i nie mam pojęcia czemu się denerwuje. Spoglądam za niego i widzę jak ten sam kelner, który przyniósł nam jedzenie, uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam to i wzdycham ciężko, bo dociera do mnie, że teraz nie mam wyjścia i muszę powiedzieć Bradowi o Justinie.
– Będziesz zły – zaczynam cicho.
– Nie będę – odpowiada szybko i zaciska usta w wąską linię.
– To od pewnego chłopaka – mówię po chwili. – Ale…
– Od tego kelnera, tak?! – podnosi się gwałtownie, że aż podskakuję. – Dopiero co cię poznał – zatrzymuje się i patrzy na mnie przez chwilę. – On cię nawet nie poznał – prycha z kpiną. – On nie wie, że nie można podrywać zajętych dziewczyn?
– Tylko, że to nie – szybko przestaję mówić, kiedy orientuję się, że wszystko uszło mi na sucho. – To ja wyrzucę ten numer – dopowiadam i podnoszę się z miejsca, kierując się w stronę kosza na śmieci.
Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! Nie ma opcji, żeby Brad dowiedział się o Justinie, bo wtedy wpadnie w szał. Zbyt dużo już przez niego wycierpiał i nie chcę, żeby przeszłość do niego wracała. Wracam z powrotem do stolika i zabieram się do jedzenia. Grzebię widelcem po talerzu, ale jakoś straciłam apetyt. Nagle do głowy wpada mi pewna myśl.
– Co miało znaczyć to co powiedziałeś? – podnoszę głowę i patrzę wyczekująco na chłopaka.
– A co powiedziałem? – marszczy czoło.
– Powiedziałeś, że nie powinno podrywać się zajętych – wyraźnie podkreśliłam to słowo – dziewczyn.
– I czego w tym nie rozumiesz? – rozkłada ręce i wygodniej rozsiada się na krześle.
– Bo z tego co mi wiadomo to ja nie jestem zajęta – mamroczę pod nosem i znowu zaczynam bawić się jedzeniem.
– No cóż – przerywa, a ja nie mam odwagi na niego spojrzeć – w pewnym sensie jesteś.
– Nie jestem – mówię cicho.
– Och, czyżby? Spójrz na mnie – słyszę w jego głosie rozgoryczenie. Co się z nim dzisiaj dzieje? – Brooke, nie będę się powtarzał – powoli unoszę głowę i nasze spojrzenia się spotykają. – Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nie okazywałbym ci tyle troski i czułości jakbym czegoś w zamian od ciebie nie oczekiwał – mówi oschle, a moje wnętrzności wykręcają się we wszystkie strony.
– Nie chcę, żebyś się nade mną litował – burczę. – Sama też sobie poradzę – podnoszę się i chcę wyjść, ale chłopak łapie mnie za rękę.
– Źle mnie zrozumiałaś – wzdycha. – Chodź – ciągnie mnie w stronę wyjścia. Wchodzimy do samochodu i siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Nie chcę być dla nikogo ciężarem, rozumiesz? – przekręcam głowę w jego stronę. – Nie chcę być coś komuś winna. Nienawidzę tego.
– I nie jesteś – bierze moje dłonie i zamyka w swoich. – Chodziło mi o to, że chciałbym, abyś była moja – nie spuszczał ze mnie wzroku – i tylko moja – powtórzył szeptem.
– Czy to znaczy, że jestem twoją dziewczyną? – od razu gryzę się w język, kiedy tylko orientuję się, że wypowiedziałam swoje myśli na głos.
– Jeśli tego chcesz – wzrusza obojętnie ramionami. Nie rozumiem jego zachowania. Raz się wkurza i mam wrażenie, że ma ochotę mnie zabić, potem jest słodki i kochany, a jeszcze później jest w stosunku do mnie taki zimny i obojętny. Czy chcę? Nie wiem czego ja chcę.
– A mam jakiś wybór? – spoglądam na niego nieśmiało i uśmiecham się lekko.
– Właściwie to nie masz – uśmiecha się szeroko i nim zdążę się zorientować jego usta lądują na moich. Bez ostrzeżenia wsuwa swój język do środka i jestem zaskoczona tym, z jaką zaborczością mnie całuje. Jakby chciał udowodnić swoje wcześniejsze słowa. Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie go odpycham, będąc nieco przerażona jego zachowaniem. Posyłam mu dla niepoznaki uśmiech, który odwzajemnia.
                 Kiedy wracamy do domu jest prawie osiemnasta. Kiedy ten czas minął?! Wychodzę z samochodu i nie  czekając na Brada wchodzę do środka. Idę do kuchni i wyciągam sok z lodówki. Nalewam go do szklanki i wypijam wszystko za jednym razem i dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo zaschło mi w gardle. Odkładam szklankę na bok i kieruję się do góry. Przemierzam korytarz i widzę uchylone drzwi w gabinecie Brada. Zastanawiam się po co mu on, ale w sumie przesiaduje tam dużo czasu, więc to chyba uzasadnione. Co chwilę gdzieś dzwoni i załatwia jakieś sprawy. Pytałam go parę razy co on takiego robi, ale za każdym razem zbywał mnie jakimiś głupimi odpowiedziami. Boję się, że wpakuje się w kłopoty, które pogrążą nie tylko jego, ale i mnie. Jeśli on faktycznie zajmuję się tym co myślę to prędzej czy później będziemy mieli problemy. Jakby nie było przez parę lat brałam w tym wszystkim udział i wiem jak niektóre rzeczy się mają.
               Nagle słyszę jak chłopak krzyczy i mimo tego, że nie powinnam, przysuwam się do ściany i zaglądam do środka, uważając by mnie nie zauważył.
– To nie jest mój problem! Ja się wywiązałem ze wszystkiego! Czekam na kasę do jutra, a jak jej nie będzie to gorzko tego pożałujesz – jego mięśnie są bardzo napięte i mimo tego, że stoi tyłem mogę się założyć, że mógłby zabić w tym momencie wzrokiem. Niestety nie słyszę co osoba po drugiej stronie mówi. Brad wzdycha i przeciera rękami twarz. Następuje długa cisza i mam wrażenie, że nawet jego rozmówca się nie odzywa. Nagle chłopak gwałtownie się odwraca i uderza pięściami w blat biurka. Szybko chowam się za ścianę i zamykam oczy, głęboko oddychając, uświadamiając sobie, że prawie mnie przyłapał.
– Nie chcesz ze mną zadrzeć, Arguello – syczy. – Powiedziałem coś i tak się stanie, a jak postanowisz wywinąć jakiś numer to obiecuję, że zginiesz wolną i bolesną śmiercią – zniża głos. Nieprzyjemne dreszcze przechodzą przez mój kręgosłup i postanawiam wrócić do pokoju.
                     Wchodzę do środka i po cichu zamykam drzwi. To co usłyszałam było co najmniej dziwne. Dopiero teraz do mnie dociera, że to jest jego praca. Długo mi to zajęło. Przecież pieniędzy nam nie brakuje, a Brad bardzo dużo przesiaduje w domu. Parę razy pojechał gdzieś i nigdy nie chciał mi powiedzieć gdzie. A teraz chyba już wiem. Po pieniądze, które należą się za, jak mniemam, towar. Opadam na łóżko i zamykam oczy. Miałam nadzieję, że raz na zawsze się od tego uwolnię, ale jak widać chęć szybkiego zarobienia łatwych pieniędzy wszystkich zachęca. Może spróbuję odwieść Brada od tego? Prycham na swoją głupotę. Jeszcze mu powiem, że słyszałam jak rozmawiał z jakimś Arguello. Nie mogę być aż tak głupia.
                  Podnoszę się z łóżka i podchodzę do szafy. Wezmę relaksującą kąpiel i może tym sposobem nie będę myśleć o Bradzie i jego interesach. Biorę szare dresy i zwykłą, białą koszulkę. Dopieram jeszcze bieliznę i wchodzę do łazienki. Odkręcam kurek, aby woda już się lała, a sama zaczynam się rozbierać. Po kilku minutach wanna jest już pełna. Dolewam moich ulubionych płynów do kąpieli i od razu robi się piana. Wchodzę do środka i układam się wygodnie. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, rozkoszując się tą chwilą.
                  Do mojej głowy zaczynają znowu napływać myśli o Bradzie, o tym co podsłuchałam i o tym, że jest teraz moim chłopakiem. Nie sądziłam, że to wszystko tak szybko się potoczy. Owszem, czułam, że w przyszłości coś może być między nami, ale nie miałam pojęcia, że to nastąpi już teraz. Czy się cieszę? W sumie to tak, bo Brad to naprawdę fajny chłopak. Bardzo go lubię i ufam mu, a to najważniejsze. Zastanawia mnie jedynie jego zachowanie. Miałam wrażenie, że chciał mi dzisiaj pokazać, że ma nade mną władzę i że to on ma ostatnie słowo. Jeśli faktycznie tak myśli, to będę musiała go od tego odwieść. Nie ma mowy, żeby ktoś miał nade mną kontrolę. To moje życie i ja będę sobie sama jego panem.
                   Powoli zaczyna robić mi się zimno. Szybko myję ciało i włosy, po czym wychodzę z wanny. Wypuszczam wodę i biorę ręcznik, żeby się wytrzeć. Zakładam na siebie bieliznę i zabieram się za ogarnianie włosów. Rozczesuję je delikatnie i zostawiam je, aby wyschły. Nagle drzwi otwierają się, a do środka wchodzi Brad.
– Hej! – zasłaniam się ręcznikiem i próbuję wypchnąć go z pomieszczenia.
– Co ty robisz? – opiera się o ścianę i zakłada ręce na piersi. Teraz nie mam już szans.
– Nie widzisz, że się kąpię? – zaczynam się złościć, ale nie rozumiem dlaczego tak po prostu tu wszedł.
– Po pierwsze, wcale się nie kąpiesz – uśmiecha się chytrze – a po drugie, jesteś moją dziewczyną – wzrusza ramionami.
– I co w związku z tym? – marszczę czoło.
– I jeśli chcę oglądać cię w samej bieliźnie, to będę to robił – podchodzi do mnie, a ja wstrzymuje powietrze, bojąc się jego następnego ruchu. – A jeśli chcę zobaczyć ją bez niej – podnosi rękę i zaczyna sunąć po moim ramieniu – to ją zobaczę – powoli zsuwa ramiączko od mojego stanika. Szybko odsuwam się od niego i sięgam po bluzkę, chcąc ją jak najszybciej założyć. – To nie będzie ci potrzebne – wyrywa mi materiał i odrzuca na bok.
                  Cofam się do tyłu, kiedy podchodzi do mnie. W końcu natrafiam na ścianę i już nie mam gdzie uciekać. Wierzcie mi lub nie, ale ja naprawdę się boję. Stoi tuż przede mną i opiera ręce po bokach mojej głowy.
– M-muszę się ubrać – jąkam się, starając się go odepchnąć, ale on nawet nie drgnie.
– Wcale nie musisz – szepcze mi do ucha, po czym przygryza jego płatek. – Wolę cię w takim wydaniu – zaczyna całować moją szyję, a ja czuję jak obiad pochodzi mi do gardła. Próbuję go odepchnąć, ale on kładzie ręce na moich biodrach, nie pozwalając mi się ruszyć.
– B-brad, proszę – czuję jak w moich oczach zbierają się łzy. – Nie chcę.
– Pokochasz to – zaczyna ssać i przygryzać punkt na mojej szyi. Czuję jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy i znowu próbuję się wyrwać. – Stój spokojnie! – odrywa się ode mojej szyi i patrzy na mnie groźnie.
– Brad, błagam – płaczę – przestań, ja nie chcę.
– Nie przestanę! – krzyczy głośno, a ja zaciskam powieki. – Patrz na mnie! – nie słucham go – Brooke, nie drażnij mnie! – powoli otwieram oczy i widzę jak bardzo jest wściekły. – Chcę, żebyś widziała jak będę cię pieprzył – pochyla się i szepcze mi do ucha, a mi robi się słabo.
– Zostaw mnie – z moich oczu wylewa się wodospad łez – błagam.
– Oj skarbie – nagle w jego oczach pojawia się troska. Podnosi rękę i przykłada ją do mojego policzka, gładząc go delikatnie. – Jesteś moją dziewczyną i to normalne, że chcę się z tobą kochać. To nic złego. Obiecuję, że ci się spodoba – uśmiecha się uroczo, a ja zastanawiam się co jest powodem tych nagłych zmian humoru.
– Ale ja nie chcę – kręcę głową – nie jestem gotowa, nie chcę.
– To lepiej niech ci się zachce – syczy i nim zdążę cokolwiek zrobić, przerzuca mnie przez ramię i wychodzi z łazienki.
                     Rzuca mnie mocno na łóżko i krzywię się, kiedy czuję ból w plecach. Po chwili Brad pochyla się nade mną i brutalnie wpija się w moje wargi. Kręcę głową na wszystkie strony, próbując się od niego uwolnić, jednak on przytrzymuje moją głowę. Kiedy nawet to nie pomaga, a moje ruchy nie pozwalają mu mnie całować, mocno gryzie mnie w wargę i cichy jęk bólu ucieka z moich ust.
– Właśnie tak – zamyka oczy – jęcz dla mnie – mam ochotę zwymiotować, kiedy to słyszę. Przerażona patrzę jak chłopak zdejmuje koszulkę i zabiera się za ściąganie spodni. Dociera do mnie co zamierza zrobić i wiem, że jak najszybciej muszę się wyplątać z tego bagna. Po chwili nachyla się nade mną i ponownie mnie całuje. Do głowy wpada mi genialny pomysł i szybko oddaję pocałunek. – Nareszcie – mruczy – mówiłem, że… – nie kończy, bo moje kolano ląduje na jego kroczu. Chłopak wydaje z siebie głośny krzyk i zwija się z bólu. Wykorzystuje sytuację i zrywam się na nogi. Biegiem puszczam się na dół i jedyne co zabieram ze sobą to telefon, który leżał na szafce i bluzę Brada, żeby mieć co na siebie założyć. W biegu zakładam ubranie i jestem wdzięczna Bogu, że sięga mi do połowy ud. Przynajmniej nie będę musiała chodzić nago. Wybiegam z domu i biegnę przed siebie. Nie wiem dokąd, po prostu chcę być jak najdalej od tego chłopaka.
                        Po parunastu minutach zwalniam i orientuję się, że nie wiem gdzie jestem. Rozglądam się dookoła, ale totalnie nie poznaję tej okolicy. Zauważam na końcu ulicy park. Będzie dobrym miejscem, żeby odpocząć. Szybko idę w jego stronę, ale waham się czy tam wejść, kiedy zauważam grupę podejrzanych ludzi. Postanawiam o tym nie myśleć i chwilę potem siedzę na ławce przy stawie. Moje oczy zaczynając piec, ale ja staram się ze wszystkich sił nie rozpłakać się. Jednak nie wychodzi mi to i łzy lecą po moich policzkach.
                      Nie wierzę, że Brad mógł  mi coś takiego zrobić. Ufałam mu! Był dla mnie taki ważny, a on tak po prostu chciał… Nie umiem w to uwierzyć. To tylko sen, głupi, okropny sen! Zaraz się obudzę i zobaczę jak się do mnie słodko uśmiecha. Gdzie się podział mój słodki i czuły Brad? Bo ten, który próbował mnie zgwałcić to na pewno nie on. Czegoś się naćpał albo coś. Ale co teraz? Przecież nie mogę wrócić tam jak gdyby nigdy nic. Przecież on będzie chciał zrobić to znowu! Nie mówię, że bym się na to nie zgodziła, ale musiałby poczekać. Ja po prostu nie jestem gotowa, boję się.
– Hej – słyszę nagle jakiś głos i niepewnie podnoszę głowę. Przede mną stoi śliczna brunetka i przygląda mi się smutno. – Mogę się przysiąść?
– Jasne – chrząkam i odsuwam się na bok, robiąc jej miejsce. Siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Jestem Sophie – mówi, ale nie patrzy się na mnie.
– Brooke.
– Czyżby kłótnia z chłopakiem? – pyta cicho i delikatnie przekręca głowę w moją stronę.
– Tak jakby – wzdycham.
– Możesz mi powiedzieć – uśmiecha się lekko. – I tak się nie znamy, więc nie mam nawet komu wygadać twojej tajemnicy – chichocze cicho. – Jak się wygadasz będzie lepiej – łapie mnie za dłoń i ściska ją, starając się dodać mi otuchy.
– On – zamykam oczy, przypominając sobie całą tą sytuację – chciał mnie zgwałcić – mówię szeptem.
– To wyjaśnia dlaczego jesteś tylko w bluzie – mówi smutno.
– Przecież on był taki kochany – nie wytrzymuję i wybucham płaczem. – Troszczył się o mnie, mówił czułe słówka, całował i przytulał. Dlaczego on to zrobił?! Dlaczego!
– Nie płacz, proszę – szybko mnie przytula i pociera moje plecy. – Tak już niestety jest, że chłopaki to skończeni idioci – mówi cicho – i uwierz mi, że ja coś o tym wiem – cichnie nagle, aż się od niej odsuwam i widzę jak w jej oczach też zebrały się łzy.
– Widzę, że nie tylko ja mam kłopoty z chłopakiem – uśmiecham się lekko, ale bawi mnie to, że na siebie trafiłyśmy.
–Ale nie możemy się tym przejmować – podnosi dłoń i ociera moje łzy. – Proszę, nie płacz. Możemy iść na policję jak chcesz – proponuje po chwili.
– Nie! – krzyczę. – Nie chcę mu tego robić – zaczynam bawić się rękawem bluzy. – Dam mu parę dni niech ochłonie, a potem zobaczymy.
– A gdzie się zatrzymasz do tego czasu? – pyta, a ja tylko wzruszam ramionami. – To może ja cię przenocuję?
– Nie mogę się na to zgodzić – kręcę od razu głową.
– Dlaczego? – marszczy czoło. – Trzeba pomagać tym co są w potrzebie, a dla mnie to nie problem. I tak mieszkam sama, więc miło będzie mieć towarzystwo – uśmiecha się szeroko.
– Nie będę ci przeszkadzać? – pytam niepewnie.
– Nie będziesz – przewraca oczami, ale cały czas się uśmiecha. – A więc postanowione!
– Dziękuję – przytulam ją.
– Nie ma za co – ściska mnie mocno. – I nie martw się. Wszystko się ułoży.
                       Siedzimy w parku już prawie dwie godziny. Dowiedziałam się, że nazywa się Sophie Brown i chodzi do tej samej szkoły co ja! Tylko jest w trzeciej klasie, ale przecież to bez znaczenia. Mieszka w LA od roku. Przeprowadziła się tutaj, bo chciała uciec od „złego” chłopaka. Nie zagłębiała się w ten temat, a ja nie chciałam naciskać. Jest jedynaczką, a jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu. Ma alergie na sierść i nie lubi miętowych lodów. Naprawdę fajnie mi się z nią rozmawia i cieszę się, że ją spotkałam. Nareszcie coś zajmie moje myśli i nie będę musiała myśleć o tym co złe.
                     Zbieramy się do domu po dziesiątej. Jest już bardzo ciemno i zimno, ale czas tak szybko zleciał, że nawet nie tego zauważyłyśmy.
– Nie powinnaś chodzić po tym parku w samej bluzie – mówi cicho i mocniej ściska moją dłoń.
– Dlaczego? – patrzę na nią zdezorientowana, ale nie rozumiem dlaczego zachowuje się jakby się bała.
– Dużo, dziwnych ludzi tutaj jest – wzrusza ramionami i jak na zawołanie dobiegają do nas śmiechy kilku osób. Sophie przyśpiesza i czuję jak jej ciało się spina.
– Panowie patrzcie! – słyszę głos jakiegoś chłopaka i od razu przeklinam się w myślach, że nie poszłyśmy stąd wcześniej. Praktycznie biegiem skierowałyśmy się do wyjścia z parku, ale nim do niego dotarłyśmy, przed nami pojawiła się grupka chłopaków.
– Co takie ślicznotki robią tutaj o tej porze? – jeden z nich wychodzi na przód i uśmiecha się do nas chytrze. – I to na dodatek same – przejeżdża po nas wzrokiem – i jeszcze tak ubrane – wpatruje się we mnie i oblizuje usta.
– Daruj sobie – syczy Sophie, czym nieco mnie zaskakuje.
– No proszę jaka zadziorna – mówi inny – lubię takie –zaciera ręce, na co reszta wybucha śmiechem.
– Może pojedziemy do mnie? – nagle obok mnie pojawia się wysoki, dobrze zbudowany brunet i odciąga mnie od Sophie. Przytula moje ciało do swojego i jeździ rękami po moich odsłoniętych nogach.
– Zostaw mnie! – próbuję się wyrwać i znowu chcę mi się płakać, widząc podobieństwo między tą sytuacją, a to z Bradem.
– Czego się boisz, kochanie? –szepcze mi do ucha.
– Kurwa Rick, odpuść – obok nas pojawia się Sophie i uderza chłopaka w ramię. Ten śmieje się, a ja jestem zaskoczona, że zna jego imię.
– No daj spokój, Sophie – chłopak odsuwa się ode mnie i widzę, że jest rozbawiony tym wszystkim. – Nie przedstawisz mnie swojej koleżance? – unosi brew.
– Może innym razem – uśmiecha się do niego sztucznie i znowu bierze mnie pod rękę. – A teraz wybacz, ale musimy iść – szybko mijamy ich, kiedy nagle dziewczyna odwraca się. – I naucz tych swoich przydupasów trochę kultury. Zresztą siebie też. Przyda się wam to – burczy i wychodzimy z parku.
                       Jestem zaskoczona tą sytuacją, ale nie odzywam się, nie wiedząc co powinnam powiedzieć. Po kilku minutach dochodzimy pod mały, szary domek, który wygląda naprawdę uroczo.
– Nie mieszkam w luksusach – mówi, otwierając drzwi – ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
– Na pewno – posyłam jej lekki uśmiech i wchodzę do środka. Dom urządzony jest bardzo przytulnie i już mi się podoba.
– Na lewo jest twój pokój, a ja śpię tam – wskazuje na drzwi obok moich. – To dobranoc – podchodzi do mnie i przytula mnie mocno. Odsuwa się ode mnie i znika za drzwiami. Ja też wchodzę do pokoju, zdejmuję bluzę i kładę się do łóżka. Przykrywam się pod samą szyję i zamykam oczy. Czuję, że już zasypiam, kiedy słyszę dzwonek mojego telefonu.  Podnoszę się i nie patrząc kto dzwoni, odbieram.
– Halo?
– Czyżby Brad chciał pójść w moje ślady? – słyszę męski głos, ale go nie rozpoznaję.
– Kto mówi? – marszczę brwi.
– Tutaj Justin – otwieram szeroko oczy, ale jestem w szoku. – Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale chciałem ci powiedzieć dobranoc.
– Skąd masz mój numer? – pytam cicho, cały czas nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
– Dobranoc kochanie – ignoruje moje pytanie. – Do zobaczenia już naprawdę niedługo – cmoka w słuchawkę i kończy połączenie.

                       Wpatruję się jeszcze chwilę w punkt przed sobą, próbując przetrawić to co się przed chwilą stało. Kręcę głową, ale dzisiaj zdecydowanie za dużo rzeczy zwaliło się na moją głowę i jedyne o czym teraz marzę to sen. Odkładam telefon na szafkę obok łóżka i opadam na poduszkę, zamykając oczy. W mojej głowie odgrywają się wspomnienia z dzisiejszego dnia, ale ja staram się nie zwracać na nie uwagi i chwilę potem zasypiam.Nie wiem ile wpatruję się w tę kartkę. Mam wrażenie jakby czas się zatrzymał. Cały czas od nowa czytam jej treść, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. Skoro wie, że nie noszę bransoletki od niego to znaczy, że mnie obserwuje? Przełykam ślinę i powoli podnoszę głowę, napotykając zdezorientowane spojrzenie Brada.
– Co tam masz napisane? – pyta i wyciąga szyje, żeby zobaczyć kartkę.
– To tylko…– zacinam się próbując znaleźć jakąś wymówkę.
– Co? – zaciska szczękę i nie mam pojęcia czemu się denerwuje. Spoglądam za niego i widzę jak ten sam kelner, który przyniósł nam jedzenie, uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam to i wzdycham ciężko, bo dociera do mnie, że teraz nie mam wyjścia i muszę powiedzieć Bradowi o Justinie.
– Będziesz zły – zaczynam cicho.
– Nie będę – odpowiada szybko i zaciska usta w wąską linię.
– To od pewnego chłopaka – mówię po chwili. – Ale…
– Od tego kelnera, tak?! – podnosi się gwałtownie, że aż podskakuję. – Dopiero co cię poznał – zatrzymuje się i patrzy na mnie przez chwilę. – On cię nawet nie poznał – prycha z kpiną. – On nie wie, że nie można podrywać zajętych dziewczyn?
– Tylko, że to nie – szybko przestaję mówić, kiedy orientuję się, że wszystko uszło mi na sucho. – To ja wyrzucę ten numer – dopowiadam i podnoszę się z miejsca, kierując się w stronę kosza na śmieci.
Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! Nie ma opcji, żeby Brad dowiedział się o Justinie, bo wtedy wpadnie w szał. Zbyt dużo już przez niego wycierpiał i nie chcę, żeby przeszłość do niego wracała. Wracam z powrotem do stolika i zabieram się do jedzenia. Grzebię widelcem po talerzu, ale jakoś straciłam apetyt. Nagle do głowy wpada mi pewna myśl.
– Co miało znaczyć to co powiedziałeś? – podnoszę głowę i patrzę wyczekująco na chłopaka.
– A co powiedziałem? – marszczy czoło.
– Powiedziałeś, że nie powinno podrywać się zajętych – wyraźnie podkreśliłam to słowo – dziewczyn.
– I czego w tym nie rozumiesz? – rozkłada ręce i wygodniej rozsiada się na krześle.
– Bo z tego co mi wiadomo to ja nie jestem zajęta – mamroczę pod nosem i znowu zaczynam bawić się jedzeniem.
– No cóż – przerywa, a ja nie mam odwagi na niego spojrzeć – w pewnym sensie jesteś.
– Nie jestem – mówię cicho.
– Och, czyżby? Spójrz na mnie – słyszę w jego głosie rozgoryczenie. Co się z nim dzisiaj dzieje? – Brooke, nie będę się powtarzał – powoli unoszę głowę i nasze spojrzenia się spotykają. – Nie udawaj, że nie rozumiesz. Nie okazywałbym ci tyle troski i czułości jakbym czegoś w zamian od ciebie nie oczekiwał – mówi oschle, a moje wnętrzności wykręcają się we wszystkie strony.
– Nie chcę, żebyś się nade mną litował – burczę. – Sama też sobie poradzę – podnoszę się i chcę wyjść, ale chłopak łapie mnie za rękę.
– Źle mnie zrozumiałaś – wzdycha. – Chodź – ciągnie mnie w stronę wyjścia. Wchodzimy do samochodu i siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Nie chcę być dla nikogo ciężarem, rozumiesz? – przekręcam głowę w jego stronę. – Nie chcę być coś komuś winna. Nienawidzę tego.
– I nie jesteś – bierze moje dłonie i zamyka w swoich. – Chodziło mi o to, że chciałbym, abyś była moja – nie spuszczał ze mnie wzroku – i tylko moja – powtórzył szeptem.
– Czy to znaczy, że jestem twoją dziewczyną? – od razu gryzę się w język, kiedy tylko orientuję się, że wypowiedziałam swoje myśli na głos.
– Jeśli tego chcesz – wzrusza obojętnie ramionami. Nie rozumiem jego zachowania. Raz się wkurza i mam wrażenie, że ma ochotę mnie zabić, potem jest słodki i kochany, a jeszcze później jest w stosunku do mnie taki zimny i obojętny. Czy chcę? Nie wiem czego ja chcę.
– A mam jakiś wybór? – spoglądam na niego nieśmiało i uśmiecham się lekko.
– Właściwie to nie masz – uśmiecha się szeroko i nim zdążę się zorientować jego usta lądują na moich. Bez ostrzeżenia wsuwa swój język do środka i jestem zaskoczona tym, z jaką zaborczością mnie całuje. Jakby chciał udowodnić swoje wcześniejsze słowa. Kładę dłonie na jego klatce piersiowej i delikatnie go odpycham, będąc nieco przerażona jego zachowaniem. Posyłam mu dla niepoznaki uśmiech, który odwzajemnia.
                 Kiedy wracamy do domu jest prawie osiemnasta. Kiedy ten czas minął?! Wychodzę z samochodu i nie  czekając na Brada wchodzę do środka. Idę do kuchni i wyciągam sok z lodówki. Nalewam go do szklanki i wypijam wszystko za jednym razem i dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo zaschło mi w gardle. Odkładam szklankę na bok i kieruję się do góry. Przemierzam korytarz i widzę uchylone drzwi w gabinecie Brada. Zastanawiam się po co mu on, ale w sumie przesiaduje tam dużo czasu, więc to chyba uzasadnione. Co chwilę gdzieś dzwoni i załatwia jakieś sprawy. Pytałam go parę razy co on takiego robi, ale za każdym razem zbywał mnie jakimiś głupimi odpowiedziami. Boję się, że wpakuje się w kłopoty, które pogrążą nie tylko jego, ale i mnie. Jeśli on faktycznie zajmuję się tym co myślę to prędzej czy później będziemy mieli problemy. Jakby nie było przez parę lat brałam w tym wszystkim udział i wiem jak niektóre rzeczy się mają.
               Nagle słyszę jak chłopak krzyczy i mimo tego, że nie powinnam, przysuwam się do ściany i zaglądam do środka, uważając by mnie nie zauważył.
– To nie jest mój problem! Ja się wywiązałem ze wszystkiego! Czekam na kasę do jutra, a jak jej nie będzie to gorzko tego pożałujesz – jego mięśnie są bardzo napięte i mimo tego, że stoi tyłem mogę się założyć, że mógłby zabić w tym momencie wzrokiem. Niestety nie słyszę co osoba po drugiej stronie mówi. Brad wzdycha i przeciera rękami twarz. Następuje długa cisza i mam wrażenie, że nawet jego rozmówca się nie odzywa. Nagle chłopak gwałtownie się odwraca i uderza pięściami w blat biurka. Szybko chowam się za ścianę i zamykam oczy, głęboko oddychając, uświadamiając sobie, że prawie mnie przyłapał.
– Nie chcesz ze mną zadrzeć, Arguello – syczy. – Powiedziałem coś i tak się stanie, a jak postanowisz wywinąć jakiś numer to obiecuję, że zginiesz wolną i bolesną śmiercią – zniża głos. Nieprzyjemne dreszcze przechodzą przez mój kręgosłup i postanawiam wrócić do pokoju.
                     Wchodzę do środka i po cichu zamykam drzwi. To co usłyszałam było co najmniej dziwne. Dopiero teraz do mnie dociera, że to jest jego praca. Długo mi to zajęło. Przecież pieniędzy nam nie brakuje, a Brad bardzo dużo przesiaduje w domu. Parę razy pojechał gdzieś i nigdy nie chciał mi powiedzieć gdzie. A teraz chyba już wiem. Po pieniądze, które należą się za, jak mniemam, towar. Opadam na łóżko i zamykam oczy. Miałam nadzieję, że raz na zawsze się od tego uwolnię, ale jak widać chęć szybkiego zarobienia łatwych pieniędzy wszystkich zachęca. Może spróbuję odwieść Brada od tego? Prycham na swoją głupotę. Jeszcze mu powiem, że słyszałam jak rozmawiał z jakimś Arguello. Nie mogę być aż tak głupia.
                  Podnoszę się z łóżka i podchodzę do szafy. Wezmę relaksującą kąpiel i może tym sposobem nie będę myśleć o Bradzie i jego interesach. Biorę szare dresy i zwykłą, białą koszulkę. Dopieram jeszcze bieliznę i wchodzę do łazienki. Odkręcam kurek, aby woda już się lała, a sama zaczynam się rozbierać. Po kilku minutach wanna jest już pełna. Dolewam moich ulubionych płynów do kąpieli i od razu robi się piana. Wchodzę do środka i układam się wygodnie. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, rozkoszując się tą chwilą.
                  Do mojej głowy zaczynają znowu napływać myśli o Bradzie, o tym co podsłuchałam i o tym, że jest teraz moim chłopakiem. Nie sądziłam, że to wszystko tak szybko się potoczy. Owszem, czułam, że w przyszłości coś może być między nami, ale nie miałam pojęcia, że to nastąpi już teraz. Czy się cieszę? W sumie to tak, bo Brad to naprawdę fajny chłopak. Bardzo go lubię i ufam mu, a to najważniejsze. Zastanawia mnie jedynie jego zachowanie. Miałam wrażenie, że chciał mi dzisiaj pokazać, że ma nade mną władzę i że to on ma ostatnie słowo. Jeśli faktycznie tak myśli, to będę musiała go od tego odwieść. Nie ma mowy, żeby ktoś miał nade mną kontrolę. To moje życie i ja będę sobie sama jego panem.
                   Powoli zaczyna robić mi się zimno. Szybko myję ciało i włosy, po czym wychodzę z wanny. Wypuszczam wodę i biorę ręcznik, żeby się wytrzeć. Zakładam na siebie bieliznę i zabieram się za ogarnianie włosów. Rozczesuję je delikatnie i zostawiam je, aby wyschły. Nagle drzwi otwierają się, a do środka wchodzi Brad.
– Hej! – zasłaniam się ręcznikiem i próbuję wypchnąć go z pomieszczenia.
– Co ty robisz? – opiera się o ścianę i zakłada ręce na piersi. Teraz nie mam już szans.
– Nie widzisz, że się kąpię? – zaczynam się złościć, ale nie rozumiem dlaczego tak po prostu tu wszedł.
– Po pierwsze, wcale się nie kąpiesz – uśmiecha się chytrze – a po drugie, jesteś moją dziewczyną – wzrusza ramionami.
– I co w związku z tym? – marszczę czoło.
– I jeśli chcę oglądać cię w samej bieliźnie, to będę to robił – podchodzi do mnie, a ja wstrzymuje powietrze, bojąc się jego następnego ruchu. – A jeśli chcę zobaczyć ją bez niej – podnosi rękę i zaczyna sunąć po moim ramieniu – to ją zobaczę – powoli zsuwa ramiączko od mojego stanika. Szybko odsuwam się od niego i sięgam po bluzkę, chcąc ją jak najszybciej założyć. – To nie będzie ci potrzebne – wyrywa mi materiał i odrzuca na bok.
                  Cofam się do tyłu, kiedy podchodzi do mnie. W końcu natrafiam na ścianę i już nie mam gdzie uciekać. Wierzcie mi lub nie, ale ja naprawdę się boję. Stoi tuż przede mną i opiera ręce po bokach mojej głowy.
– M-muszę się ubrać – jąkam się, starając się go odepchnąć, ale on nawet nie drgnie.
– Wcale nie musisz – szepcze mi do ucha, po czym przygryza jego płatek. – Wolę cię w takim wydaniu – zaczyna całować moją szyję, a ja czuję jak obiad pochodzi mi do gardła. Próbuję go odepchnąć, ale on kładzie ręce na moich biodrach, nie pozwalając mi się ruszyć.
– B-brad, proszę – czuję jak w moich oczach zbierają się łzy. – Nie chcę.
– Pokochasz to – zaczyna ssać i przygryzać punkt na mojej szyi. Czuję jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy i znowu próbuję się wyrwać. – Stój spokojnie! – odrywa się ode mojej szyi i patrzy na mnie groźnie.
– Brad, błagam – płaczę – przestań, ja nie chcę.
– Nie przestanę! – krzyczy głośno, a ja zaciskam powieki. – Patrz na mnie! – nie słucham go – Brooke, nie drażnij mnie! – powoli otwieram oczy i widzę jak bardzo jest wściekły. – Chcę, żebyś widziała jak będę cię pieprzył – pochyla się i szepcze mi do ucha, a mi robi się słabo.
– Zostaw mnie – z moich oczu wylewa się wodospad łez – błagam.
– Oj skarbie – nagle w jego oczach pojawia się troska. Podnosi rękę i przykłada ją do mojego policzka, gładząc go delikatnie. – Jesteś moją dziewczyną i to normalne, że chcę się z tobą kochać. To nic złego. Obiecuję, że ci się spodoba – uśmiecha się uroczo, a ja zastanawiam się co jest powodem tych nagłych zmian humoru.
– Ale ja nie chcę – kręcę głową – nie jestem gotowa, nie chcę.
– To lepiej niech ci się zachce – syczy i nim zdążę cokolwiek zrobić, przerzuca mnie przez ramię i wychodzi z łazienki.
                     Rzuca mnie mocno na łóżko i krzywię się, kiedy czuję ból w plecach. Po chwili Brad pochyla się nade mną i brutalnie wpija się w moje wargi. Kręcę głową na wszystkie strony, próbując się od niego uwolnić, jednak on przytrzymuje moją głowę. Kiedy nawet to nie pomaga, a moje ruchy nie pozwalają mu mnie całować, mocno gryzie mnie w wargę i cichy jęk bólu ucieka z moich ust.
– Właśnie tak – zamyka oczy – jęcz dla mnie – mam ochotę zwymiotować, kiedy to słyszę. Przerażona patrzę jak chłopak zdejmuje koszulkę i zabiera się za ściąganie spodni. Dociera do mnie co zamierza zrobić i wiem, że jak najszybciej muszę się wyplątać z tego bagna. Po chwili nachyla się nade mną i ponownie mnie całuje. Do głowy wpada mi genialny pomysł i szybko oddaję pocałunek. – Nareszcie – mruczy – mówiłem, że… – nie kończy, bo moje kolano ląduje na jego kroczu. Chłopak wydaje z siebie głośny krzyk i zwija się z bólu. Wykorzystuje sytuację i zrywam się na nogi. Biegiem puszczam się na dół i jedyne co zabieram ze sobą to telefon, który leżał na szafce i bluzę Brada, żeby mieć co na siebie założyć. W biegu zakładam ubranie i jestem wdzięczna Bogu, że sięga mi do połowy ud. Przynajmniej nie będę musiała chodzić nago. Wybiegam z domu i biegnę przed siebie. Nie wiem dokąd, po prostu chcę być jak najdalej od tego chłopaka.
                        Po parunastu minutach zwalniam i orientuję się, że nie wiem gdzie jestem. Rozglądam się dookoła, ale totalnie nie poznaję tej okolicy. Zauważam na końcu ulicy park. Będzie dobrym miejscem, żeby odpocząć. Szybko idę w jego stronę, ale waham się czy tam wejść, kiedy zauważam grupę podejrzanych ludzi. Postanawiam o tym nie myśleć i chwilę potem siedzę na ławce przy stawie. Moje oczy zaczynając piec, ale ja staram się ze wszystkich sił nie rozpłakać się. Jednak nie wychodzi mi to i łzy lecą po moich policzkach.
                      Nie wierzę, że Brad mógł  mi coś takiego zrobić. Ufałam mu! Był dla mnie taki ważny, a on tak po prostu chciał… Nie umiem w to uwierzyć. To tylko sen, głupi, okropny sen! Zaraz się obudzę i zobaczę jak się do mnie słodko uśmiecha. Gdzie się podział mój słodki i czuły Brad? Bo ten, który próbował mnie zgwałcić to na pewno nie on. Czegoś się naćpał albo coś. Ale co teraz? Przecież nie mogę wrócić tam jak gdyby nigdy nic. Przecież on będzie chciał zrobić to znowu! Nie mówię, że bym się na to nie zgodziła, ale musiałby poczekać. Ja po prostu nie jestem gotowa, boję się.
– Hej – słyszę nagle jakiś głos i niepewnie podnoszę głowę. Przede mną stoi śliczna brunetka i przygląda mi się smutno. – Mogę się przysiąść?
– Jasne – chrząkam i odsuwam się na bok, robiąc jej miejsce. Siedzimy chwilę nic nie mówiąc.
– Jestem Sophie – mówi, ale nie patrzy się na mnie.
– Brooke.
– Czyżby kłótnia z chłopakiem? – pyta cicho i delikatnie przekręca głowę w moją stronę.
– Tak jakby – wzdycham.
– Możesz mi powiedzieć – uśmiecha się lekko. – I tak się nie znamy, więc nie mam nawet komu wygadać twojej tajemnicy – chichocze cicho. – Jak się wygadasz będzie lepiej – łapie mnie za dłoń i ściska ją, starając się dodać mi otuchy.
– On – zamykam oczy, przypominając sobie całą tą sytuację – chciał mnie zgwałcić – mówię szeptem.
– To wyjaśnia dlaczego jesteś tylko w bluzie – mówi smutno.
– Przecież on był taki kochany – nie wytrzymuję i wybucham płaczem. – Troszczył się o mnie, mówił czułe słówka, całował i przytulał. Dlaczego on to zrobił?! Dlaczego!
– Nie płacz, proszę – szybko mnie przytula i pociera moje plecy. – Tak już niestety jest, że chłopaki to skończeni idioci – mówi cicho – i uwierz mi, że ja coś o tym wiem – cichnie nagle, aż się od niej odsuwam i widzę jak w jej oczach też zebrały się łzy.
– Widzę, że nie tylko ja mam kłopoty z chłopakiem – uśmiecham się lekko, ale bawi mnie to, że na siebie trafiłyśmy.
–Ale nie możemy się tym przejmować – podnosi dłoń i ociera moje łzy. – Proszę, nie płacz. Możemy iść na policję jak chcesz – proponuje po chwili.
– Nie! – krzyczę. – Nie chcę mu tego robić – zaczynam bawić się rękawem bluzy. – Dam mu parę dni niech ochłonie, a potem zobaczymy.
– A gdzie się zatrzymasz do tego czasu? – pyta, a ja tylko wzruszam ramionami. – To może ja cię przenocuję?
– Nie mogę się na to zgodzić – kręcę od razu głową.
– Dlaczego? – marszczy czoło. – Trzeba pomagać tym co są w potrzebie, a dla mnie to nie problem. I tak mieszkam sama, więc miło będzie mieć towarzystwo – uśmiecha się szeroko.
– Nie będę ci przeszkadzać? – pytam niepewnie.
– Nie będziesz – przewraca oczami, ale cały czas się uśmiecha. – A więc postanowione!
– Dziękuję – przytulam ją.
– Nie ma za co – ściska mnie mocno. – I nie martw się. Wszystko się ułoży.
                       Siedzimy w parku już prawie dwie godziny. Dowiedziałam się, że nazywa się Sophie Brown i chodzi do tej samej szkoły co ja! Tylko jest w trzeciej klasie, ale przecież to bez znaczenia. Mieszka w LA od roku. Przeprowadziła się tutaj, bo chciała uciec od „złego” chłopaka. Nie zagłębiała się w ten temat, a ja nie chciałam naciskać. Jest jedynaczką, a jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym dwa lata temu. Ma alergie na sierść i nie lubi miętowych lodów. Naprawdę fajnie mi się z nią rozmawia i cieszę się, że ją spotkałam. Nareszcie coś zajmie moje myśli i nie będę musiała myśleć o tym co złe.
                     Zbieramy się do domu po dziesiątej. Jest już bardzo ciemno i zimno, ale czas tak szybko zleciał, że nawet nie tego zauważyłyśmy.
– Nie powinnaś chodzić po tym parku w samej bluzie – mówi cicho i mocniej ściska moją dłoń.
– Dlaczego? – patrzę na nią zdezorientowana, ale nie rozumiem dlaczego zachowuje się jakby się bała.
– Dużo, dziwnych ludzi tutaj jest – wzrusza ramionami i jak na zawołanie dobiegają do nas śmiechy kilku osób. Sophie przyśpiesza i czuję jak jej ciało się spina.
– Panowie patrzcie! – słyszę głos jakiegoś chłopaka i od razu przeklinam się w myślach, że nie poszłyśmy stąd wcześniej. Praktycznie biegiem skierowałyśmy się do wyjścia z parku, ale nim do niego dotarłyśmy, przed nami pojawiła się grupka chłopaków.
– Co takie ślicznotki robią tutaj o tej porze? – jeden z nich wychodzi na przód i uśmiecha się do nas chytrze. – I to na dodatek same – przejeżdża po nas wzrokiem – i jeszcze tak ubrane – wpatruje się we mnie i oblizuje usta.
– Daruj sobie – syczy Sophie, czym nieco mnie zaskakuje.
– No proszę jaka zadziorna – mówi inny – lubię takie –zaciera ręce, na co reszta wybucha śmiechem.
– Może pojedziemy do mnie? – nagle obok mnie pojawia się wysoki, dobrze zbudowany brunet i odciąga mnie od Sophie. Przytula moje ciało do swojego i jeździ rękami po moich odsłoniętych nogach.
– Zostaw mnie! – próbuję się wyrwać i znowu chcę mi się płakać, widząc podobieństwo między tą sytuacją, a to z Bradem.
– Czego się boisz, kochanie? –szepcze mi do ucha.
– Kurwa Rick, odpuść – obok nas pojawia się Sophie i uderza chłopaka w ramię. Ten śmieje się, a ja jestem zaskoczona, że zna jego imię.
– No daj spokój, Sophie – chłopak odsuwa się ode mnie i widzę, że jest rozbawiony tym wszystkim. – Nie przedstawisz mnie swojej koleżance? – unosi brew.
– Może innym razem – uśmiecha się do niego sztucznie i znowu bierze mnie pod rękę. – A teraz wybacz, ale musimy iść – szybko mijamy ich, kiedy nagle dziewczyna odwraca się. – I naucz tych swoich przydupasów trochę kultury. Zresztą siebie też. Przyda się wam to – burczy i wychodzimy z parku.
                       Jestem zaskoczona tą sytuacją, ale nie odzywam się, nie wiedząc co powinnam powiedzieć. Po kilku minutach dochodzimy pod mały, szary domek, który wygląda naprawdę uroczo.
– Nie mieszkam w luksusach – mówi, otwierając drzwi – ale mam nadzieję, że ci się spodoba.
– Na pewno – posyłam jej lekki uśmiech i wchodzę do środka. Dom urządzony jest bardzo przytulnie i już mi się podoba.
– Na lewo jest twój pokój, a ja śpię tam – wskazuje na drzwi obok moich. – To dobranoc – podchodzi do mnie i przytula mnie mocno. Odsuwa się ode mnie i znika za drzwiami. Ja też wchodzę do pokoju, zdejmuję bluzę i kładę się do łóżka. Przykrywam się pod samą szyję i zamykam oczy. Czuję, że już zasypiam, kiedy słyszę dzwonek mojego telefonu.  Podnoszę się i nie patrząc kto dzwoni, odbieram.
– Halo?
– Czyżby Brad chciał pójść w moje ślady? – słyszę męski głos, ale go nie rozpoznaję.
– Kto mówi? – marszczę brwi.
– Tutaj Justin – otwieram szeroko oczy, ale jestem w szoku. – Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale chciałem ci powiedzieć dobranoc.
– Skąd masz mój numer? – pytam cicho, cały czas nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.
– Dobranoc kochanie – ignoruje moje pytanie. – Do zobaczenia już naprawdę niedługo – cmoka w słuchawkę i kończy połączenie.
                       Wpatruję się jeszcze chwilę w punkt przed sobą, próbując przetrawić to co się przed chwilą stało. Kręcę głową, ale dzisiaj zdecydowanie za dużo rzeczy zwaliło się na moją głowę i jedyne o czym teraz marzę to sen. Odkładam telefon na szafkę obok łóżka i opadam na poduszkę, zamykając oczy. W mojej głowie odgrywają się wspomnienia z dzisiejszego dnia, ale ja staram się nie zwracać na nie uwagi i chwilę potem zasypiam. 

_________________________________________________________________________
Załamka, nie. Plan był całkiem inny, ale dostałam natchnienia, którego teraz nie jestem pewna xd Kurde, mam nadzieję, że Wam się spodoba. Piszcie co sądzicie :D

poniedziałek, 14 marca 2016

ROZDZIAŁ 4

                W piętnaście minut dochodzę pod ogromny, szary budynek. Z zewnątrz wygląda nieco jak więzienie i na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Liczę jednak, że wszystko będzie dobrze i spędzone dwa lata tutaj będą najlepsze w moim życiu. Stoję jeszcze przez moment przed szkołą i wpatruję się w ludzi wchodzących do środka. Grupki znajomych idą, śmiejąc się do rozpuku, a inni są sami i ich twarze nie zdradzają żadnych emocji. Biorę ostatni oddech i ruszam w kierunku wejścia. Powoli wchodzę po schodach, modląc się, aby się nie przewrócić. Mam naprawdę wysokie szpilki i teraz żałuję, że je założyłam. Udaje mi się bez żadnych niespodzianek dostać do środka. Z zaciekawieniem rozglądam się dookoła i strasznie się cieszę, że mogę chodzić do szkoły. Orientuję się, że nie wiem gdzie iść, więc szybko szukam kogoś za kim ewentualnie mogę się udać. Po kilku minutach za grupką dziewczyn docieram na salę. Jest tutaj mnóstwo ludzi i muszę przyznać, że kiedy ich widzę zaczynam panikować. Praktycznie każdy z kimś rozmawia i śmieje się albo płacze, że wakacje się skończyły. Po chwili wszyscy milkną, a na środek wychodzi mężczyzna w podeszłym wieku, jak przypuszczam, dyrektor. Staję z boku pod ścianą i oglądam jak głowa szkoły wita wszystkich uczniów. Po krótkiej przemowie głos zabierają inne osoby, ale nie mam ochoty, żeby ich słuchać. Skupiam się na swoich paznokciach i nie zauważam, kiedy obok mnie pojawia się jakaś postać.
– Nie widziałem cię tutaj jeszcze – wzdrygam się mimo, że powiedział to naprawdę cicho. – Spokojnie, nie chciałem cię przestraszyć – podnoszę głowę i widzę blondyna średniego wzrostu, który posyła mi uroczy uśmiech.
– Zamyśliłam się po prostu – uśmiecham się.
– Jestem Theo – wyciąga w moją stronę dłoń, którą lekko ściskam. – To jak? Chodziłaś tutaj wcześniej? Bo w sumie to jest duża szkoła, więc mogłem cię gdzieś przeoczyć – puszcza mi oczko, a ja kręcę rozbawiona głową.
– Nie, przeniosłam się w tym roku – wyjaśniam, ale widząc, że chłopak znowu otwiera usta, szybko dopowiadam – z Nowego Jorku.
– Czytasz w myślach? – patrzy na mnie jak na kosmitkę, ale cały czas się uśmiecha.
– Tak, jestem wróżką – śmieję się cicho.
– Więc wróżko… – przerywa. – Właściwie nie wiem jak masz na imię – unosi brew.
– Brooke – odpowiadam.
– Ładne imię dla ładnej dziewczyny – posyła mi zadziorny uśmiech.
– Boże, nie – przykładam dłoń do czoła i śmieję się pod nosem. – Gorszego tekstu nie mogłeś wymyślić? – podnoszę głowę i patrzę na niego rozbawiona.
– No weź – jęczy. – Na wszystkie dziewczyny to działa – wyrzuca ręce w górę.
– Nie jestem jak wszystkie – wzruszam ramionami.
– Nie? – przysuwa się bliżej tak, że stykamy się ramionami. – To co takiego cię wyróżnia? – oblizuje usta i patrzy przed siebie. – Pomijając to, że jesteś wróżką – dodaje szybko, a ja wybucham śmiechem. Zbieram od nauczycieli wkurzone spojrzenia, więc szybko się ogarniam.
– Przez ciebie podpadłam już  w pierwszy dzień – posyłam mu surowe spojrzenie, starając się nie zaśmiać.
– Nie pierwszy i nie ostatni raz, mała – wzrusza ramionami i uśmiecha się beztrosko.
– Co masz na myśli? – marszczę brwi i patrzę na niego.
– Właściwie to nic – szczerzy się jak głupi. – A tak w ogóle to do której klasy chodzisz?
– Do drugiej – zakładam włosy za ucho i skupiam uwagę na dyrektorze, który mówi o tym, że nie życzy sobie palenia na tyłach szkoły. Prycham w myślach, wiedząc, że wszyscy i tak mają to w nosie.
– Więc muszę ci powiedzieć, że jesteś wyjątkowa – gwałtownie obracam głowę i patrzę na niego jakby miał dwie głowy.
– Ponieważ? – unoszę brwi.
– Bo jesteś pierwszą dziewczyną, która jest młodsza ode mnie i mnie oczarowała – pochyla się i szepcze mi do ucha.
– Proszę udać się do swoich klas, aby odebrać plany lekcji! – nim zdążę cokolwiek odpowiedzieć, słyszę głos jakiegoś nauczyciela i wszyscy opuszczają salę. Robi się ogromne zamieszanie i rozglądam się dookoła, próbując znaleźć Theo, ale po chłopaku ani śladu.
                Odpycham myśli o nim w tył mojego umysłu i kieruję się za wszystkimi. Wychodzę na korytarz  i patrzę jak wszyscy rozchodzą się do swoich sal. Niestety ja nie mam zielonego pojęcia z kim jestem w klasie, więc automatycznie nie wiem za kim mogłabym się udać. Stoję jak sierota, aż na korytarzu nie ma żywego ducha. Postanawiam pójść do sekretariatu, żeby ktoś mi pomógł. Ruszam przed siebie, kiedy orientuję się, że nawet nie wiem gdzie on jest. Ta szkoła jest jak pieprzony labirynt! Zrezygnowana siadam na ławce pod ścianą i liczę, że ktoś tutaj zaraz przyjdzie. Po parunastu minutach widzę dziewczynę, która idzie wpatrzona w telefon. Postanawiam podejść do niej i zapytać o drogę.
– Hej – staję przed nią, a ona podnosi głowę. – Nie wiesz którędy do klasy pana Lewisa?
– Jesteś naszą zgubą! – krzyczy uśmiechnięta i ciągnie mnie za rękę. Jestem zdezorientowana jej zachowaniem, ale posłusznie za nią idę. Po paru chwilach dochodzimy do drzwi od klasy historycznej. Dziewczyna chce wejść do środka, ale zatrzymuję ją.
– Czekaj – mówię, a ona odwraca się i czeka na to co mam do powiedzenia. – Po pierwsze chciałam podziękować, że mi pomogłaś.
– Pan Lewis wysłał za tobą trzy osoby – szczerzy się – w końcu jesteś tutaj nowa i przypuszczał, że możesz się zgubić, zważając na to, że ta szkoła jest ogromna – przeciąga ostatnie słowo i wskazuje rękami dookoła.
– Ale i tak dziękuję – zakładam włosy za ucho. – A po drugie to nawet nie wiem jak masz na imię.
– Jestem Alison – uśmiecha się i lekko mnie przytula – ale mów mi Ali, tak lepiej. A ty?
– Brooke – mam powiedzieć jej pełne imię? – Właściwie to Brooklyn, ale po prostu Brooke.
– O widzę, że mamy jakąś rzecz, która nas łączy – chichocze wesoło.
                Stoimy jeszcze przez chwilę śmiejąc się nie wiadomo z czego. Mimo, że znam Alison od kilkunastu minut już przypadła mi do gustu. Jest śmieszna, wesoła i strasznie zakręcona. Coś co lubię.
                Wchodzimy do klasy i od razu wszystkie oczy są skierowane na nas. Chowam się za włosami i podążam za Ali, która siada w przedostatniej ławce, a ja zaraz za nią. Nauczyciel wita nas i mówi o tym, że ma nadzieję, że ten rok będzie dla nas bardzo dobry i nasze wyniki w nauce będą zadowalające. Potem jego uwaga zostaje skierowana na mnie.
– W tym roku będzie z wami chodzić Brooklyn – mówi. – Przedstawisz się nam? – wszyscy odwracają się w moją stronę i czekają na mój ruch. Czuję jak robi mi się gorąco, ale ignoruję to i wstaję.
– Nazywam się Brooklyn Curtis, ale – zacinam się – jestem po prostu Brooke. Pochodzę z Nowego Jorku i… – urywam, nie wiedząc co mogę jeszcze powiedzieć.
– Dobrze – nauczyciel kiwa głową. – Miło cię poznać Brooklyn – powiedziałam BROOKE. Przewracam oczami, ale już wiem, że ten nauczyciel nie będzie należał do moich ulubionych. Siadam z powrotem do ławki i rozglądam się po klasie. Jest nas dość dużo i mam nadzieję, że znajdę chociaż parę osób, z którymi będę mogła się trzymać.
                Pan Lewis mówi jeszcze o paru rzeczach, które mnie totalnie nie interesują, więc się wyłączam. Na koniec rozdaje plany lekcji i życzy miłego dnia. Potem wszyscy opuszczają klasę i kierują się do wyjścia. Wychodzę przed szkołę i uśmiecham się do siebie sama nie wiem dlaczego. Nagle koło mnie pojawia się Alison.
– No hej – całuje mnie w policzek i jestem tym nieco zaskoczona. – Jak pierwsze wrażenie?
– Zapowiadają się cudowne dwa lata – wzdycham.
– To prawda – śmieje się. – A zwłaszcza, że zwróciłaś na siebie uwagę Theo – grucha przy moim uchu, a ja posyłam jej zdezorientowane spojrzenie.
– O czym ty mówisz? – marszczę czoło.
– Patrz – zatrzymuje się i kiwa głową w lewą stronę. Spoglądam tam i widzę Theo, który patrzy się na nas i uśmiecha.
– A może on patrzy na ciebie? – uśmiecham się zadziornie.
– Daj spokój – wybucha śmiechem. – To nie ja przegadałam z nim całe rozpoczęcie – szturcha mnie w bok. – Ale czyż on nie jest przystojny? – patrzy na mnie uważnie.
– No… – waham się – widziałam przystojniejszych – mrugam do niej, a jej usta się otwierają. Ale to prawda. Może i Theo jest przystojny, ale szału nie robi. Nie to co Justin. Od razu kręcę głową, że w ogóle tak pomyślałam.
– Błagam, zabierz mnie do nich – ciągnie mnie za rękę i wygląda teraz jak dziecko.
– Nie chciałabyś ich poznać – kręcę głową i ruszam dalej, ale widząc, że Ali nie ruszyła się nawet o centymetr, znowu się zatrzymuję.
– Dlaczego? – pyta zdziwiona.
– Um… – bo są niebezpieczni, bez skrupułów i uczuć? – no wiesz, to takie typowe dupki – przewracam oczami i staram zachowywać się normalnie. – Bawią się dziewczyną, a potem ją zostawiają – wymyślam, ale czuję, że jednak mam rację.
– Och – chyba uwierzyła. – Dlaczego jak chłopak jest przystojny to musi być idiotą? – kręci głową.
– A Theo? – pytam.
– Theo ma laskę – prycha. – Może i był kiedyś fajny, ale ona go zepsuła – wzrusza obojętnie ramionami.
                Nic więcej nie mówimy, tylko w ciszy kierujemy się przed siebie. Nim się orientuję dochodzimy do parku, przez który muszę przejść, aby dojść do domu.
– No dobrze – Ali zatrzymuje się – ja idę w tamtą stronę – pokazuje w prawo. – Do zobaczenia jutro?
– Tak, do zobaczenia – przytulam się do niej i odchodzę. Macha mi na pożegnanie i znika za rogiem.
                Wchodzę do parku i idę, rozglądając się na boki, podziwiając przyrodę dookoła. Postanawiam posiedzieć tutaj chwilę i siadam na zielonej ławce. Zakładam nogę na nogę i wpatruję się w widok przede mną. Przekręcam głowę w prawo i widzę grupkę dziewczyn, które stoją w kręgu i palą. Wyglądają na takie, których można by się bać, a zwłaszcza teraz, kiedy wydają się być wkurzone. Nie chciałabym być w skórze osoby, która sobie u nich coś przeskrobała.
                Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu, rozkoszując się ciszą. Promienie słoneczne ogrzewają moją twarz i jest mi teraz bardzo przyjemnie. Tak sobie myślę, że powinnam zacząć wstawać wcześniej, żeby pobiegać przed szkołą. Jeśli nic ze sobą nie zrobię to niedługo nie będę się mieściła w drzwiach. Tak, to zdecydowanie dobry pomysł.
                Nagle światło gaśnie, a ja leniwie uchylam powieki i widzę przed sobą kilka dziewczyn, które chwile wcześniej stały z boku i paliły coś. Przyglądają się mi, a ja im. Pierwsza stoi wysoka brunetka, a za nią cztery tlenione blondynki. Prycham cicho, ale to wygląda naprawdę śmiesznie.
– Co jest takie śmieszne? – odzywa się jedna z nich.
– Właściwie to nic – wzruszam ramionami i mentalnie uderzam się w twarz. Nie chcę robić sobie wrogów już w pierwszym dniu. – Jestem Brooke – podnoszę się z ławki i uśmiecham się do nich, mając nadzieję, że nie będą złe.
– I co w związku z tym? – brunetka zakłada ręce na biodra i opiera ciężar ciała na jednej nodze.
– Ja… – nim zdążę cokolwiek odpowiedzieć, dziewczyna daję mi znak ręką, żebym przestała mówić.
– Nie obchodzi mnie to jak masz na imię – patrzy na mnie złowrogo – ani nic co ciebie dotyczy.
– To po co… – zaczynam, ale znowu nie jest mi dane skończyć.
– Nie przerywaj mi, kiedy mówię – syczy, a ja wzdycham cicho. – Chcę wiedzieć tylko jedną rzecz – uśmiecha się chytrze, a ja już się boję o co chce zapytać.
– Słucham – rozkładam ręce i czekam na pytanie.
– Jakim pieprzonym prawem – akcentuje każde słowo, jakby bała się, że nie zrozumiem – rozmawiasz z Theo?! – krzyczy nagle.
– C-co? – uchylam usta, ale nie rozumiem o co jej chodzi. – Dlaczego mam z nim nie rozmawiać?
– Ja tu zadaje pytania! – wrzeszczy, aż chce wywalić bębenki.
– Jak zagadał to przecież nie będę go ignorować – zakładam ręce na piersi i uśmiecham się zwycięsko, wiedząc, że to ją zdenerwuje. Nie dam sobą pomiatać. Może i nie mam ochotę na kłótnie, ale takie traktowanie mnie zupełnie nie wchodzi w rachubę.
– Byłoby dla ciebie lepiej – podchodzi do mnie, tak że nasze nosy prawie się stykały – jeśli byś go zignorowała – syczy.
– Kiedy ostatnio sprawdzałam byłam wolnym człowiekiem – w duchu krzywię się na dobór moich słów. – A wiesz co to znaczy? – unoszę brew i robię krok do przodu, a ona się cofa. – Że mogę rozmawiać z kim chcę, a tobie nic do tego, kochanie – szepczę do jej ucha.
– Nie chcesz ze mną zadrzeć – odwraca głowę i kiwa w moją stronę do swoich koleżanek. Te jak posłuszne pieski idą za mnie, przez co jestem okrążona przez stado idiotek.
– Pobijesz mnie? – prawie wybucham śmiechem, kiedy orientuję się co się dzieje.
– Żeby tylko – uśmiecha się chytrze.  Widzę, że chce mnie uderzyć, jednak schylam się w odpowiednim momencie i jej pięść ląduje na twarzy koleżanki.
– Kurwa Steph! – słyszę piskliwy głos i odwracam się rozbawiona całą sytuacją. Jedna z dziewczyn trzyma dłonie przy swoim nosie i nieudolnie próbuje zrobić coś, żeby krew przestała lecieć. A reszta stoi oniemiała, nie wiedząc co powinna teraz zrobić.
– Coś nie pykło, skarbie – przechodzę obok, jak się dowiedziałam, Stephanie i szepczę jej do ucha.  – A teraz wybacz, ale jestem już spóźniona – mówię melodyjnym głosem i odchodzę, cały czas zachowując czujność, gdyby dziewczynie wpadło coś głupiego do głowy.
                Skręcam w prawo i odwracam się, żeby upewnić się, że nikt za mną nie idzie. Oddycham z ulgą, kiedy nikogo nie widzę. Odwracam głowę z powrotem i zanim zdążę jakkolwiek zareagować wpadam na kogoś. Wypowiadam pod nosem jakieś przeprosiny i podnoszę głowę, aby zobaczyć w kogo weszłam.
– Cześć skarbie – Brad uśmiecha się uroczo i pochyla się, łącząc nasze usta w pocałunku.
– Hej – odsuwam się po chwili i zakładam włosy za ucho. – Co ty tu robisz? – zaczynam iść przed siebie, a zaraz obok mnie idzie Brad, który łapie moją dłoń i splata nasze palce razem.
– Postanowiłem zrobić ci niespodziankę – spoglądam na niego i widzę jak się uśmiecha – co powiesz na obiad?
– Brzmi pysznie – jak na zawołanie słyszymy odgłosy wydobywające się z mojego brzucha.
– No proszę jak trafiłem – szczerzy się jak głupi, przez co otrzymuje ode mnie złowrogie spojrzenie. Śmieje się cicho, a potem już nic nie mówimy tylko wychodzimy z parku.
– Mam samochód – ciągnie mnie w stronę ulicy, przy której zaparkowane jest czarne auto, kiedy poszłam w drugą stronę. – A tak w ogóle – chłopak staje nagle i patrzy na mnie uważnie – o co chodziło tym dziewczynom?
– O nie – odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy. Liczę do dziesięciu, starając się uspokoić. – Błagam powiedz, że tego nie widziałeś – spoglądam na niego.
– Widziałem wszystko, kotek – pochyla się i składa szybkiego buziaka na moich ustach. – Więc? – unosi brew i czeka na moją odpowiedź.
– Cóż… – strzelam palcami, ale jakoś nie mam ochoty mu tego opowiadać. – Już pierwszego dnia zalazłam komuś za skórę – wzruszam ramionami.
– Co takiego zrobiłaś? – marszczy czoło.
– Właściwie to nie wiem – prycham. – To była chyba dziewczyna pewnego chłopaka, którego poznałam dzisiaj. A wiesz jakie dziewczyny potrafią być zazdrosne – przewracam oczami, ale to prawda. – Ja tylko z nim rozmawiałam, a ona naskoczyła na mnie jakbym co najmniej się z nim przespała.
– Poznałaś chłopaka? – patrzy na mnie zdziwiony. Co w tym takiego dziwnego?
– I z tych wszystkich rzeczy, które powiedziałam, zapamiętałeś tylko to? – uchylam usta, ale nie wierzę, że skupił się na tym najmniej ważnym.
– N-nie – chrząka. – Ale…
– Ale co? –patrzę na niego spod byka.
– No… – drapie się po karku – bo jesteś dziewczyną i no… – jąka się, a ja nie mam pojęcia o co mu chodzi. – Czy dziewczyny nie powinny poznawać dziewczyn? W takim sensie, że powinnaś przyjść do domu i piszczeć, że znalazłaś przyjaciółkę – wzrusza ramionami. – Tak robią wszystkie dziewczyny – dopowiada szybko.
– Dobrze wiesz, że ja nie jestem jak wszystkie – od razu przypomina mi się rozmowa z Theo, któremu powiedziałam to samo.
– Wiem – wpatruje się we mnie tak intensywnie, że aż muszę odwrócić wzrok.
– Idziemy? – odzywam się, próbując przerwać tę dziwną rozmowę.
– Jasne – uśmiecha się lekko i otwiera mi drzwi od strony pasażera, po czym obchodzi samochód i wsiada na swoje miejsce.
                Uruchamia silnik i chwilę potem jedziemy do restauracji. Patrzę się w okno i nucę pod nosem piosenkę, która akurat leci w radiu. Zastanawia mnie dlaczego Brad tak dziwnie się zachowywał. Wyglądało to trochę tak jakby był zazdrosny. Ale dlaczego miałby być? Przecież nic nas nie łączy. Och, czyżby?  A te wszystkie pocałunki? Co to jest? Dlaczego to robimy? Dlaczego ja się na to godzę? Przecież nie powinnam, choćby ze względu na to, że Brad jest moim przyjacielem. A tak na pewno nie zachowują się przyjaciele. Wiem, że muszę to przerwać, ale nie potrafię. Uwielbiam czuć go blisko siebie i nawet jeśli to są tylko zwykłe pocałunki sprawiają, że czuję się wyjątkowa. Cieszę się, że ktoś zwrócił na mnie uwagę. Jednak nie podoba mi się to w jaką stronę idzie nasza znajomość. Boję się, że się w nim zakocham albo on we mnie. A wtedy nasza przyjaźń zniknie. Będzie to wielka próba dla nas i wątpię w to, że uda nam się wyjść z tego bez szwanku. Jestem pewna, że któreś z nas będzie cierpieć prędzej czy później. A może powinnam żyć chwilą i nie myśleć o tym co może się stać? Tak, to byłoby dobre. Ale ja chyba tak nie potrafię. Jednak podejmę się tego wyzwania i postaram się żyć z dnia na dzień, tak jakby miało nie być jutra.
– Jesteśmy – z zamyślenia wyrywa mnie głos Brada. Podnoszę głowę i orientuję się, że jesteśmy pod restauracją. Wychodzę na zewnątrz i czekam, aż chłopak do mnie dołączy. Po chwili wchodzimy do środka i siadamy przy wolnym stoliku.
– Ładnie tutaj – rozglądam się dookoła, próbując zająć czymś moje myśli.
– Na co masz ochotę? – pyta chłopak, więc biorę kartę dań.
– Dzień dobry – koło naszego stolika pojawia się kelner z notesem i długopisem. – Czego państwo sobie życzą?
– Poproszę kurczaka z makaronem – uśmiecham się do niego i odkładam kartę na bok.
– Dla mnie to samo – mówi Brad, a chłopak zapisuje to w swoim notesie.
– Coś do picia? – podnosi głowę i znowu na mnie patrzy.
– Wodę – mówię.
– Razy dwa – dokańcza Brad. Chłopak posyła mi uroczy uśmiech i odchodzi.
                Spuszczam głowę i bawię się palcami, próbując umilić sobie jakoś czas. Nucę cicho tylko mi znaną melodię, kiedy czuję na sobie czyjeś spojrzenie. Podnoszę wzrok i patrzę na Brada, który skupia uwagę na swoim telefonie, więc rozglądam się po sali, ale nikogo nie widzę. Kładę dłonie na stole i stukam paznokciami o blat. Dziwnie uczucie, że ktoś mnie obserwuje, nie opuszcza mnie, więc jeszcze raz dyskretnie rozglądam się dookoła, ale znowu nikogo podejrzanego nie widzę.
– Wpadłaś temu kelnerowi w oko – słyszę głos Brada.
– Wcale nie – odpowiadam od razu.
– Kiedy tu był w ogóle nie zwracał na mnie uwagi – prycha. – Chyba mnie nawet nie zauważył.
– Daj spokój – kręcę głową, ale mówi to w taki sposób, jakby był na mnie zły.
– A jak nazywa się ten chłopak? – pyta, a ja gwałtownie podnoszę głowę.
– Jaki chłopak? – marszczę czoło.
– Którego dzisiaj poznałaś – wyjaśnia. Jego ton głosu brzmi bardzo oskarżycielsko, a mi się to nie podoba.
– Theo – odpowiadam cicho. – A co?
– Tak się zastanawiam – wzrusza ramionami.
– Czyżbyś był zazdrosny? – uśmiecham się chytrze i patrzę na niego.
– Tak – odpowiada bez wahania. – Nie dałem ci jasno do zrozumienia, że jesteś moja? – przechyla głowę, cały czas na mnie patrząc. Był śmiertelnie poważny.
– Myślałam, że to tylko taka zabawa albo coś – wzruszam ramionami, ale nie sądziłam, że on traktuje to tak serio.
– Wasze zamówienia – nagle obok nas pojawia się kelner, a ja nie wiem czy jestem mu wdzięczna, że przerwał tę rozmowę czy nie. Dziękujemy mu, po czym odchodzi.
– Nie życzę sobie, żeby kręcił się obok ciebie jakiś chłopak – mówi, patrząc prosto w moje oczy. Nic nie odpowiadam tylko spuszczam głowę. – Brooke, nie ignoruj mnie – wzdycha.
                Już mam coś odpowiedzieć, kiedy w moje oczy rzuca się mała, żółta karteczka wystająca spod mojego talerza. Wyciągam ją, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego Brada czytam cicho jej treść.

Domyślam się, że jest Ci bardzo przykro, że tak długo się nie odzywałem, ale miałem parę rzeczy do załatwienia. Na szczęście teraz już jestem wolny i myślę, że w najbliższym czasie się zobaczymy. I chciałem się jeszcze zapytać dlaczego nie nosisz bransoletki ode mnie. Czyżby Ci się nie podobała?

Justin


__________________________________________________________________________
Jak na razie nudy, bo nie ma Justina :D Ale spokojnie, akcja z biegiem czasu powinna się rozwinąć ;) A Wy jak odbieracie zachowanie Brada?

piątek, 11 marca 2016

ROZDZIAŁ 3

– Wstawaj skarbie – słyszę przy uchu słodki głos Brada. Leniwie uchylam powieki i ziewam przeciągle. – Jak się spało?
– Krótko – wyginam usta w podkówkę i widzę jak chłopak zaciska usta, próbując nie wybuchnąć śmiechem. No co? – Ile tak właściwie jechaliśmy?
– Dopiero jakieś dziesięć godzin – przykłada dłoń do mojego policzka i głaszcze go delikatnie.
– To po co mnie budzisz? – marszczę czoło i podnoszę głowę, rozglądając się na boki. – Gdzie my w ogóle jesteśmy?
– Musisz coś zjeść – kręci głową i wychodzi z auta. A temu co? Przed chwilą był taki kochany, a teraz sprawia wrażenie obrażonego. – Idziesz? – pojawia się z mojej strony i wystawia rękę, aby pomóc mi wyjść. Przytakuję niepewnie głową i opuszczam samochód. Chłopak posyła mi lekki uśmiech i kierujemy się w stronę baru. Wchodzimy do środka i zajmujemy miejsce w rogu.
– Na co masz ochotę? – podnosi wzrok znad karty i spogląda na mnie. Dopiero teraz orientuję się, że powinnam ją przejrzeć i szybko się do tego zabieram. Jednak kiedy patrzę na te wszystkie dania mam ochotę zwymiotować. Co się ze mną dzieje?
– Chyba sobie odpuszczę – spuszczam głowę i bawię się palcami.
– Wszystko w porządku? – siada obok i obejmuje mnie ramieniem.  Nie! Nie jest w porządku! Uciekliśmy właśnie z więzienia, poznałam chłopaka, którego widziałam w moim śnie i na dodatek obiecał, że jeszcze się spotkamy! I jeszcze wyjeżdżamy z NY, w którym się wychowałam, do całkiem nieznanego miasta!
– Tak, tak. Tylko jakoś nie mam apetytu.
– Na pewno? – unosi brew i patrzy na mnie uważnie, jakby wiedział, że kłamię. Przytakuję głową i modlę się w duchu, żeby nie dopytywał. Nie chcę mu tego mówić, bo wiem, że to brzmi bardzo dziecinnie. Sama wybrałam sobie taki los i teraz muszę się z tym pogodzić. – No dobrze. Ale zjedz chociaż trochę.
– Nie dam rady, Brad – przewracam oczami i opieram ręce na stole.
– Jak chcesz – wzdycha i kręci głową. – Pójdę sobie coś zamówić, dobrze? – traktuje mnie jak dziecko, mam dość.
– Jasne – wysilam się na uśmiech i czekam, aż sobie pójdzie.
                Odprowadzam go wzrokiem, po czym znowu wpatruję się w swoje paznokcie. Zauważyłam, że cały czas narzekam. Cholera! Muszę coś z tym zrobić! Mam siedemnaście lat, czyli jest to najlepszy okres w moim życiu, a ja skupiam się na samych złych rzeczach. Tak nie może być! Od teraz będę korzystać z życia jak tylko będzie się dało.
                Rozglądam się po barze i w oczy rzuca mi się chłopak, który siedzi naprzeciwko mnie. Ma spuszczoną głowę i robi coś na telefonie. Ma brązowe włosy i jestem ciekawa jak wygląda w całej okazałości. Jak na zawołanie, chłopak ponosi głowę i nasze oczy się spotykają. O mamusiu! Jest strasznie przystojny. Czuję jak moje policzki robią się czerwone i szybko spuszczam wzrok. Zagryzam wargę i zastanawiam się jak ma na imię. Kurde, to tacy przystojniacy jeszcze chodzą po ziemi? Prycham, kiedy zauważam, że ostatnio mam styczność z samymi przystojnymi chłopakami. To jest dziwne, ale nie narzekam, jak najbardziej mi to opowiada.
– Mogę się dosiąść? – słyszę nagle i podnoszę wzrok. Chłopak stoi przede mną i uśmiecha się uroczo. Patrzę się na niego i nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. – Halo? Jesteś tam? – macha ręką przed moją twarzą i znowu się zawstydzam.
– Siadaj – zbieram wszystkie siły i w końcu się odzywam. Odsuwam się trochę, żeby zrobić mu miejsce.
– Jestem Paul – wyciąga rękę w moją stronę i tym razem, bez problemu, lekko ją ściskam.
– Brooklyn, ale mów mi Brooke – uśmiecham się szeroko i nie mogę oderwać od niego wzroku.
– Bardziej podoba mi się Brooklyn – uśmiecha się chytrze.
– Nie lubię tego imienia – krzywię się, ale to prawda.
– Kojarzy mi się z domem – wzrusza z ramionami. – Mieszkałem na Brooklynie.
– Dlaczego już nie mieszkasz? – moja ciekawość bierze górę.
– Praca – wzdycha. – Cały czas muszę się przenosić.
– To musi być bardzo męczące – co niby mam mu powiedzieć?! – Przykro mi – mentalnie uderzam się w twarz za to co przed chwilą powiedziałam.
– A mi nie – uśmiecha się głupio. – Dopóki kasa się zgadza jest w porządku – no tak. –  A ty gdzie mieszkasz?
– Właściwie to… – waham się co powinnam odpowiedzieć.
– Tylko mi nie mów, że nie masz domu – kładzie swoją dłoń na mojej i uważnie się we mnie wpatruje.
– Nie no, skąd – śmieję się, ale poniekąd ma racje. – Jestem w trakcie przeprowadzki.
– Z Nowego Jorku do Los Angeles? – pyta, a ja zamieram.
– Skąd wiesz?! – mówię głośno, aż kilka głów zwraca się w naszą stronę.
– Zgaduję – mruga okiem. – A właśnie! – mówi nagle – mam coś dla ciebie – marszczę brwi, kiedy zaczyna grzebać w kieszeni. Przecież widzi mnie pierwszy raz w życiu, co jest?!
– Dla mnie? – pytam zaskoczona. – Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
– Nie ma takiej opcji, maleńka – uśmiecha się słodko i wyciąga małe pudełeczko.
– Co to?
– Otwórz to się przekonasz – pochyla się i szepcze do mojego ucha. – Muszę lecieć, kochanie, bo twój kolega się zbliża – całuje mnie w policzek i tak po prostu odchodzi. Patrzę sparaliżowana jak znika za drzwiami i nie mogę uwierzyć w to co się przed chwilą stało.        
Spuszczam głowę i wpatruję się w małe, fioletowe pudełeczko. Oglądam je z każdej strony i zastanawiam się co może być w środku. Kładę je na stole i nie odrywam od niego wzroku. Chyba muszę je otworzyć, ale się boję.
– Jestem – słyszę z boku głos Brada  i szybko sięgam po pudełeczko, chowając je do kieszeni. – Przepraszam, że tak długo, ale zagadałem się z kelnerką.
– Ładna? – pytam, uśmiechając się głupio.
– Piękna – wzdycha i zaczyna jeść kurczaka, którego sobie kupił. – Ma na imię Kate i za dwa tygodnie kończy osiemnaście lat.
– Wow – kręcę głową – widzę, że szybko się poznaliście – uśmiecham się jak głupia.
– Tak wyszło – wzrusza ramionami. – Kim był ten chłopak, z którym rozmawiałaś? – przestaje jeść i wpatruje się we mnie uważnie. Gwałtownie podnoszę głowę i mrugam szybko.
– Um… Nie wiem – chrząkam, przypominając sobie jego dziwne zachowanie, kiedy zauważył Brada. – Po prostu zagadał.
– Więc widzę, że nie tylko ja mile spędziłem te kilka minut – puszcza mi oczko, a ja się zawstydzam. Nic już nie mówimy. Siedzę i czekam, aż Brad skończy jeść. Po chwili chłopak zaczyna przeszukiwać swoje kieszenie,  a ja marszczę brwi.
– Cholera – burczy pod nosem – zostawiłem telefon w samochodzie – podnosi się, jednak zatrzymuję go.
– Jedz – mówię – ja pójdę – dziękuje mi uśmiechem. Wychodzę i kieruję się w stronę auta.
                Podchodzę i otwieram drzwi. Schylam się, aby poszukać telefonu. Otwieram wszystkie schowki, patrzę pod siedzenie, ale nic nie znajduję. Gdzie jest do cholery ten telefon?!
– Brooklyn – czuję jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie się podnoszę, uderzając głową w dach samochodu.
– Ał – wychodzę z auta i masuję obolałe miejsce. – Paul! Przestraszyłeś mnie!
– Przepraszam – chichocze beztrosko.
– Chcesz coś? – cały czas trzymając się za głowę, zamykam drzwi i opieram się o samochód.
– Właściwie to nie – wzrusza ramionami.
– To po co tu przyszedłeś? – unoszę brew. – Zresztą, czy ty nie miałeś już iść?
– Po prostu nie chciałem, żeby twój chłopak mnie zauważył – mówi, a ja zaciskam usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
 – To nie jest  mój chłopak – kręcę rozbawiona głową.
– Najwyraźniej mam błędne informacje – drapie się po karku, a ja momentalnie zamieram.
– I-informacje? – jąkam się. Kto mu niby to powiedział?!
– Żartuje! – wybucha śmiechem. – Twoja mina jest bezcenna!
– Nie śmieszne – burczę i wkładam ręce do kieszeni. Natykam się na pudełko i od razu je wyciągam. – Co jest w środku?
– Otwórz to się przekonasz – mruga okiem.
                Patrzę na niego i szukam na jego twarzy czegoś co mogłoby mi zdradzić czy mam się bać. Jednak stoi przede mną uśmiechnięty i nic się nie dowiaduję. Spuszczam wzrok i niepewnie otwieram pudełeczko.  W środku jest złota bransoletka. Wyciągam ją i oglądam z każdej strony. Ma przyczepioną zawieszkę w kształcie serduszka. Podnoszę wzrok i patrzę wyczekująco na Paula.
– Nie patrz tak na mnie – unosi ręce w obronnym geście – to nie ode mnie.
                Marszczę brwi i jeszcze raz zaglądam do pudełka. Zauważam niebieską karteczkę i biorę ją do ręki.

Chciałem Ci o sobie przypomnieć. Jak obiecałem, niedługo się spotkamy.
Justin

Gwałtownie podnoszę głowę i liczę, że Paul znowu wybuchnie śmiechem i powie, że to tylko żart. Jednak kiedy nic takiego się nie dzieje upuszczam pudełko i czuję jak robi mi się słabo.
– Hej! – od razu reaguje i łapie mnie za ramiona. – W porządku? Co tam pisze? Od kogo to dostałaś? – zasypuje mnie pytaniami, ale ja nie wiem czy mu na nie odpowiedzieć.
– J-ja – kręcę głową, nie wiedząc co powiedzieć – n-nie wiem – jąkam się i nie mogę uwierzyć, że Justin nie żartował. Owszem, uprzedził mnie, że się zobaczymy, ale nie brałam tego pod uwagę. Z drugiej strony mam szansę poznać chłopaka z mojego snu!
– Chodź – mówi, ale kiedy widzi, że nie ruszam się z miejsca, bierze  mnie na ręce. Normalnie bym się na to nie zgodziła, ale teraz nie miałam głowy, aby o tym myśleć.
                Chłopak podchodzi do, jak sądzę, swojego auta i sadza mnie na masce. Rozszerza moje nogi i staję między nimi. I znowu: normalnie nic takiego by się nie stało. Bierze karteczkę, którą przez cały czas kurczowo trzymałam w dłoni i czyta cicho.
– Kto to Justin?
– Nie wiem, nie znam go – wzruszam ramionami, ale taka jest prawda.
– Ktokolwiek to jest – wzdycha – uważaj. Coś mi tu nie pasuje.
– Mi też – mówię cicho, w dalszym ciągu będąc w szoku.
– Wiesz… – zaczyna, a ja podnoszę głowę i patrzę w jego oczy – niedługo będę w LA i tak pomyślałem, że może się spotkamy? – uśmiecha się słodko, cały czas na mnie patrząc. – O ile w ogóle tam jedziesz – dodaje szybko.
–  Jasne, czemu nie – wysilam się na uśmiech. Twarz chłopaka od razu się rozpromienia.
– Daj mi telefon – wyciąga rękę, a ja patrzę na niego jakby miał dwie głowy – chcę ci wpisać mój numer – przewraca oczami, ale cały czas się uśmiecha.
– Och – po prostu mnie zaskoczył. Posłusznie robię to co powiedział i po chwili oddaje mi telefon. Wtedy przypomina mi się po co tu przyszłam. – Muszę już iść – zeskakuję z maski samochodu i czekam, aż coś powie.
– No tak – śmieję się – zatrzymałem cię, przepraszam.
– Spokojnie – podchodzę do niego – nic się nie stało.
– Zadzwoń jakbyś chciała porozmawiać – łapie mnie za rękę i mój wzrok od razu pada w to miejsce.
– Jasne – podnoszę głowę i nasze oczy się spotykają. Uśmiecha się uroczo i naprawdę nie mogę się nadziwić jaki jest przystojny. Chociaż sprawia wrażenie „bad boya” wcale taki nie jest. Staję na palcach i cmokam go w policzek. – Do zobaczenia, Paul – macham mu na pożegnanie i odchodzę.
                Ponownie zabieram się do przeszukania samochodu, ale znowu nic nie znajduję. Niech to szlag. Przecież ten telefon nie mógł się rozpłynąć. Wkurzona mocno trzaskam drzwiami i wracam do Brada. Kończy właśnie jeść i dziwie się, że tak długo mu to zajęło. W końcu nie było mnie dobre dwadzieścia minut.
– Nigdzie nie ma tego durnego telefonu – burczę pod nosem i siadam naprzeciwko chłopaka.
– Jak to nie ma – marszczy czoło i wkłada ręce do kieszeni. – O zobacz! – krzyczy nagle i podnoszę głowę – tutaj jest!
– Boże, Brad – przewracam oczami i mam ochotę go uderzyć. To po co ja po niego szłam? – Zjadłeś już? Chciałabym jechać – mówię nieco zirytowana, ale mam dość dzisiejszego dnia.
– Tak, tak – kładzie pieniądze na stolik i podnosi się. – Chodźmy.
               
Słyszę dzwonek do drzwi i od razu biegnę otworzyć. Nie mogę się doczekać, aż Brad wróci z pracy i pójdziemy na kolację. To takie miłe z jego strony. Byłam szczerze zaskoczona kiedy powiedział mi, że chciałby ze mną być. Chociaż czy powinnam się dziwić? Od roku mieszkamy razem w Los Angeles i żadne z nas nie znalazło tutaj bratniej duszy. Oczywiście pomijając nas samych. 
Łapię za klamkę i szeroko otwieram drzwi. Jednak kiedy widzę osobę po drugiej stronie, uśmiech od razu schodzi mi z ust. Mogłam spodziewać się wszystkich, ale nie jego.
– Witaj piękna – zadziornie mruga okiem, ale jestem zbyt zszokowana , żeby coś odpowiedzieć.
– C-co ty tu robisz? – jąkam się, ale jestem zaskoczona jego wizytą.
– Nie mów, że się mnie nie spodziewałaś – prycha i wchodzi do środka. Ogląda dom z zaciekawieniem, po czym odwraca się w moją stronę. – Ładnie się tu z Bradem urządziłaś.
– Dziękuję – mówię cicho, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Ale powiedz mi Logan, czego ty chcesz?
– Mam sprawę –patrzy na mnie poważnie, a ja boję się, że coś się stało – miałem ci powiedzieć, że Brad nie żyje.
                Patrzę na niego przez długą chwilę i nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam. Jak to nie żyje?! Co się stało?! Chcę go o to wszystko zapytać, jednak nie mogę, bo wielka gula pojawia się w moim gardle. Nagle kręci mi się w głowie, a przed oczami pojawiają się czarne plamy. Czuję jak moje ciało robi się jak z waty i upadam. Jednak nie czuję żadnego bólu spowodowanego upadkiem. Resztką sił podnoszę powieki i widzę przed sobą Justina. Trzyma mnie na rękach i wpatruje się we mnie z szerokim uśmiechem.
– Teraz już nikt mi cię nie zabierze – szepcze i całuje mnie w czoło. Następne co widzę to ciemność.

– Brooke, obudź się – czuję jak ktoś klepie mnie po policzku – no już, wstawaj! – leniwie uchylam powieki i widzę przed sobą Brada. Gwałtownie zrywam się na nogi, a mój oddech szaleje. – Hej – od razu podchodzi do mnie i bierze mnie w swoje ramiona – co się stało?
– Śniło mi się, że nie żyjesz – mówię cicho i zamykam oczy. Jak dobrze, że to był tylko sen.
– Już dobrze – uspokajająco głaszcze moje plecy. – To tylko sen.
– Cieszę się, że jesteś tu ze mną – po dłuższej chwili milczenia, podnoszę głowę i szukam jego wzroku.
– Ja też – uśmiecha się słodko, po czym pochyla głowę i całuje mnie czule. – Chętnie bym się z tobą po obściskiwał, ale chyba nie chcesz spóźnić się na pierwszy dzień w nowej szkole – odsuwa się, a ja spuszczam głowę zawstydzona jego słowami.
– Brad – jęczę, ale dobija mnie jego bezpośredniość.
– No co – wzrusza ramionami i uśmiecha się jak głupi. – A teraz idź się przebrać – odwracam się, a on klepie mnie w tyłek. Spoglądam na niego groźnym wzrokiem i znikam za drzwiami łazienki.
                Ściągam z siebie piżamę i wskakuję pod prysznic. Ustawiam odpowiednią temperaturę i kiedy woda styka się z moim ciałem, momentalnie się odprężam. To niesamowite jak bardzo związałam się już z tym miejscem. Przyjechaliśmy tutaj zaledwie parę dni temu, a ja już się zakochałam. Dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły i strasznie się denerwuję. Czy ludzie są tutaj tacy sami jak w Nowym Jorku? Chciałabym znaleźć przyjaciółkę, której mogłam bym wszystko powiedzieć i która by mnie wspierała. Nie to, że narzekam na Brada, ale myślę, że towarzystwo dziewczyny lepiej na mnie wpłynie. A może jakiś chłopak się pojawi? Kto wie… Podoba mi się to, że nikogo tam nie będę znała. Idę do miejsca, gdzie nikt nic o mnie nie wie, więc mogę zacząć od zera. Mogę pokazać się ludziom i być taka jaka zawsze chciałam być, a co niekoniecznie mi wychodziło. Zapowiadają się piękne dwa lata, a ja wiem, że będę z każdego dnia wyciągać jak najwięcej i nie zmarnuję ani minuty na smutki! Od tej chwili będę najszczęśliwszą osobą na ziemi i nie ma rzeczy, która mi to zepsuje.
– Pośpiesz się, bo się spóźnisz! – słyszę jak Brad uderza w drzwi i przewracam oczami. Nic nie odpowiadam tylko zakręcam wodę i wychodzę z kabiny. Wycieram się miękkim ręcznikiem i szybko suszę włosy. Robię delikatny makijaż i opuszczam łazienkę. Na łóżku leży Brad, wpatrzony w swój telefon. Chrząkam cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Kiedy podnosi się i widzi mnie w samym ręczniku w jego oczach pojawia się dziwny błysk.
– Mógłbyś wyjść? – pytam, chociaż  wiem, że nie muszę tego robić, bo i tak wyjdzie. – Chciałabym się przebrać.
– Droga wolna – wskazuje ręką na szafę. Kiedy tu przyjechaliśmy to pierwsze co zrobiłam to poszłam na zakupy. W końcu skoro mamy tyle kasy, trzeba jej trochę wydać.
– Brad – spojrzałam na niego groźnie, jednak ten tylko się uśmiechnął i z powrotem  opadł na łóżko. – Spóźnię się przez ciebie – wzdycham, ale chłopak nawet nie odpowiada. Zrezygnowana podchodzę do szafy i wyciągam czarną, dopasowaną spódniczkę i białą bluzkę z długim rękawem. Biorę jeszcze bieliznę i wracam do łazienki. Szybko ubieram się w przygotowane ubrania i wychodzę.
– Nie mogłaś się tutaj przebrać? – burczy chłopak, kiedy mnie widzi.
– Nie – wystawiam język i podchodzę do szafy, z której wyciągam wysokie, czarne szpilki. Zakładam je na nogi i staję przed lustrem.
– Cholera – słyszę Brada i odwracam się w jego stronę. – W sumie to może zostaniesz w domu? – porusza zabawnie brwiami i ja wiem co mu chodzi po głowie. Kręcę głową, ale nie odpowiadam. Biorę jeszcze czarną torebkę, do której wkładam najpotrzebniejsze rzeczy i kieruję się do wyjścia. – Hej, a buziak na pożegnanie? – chłopak zatrzymuje mnie i odwraca w swoją stronę.
– Nie zasłużyłeś – droczę się z nim.
– Oj no weź – robi minę szczeniaczka – nie bądź taka.
– Nie zasłużyłeś – powtarzam i odwracam się, chcąc wyjść z domu.
– To chociaż mnie przytul – łapie mnie za nadgarstek.
                Podchodzę do niego i szybko zamyka mnie w swoich ramionach. Kładę głowę na jego torsie i zamykam oczy, bo czuję się tak dobrze.
– Uważaj na siebie – szepcze mi do ucha i całuje w czoło. Przytakuję głową, posyłam mu ostatni uśmiech i wychodzę z domu. 

______________________________________________________________________________
Przychodzę dzisiaj do Was z rozdziałem, ale powiem Wam szczerze, że jakoś nie jestem do tego opowiadania przekonana. Po przeczytaniu paru rozdziałów (które już napisałam) wydaje mi się nudne. Więc kilka następnym postów okaże się decydujące czy pisać je dalej czy nie ;)

Oglądał ktoś filmiki z koncertu w Seattle? Jak tak to jak wrażenia? :D 
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.