piątek, 4 marca 2016

ROZDZIAŁ 2

                Parę minut przed dwunastą podjeżdżamy pod wielką, nowoczesną willę. Naprawdę robi wrażenie. Brad parkuje samochód przed podwórkiem. Zastanawiam się czy to bezpieczne. W końcu chcemy się włamać i zostawiamy auto pod samym domem? To chyba nie tak powinno być. Jednak nie wnikam i wysiadam z pojazdu zaraz za chłopakiem. Obchodzi samochód i opiera się o drzwi z mojej strony. Zakłada ręce na piersi i wpatruje się w dom przed nami. A ja stoję obok niego, nieco zdezorientowana jego zachowaniem. Na co czekamy? Postanawiam się nie odzywać i dać mu spokój. Opieram się o samochód i tak samo jak on patrzę przed siebie.
– Dlaczego nie wchodzimy? – pytam cicho, kiedy stoimy tak od dobrych dwudziestu minut.
– Musimy czekać – mimo, że jest ciemno, widzę jak marszczy czoło. Ciekawe co takiego siedzi w jego głowie.
                Osuwam się w dół i siadam na chodniku. Zaczynam bawić się kamieniem, który leżał przy moich stopach. Czyżby Brad miał jakiś plan? No raczej, że tak! Przecież nie przyjechalibyśmy tutaj bez żadnego planu. Musimy mieć ustalone, gdzie wejdziemy do środka i co zrobimy, kiedy się już tam dostaniemy. Ale czy nie mógł o tym pomyśleć w domu? Nie chcę być marudna, ale robi mi się trochę zimno. Mimo, że jest koniec sierpnia i w dzień nie da się wytrzymać, w nocy temperatura nie rozpieszcza.
– Brad – wstaję i otrzepuję się z brudu – robimy coś czy nie?
– Już, już – jest zirytowany – jeszcze chwilka.
– Powiesz mi na co czekamy? – zakładam ręce na piersi i patrzę na niego wyczekująco.
– Za trzy – patrzy na złoty zegarek na jego lewej ręce  – dwie, je… – przeciąga i patrzy przed siebie. Podążam za jego wzrokiem i dostrzegam na bramie czerwone, migające światełko – …dną. Teraz – wskazuje na diodę, która momentalnie gaśnie.
– Alarm? – spoglądam na niego, a on przytakuje głową. – Kto go wyłączył? – marszczę czoło.
– Ma się znajomości – uśmiecha się dumnie. – Dobra! – klaszcze w dłonie. – Koniec pogaduszek, chodź – bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę wejścia. Jego zmiana nastroju jest nieco dziwna.
                Pochodzimy do furtki i Brad otwiera ją po cichu. Wchodzimy na podwórko i wbijam się w szok. Ciekawe ile kasy ci ludzie musieli wydać na te sześć aut stojących pod garażem. Puszczam rękę Brada i podchodzę do samochodów. Szybkie, piękne, sportowe cudeńka. Och, ile bym dała, żeby być w posiadaniu chociaż jednego. Oglądam je z każdej strony i nie mogę się napatrzyć. W końcu słyszę rozbawiony głos Brada.
– Wyglądasz jak dziecko w sklepie z zabawkami – śmieje się.
– Widzisz co to jest?! – prostuje ręce i wskazuję na samochody. – Sześć takich maszyn! – krzyczę i od razu przykładam dłoń do ust, bojąc się, że ktoś mnie usłyszał.
– Myślę, że mają ich o wiele więcej – wzrusza obojętnie ramionami.
– Co?! – mówię głośnym szeptem. – Ile oni mają kasy! – nie mogę w to uwierzyć. – To może jedno też sobie pożyczymy? W końcu skoro mają ich aż tyle, to się nie zorientują – uśmiecham się niewinnie.
– Brooke, skup się – wzdycha. No co! Nie moja wina, że właśnie jestem w raju! – Musimy iść. Alarm nie będzie wyłączony przez cały czas.
– Wszystko psujesz – burczę pod nosem i mijam chłopaka. Słyszę jak prycha rozbawiony, a ja przewracam oczami. Jakby on nie był zachwycony tym widokiem…
                Podchodzimy do drzwi i jak gdyby nigdy nic wchodzimy do środka. Posyłam Bradowi zdezorientowane spojrzenie, a on tylko uśmiecha się beztrosko i ruchem ręki wskazuje, abym przeszła dalej. Wchodząc do salonu nie mogę uwierzyć w to co widzę! Ogromne, przestronne i w jasnych barwach pomieszczenie od razu przypada mi do gustu. Na środku stoi jasna kanapa, a przed nią szklany stolik. Na wprost wejścia znajduję się wielkie okno na całą ścianę. Po lewej strony widzę kuchnię urządzoną, tym razem, w ciemnych kolorach. Po prawej stronie, na ścianie wisi duży, czarny telewizor, a pod spodem ustawione są jasne szafki. Mogłabym tu zamieszkać.
                Czuję nagle jak ktoś ciągnie mnie za rękę. Odwracam gwałtownie głowę i widzę Brada. Niesie w rękach dwie sportowe torby. Skąd on je wziął? Podaje mi jedną i dopiero teraz orientuję się, że coś w nich jest. Zaglądam do środka i widzę trochę złotej biżuterii, i kilka plików banknotów. Kiedy ja zachwycałam się salonem, Brad zdążył już co nieco zdobyć.
                Idę za chłopakiem i wchodzimy na piętro. Zatrzymujemy się w korytarzu i stoimy chwilę, nasłuchując czy na pewno wszyscy śpią.
– Chłopaka nie ma w domu – oświadcza cicho Brad. Przytakuję głową i jestem wdzięczna, że nie będę musiała go zobaczyć. Czuję, że to przyniosłoby kłopoty.
– Od czego zaczynamy? – pytam, zastanawiając się, gdzie mogą być pieniądze.
– Gdzie byś schowała ogromne sumy pieniędzy? – pyta, a ja próbuję jeszcze bardziej się skupić.
– W pokoju? – pytam, a Brad wzrusza ramionami i zaczyna iść przed siebie. Nic nie mówiąc, podążam za nim, aż dochodzimy do ostatnich drzwi w korytarzu.
– A może uszanujemy jego wolę? – śmieje się cicho i wskazuję na tabliczkę na drzwiach.
– Nie wchodzić? – chłopak cicho parska śmiechem i kręci głową. – Nie tym razem, skarbie – mruga okiem i naciska klamkę. Wchodzimy do środka i jestem trochę zaskoczona, ponieważ panuje tutaj zupełny porządek. Spodziewałam się, że wszystko będzie porozrzucane po całym pokoju, a tu proszę. Miłe zaskoczenie.
– Jakieś pomysły? – siadam na łóżku i wzdycham. Brad nic nie mówi, tylko zaczyna przeszukiwać wszystkie szafki. Kartkuje książki, przesuwa ubrania, szpera w biurku, a ja siedzę i wpatruję się w obraz przed sobą. Czarno-białe drzewo. Niby taki zwykły, ale bardzo mi się spodobał. Wstaję z łóżka i podchodzę bliżej, żeby się przyjrzeć.
– Cholera! – słyszę głos Brada – nic tu nie ma!
                Ignoruję go i dalej wpatruję się w obraz. Chyba się trochę przekrzywił. Czy jeśli go wyprostuje, Justin coś zauważy?
– Brooke, chodźmy – chłopak wzdycha – nic tu nie znajdziemy.
                Dalej nie zwracam na niego uwagi i powoli prostuję obraz. Kiedy go przesuwam, wydaje z siebie dziwny dźwięk. Znowu przesuwa ramę i tak w kółko.
– Co ty robisz? – Brad staje obok mnie i patrzy na to co robię. Coraz szybciej zaczynam przesuwać obraz, aż w końcu spada ze ściany. Naszym oczom ukazuje się sejf.  – Brooke! Jesteś geniuszem! – chłopak bierze mnie w ramiona i okręca kilka razy, a ja staram się nie piszczeć.
– Całuj stópki – uśmiecham się tryumfalnie i delikatnie podnoszę nogę. Brad łapie ją i gdybym się go w porę nie złapała, na pewno bym upadła. – Zostaw! Tylko żartowałam – śmieje się. Chłopak kręci rozbawiony głową i zostawia mnie w spokoju.
– Musimy to otworzyć – mówi spokojnie i ogląda sejf.
– Nie znasz hasła, no nie? – pytam, ale chyba znam odpowiedź. Chłopak nic nie mówi, a ja wzdycham, bo na tym kończy się nasz plan.
– A co jeśli znam? – po chwili odwraca się do mnie i unosi brew. Marszczę czoło i obserwuję jak chłopak zaczyna wykręcać jakieś cyfry.
– Zero, dwa – mówi cicho – zero, cztery, jeden, dziewięć – zacina się nagle.
– Nie wiesz co dalej? – pytam.
– Poczekaj – marszczy brwi – muszę pomyśleć – siadam na łóżku i czekam, aż Brad na coś wpadnie. Mija co najmniej pół godziny, a my dalej stoimy w miejscu. Spoglądam na zegarek – za dwadzieścia druga.
– Musimy się pośpieszyć – szepczę. – Justin może niedługo wrócić.
– Cholerne dwie cyfry – Brad uderza w sejf i głośno wzdycha. – Nie pamiętam, w którym roku urodziła się jego mama.
– Jest starsza od twojego taty?
– Młodsza o dwa lata chyba – wzrusza ramionami.
– Nie wiesz, kiedy urodził się twój tata? – dlaczego po prostu nie wpisze jego roku urodzenia minus dwa?
– Wiem – prycha. – Ale nie jestem pewien czy to dwa lata czy więcej.
– Musimy zaryzykować – kręcę głową – i tak nic nie wymyślisz.
– Siedem – przekręca pokrętło w prawo – sześć – a potem w lewo i słyszymy cichy trzask.
– Udało się? – podchodzę bliżej i widzę jak chłopak się cieszy. Czyli tak.
                Otwieramy sejf i uchylam usta w szoku. Jest po brzegi wypchany plikami banknotów. Zaczynamy opróżniać go i bierzemy co najmniej dwadzieścia dużych pliczków. Kiedy sięgam po kolejny, zauważam broń. Od razu cała się spinam, bo potwierdza się to co Brad mówił o Justinie. Kręcę głową i skupiam się na tym co robiłam. Chwilę potem zamykamy sejf, zostawiamy wszystko tak jak było i wychodzimy z pokoju. Idziemy na dół i opuszczamy dom. Wolnym krokiem wychodzimy z podwórka i wsiadamy do samochodu.
– Dokąd jedziemy? – Brad przekręca głowę w moją stronę i czeka na moją odpowiedź.
– Jak to dokąd? – jestem zdezorientowana.
– Chcesz zostać w Nowym Jorku? – unosi jedną brew, a ja zaciskam usta i kręcę głową. – No więc dokąd?
 – Co powiesz na Los Angeles? – zagryzam wargę i patrzę na niego.
– Mi pasuje – uśmiecha się szeroko i widzę w jego oczach dziwny błysk.
                Patrzymy się chwile na siebie, aż w końcu powoli zbliża się do mnie. Nasze twarze dzielą zaledwie centymetry. Chłopak cały  czas wpatruje się w moje oczy, aż w końcu zsuwa wzrok na usta. Ja już wiem co mu chodzi po głowie. Przybliża się jeszcze bardziej, tak że nasze usta delikatnie się stykają. Moje serce bije jak szalone i już nie mogę się doczekać, aż poczuje jego usta w całej okazałości. Jednak naszą chwile przerywa nadjeżdżające znad przeciwka auto. Mrużę oczy, kiedy jego światła mnie oślepiają. Jedzie w naszą stronę z zawrotną prędkością. Brad odsuwa się ode mnie i patrzy przed siebie.
– Schowaj się! – krzyczy nagle i osuwa się w dół. Robię to samo i delikatnie podnoszę głowę, żeby zobaczyć kto siedzi w tamtym samochodzie. Widzę jak auto zwalnia, a po chwili otwiera się brama.
– Justin? – pytam szeptem, chociaż nie muszę.
– Mam nadzieję, że nas nie zauważył – słyszę w jego głosie strach. Czyżby się go bał?
                Patrzymy jak białe, sportowe auto zatrzymuje się pod samym domem, a ze środka wychodzi chłopak i jakaś tleniona blondynka. Mimo, że jest ciemno bez problemu mogę to zobaczyć. Ubrana jest… Właściwie nie jest. Krótka bluzka i spódniczka odkrywa więcej niż zakrywa. Kręcę głową, bo naprawdę nie rozumiem takich dziewczyn. Przenoszę wzrok na chłopaka i zamieram. Wygląda identycznie jak chłopak z mojego snu, a nawet nie wiem czy nie jest przystojniejszy. Stanął akurat tak, że pada na niego światło z lampy i idealnie oświetla jego piękną twarz. Przygryzam wargę, starając sobie przypomnieć jakieś miłe momenty z mojego snu.
– Przystojny – mówię cicho, sama nie wiem do kogo.
– Ale głupi – głos Brada przesiąknięty jest pogardą. – Jedźmy już –  i nikt już więcej się nie odzywa.
               
                Zatrzymujemy się na czerwonym świetle i słyszę jak Brad wzdycha ciężko. Odwracam głowę w jego stronę i próbuję wyczytać z jego twarzy co się dzieję. Jednak jest ona dziwnie obojętna i chociaż bardzo się staram, nic nie widzę. Potrafi bardzo dobrze maskować swoje emocje.
– Wstąpimy jeszcze do mojego znajomego, dobrze? – patrzy na mnie przelotnie, po czym znowu skupia się na świetle, które robi się zielone.
– Nie ma sprawy – wzruszam obojętnie ramionami.
– Tylko bądź grzeczna – mówi tak cicho, że ledwo go słyszę. Jednak kiedy docierają do mnie te słowa, gwałtownie przekręcam głowę w jego stronę, ale nie rozumiem o co mu chodzi.
– Jak to mam być grzeczna?! – mówię trochę głośniej niż zamierzałam.
– Po prostu – odrywa rękę od kierownicy i nerwowo przeczesuje włosy – najlepiej w ogóle nie wychodź z samochodu i nie daj się zauważyć.
– Ponieważ? – patrzę na niego wyczekująco, a on ponownie głośno wzdycha.
– Powiedzmy, że on jest trochę dziwny – odpowiada wymijająco.
– Dziwny? – prycham. – To znaczy?
– Brooke, proszę daj spokój – nie odrywa wzroku od jezdni. – Zrób to, o co cię proszę, a wszystko będzie dobrze.
– Jak chcesz – poddaję się, ale nie mam ochoty na kłótnie. Marzę tylko o wygodnym łóżku i śnie, który wyrwie mnie z tego okropnego świata.
                Opieram głowę o szybę i zamykam oczy, próbując zasnąć. Jednak jak na złość nie wychodzi mi to. Uderzają we mnie wspomnienia, które okazały się tylko wytworem mojej wyobraźni. A kiedy go dzisiaj zobaczyłam… Wyglądał prawie identycznie. Czy takie coś jest w ogóle możliwe? Na dodatek jeszcze ten kolega Brada. Dlaczego mam się nie pokazywać? Niech zgadnę: napalony dupek, który jak tylko zobaczy dziewczynę aka kawałek mięsa to chce ją przelecieć. To na pewno o to chodzi, bo co innego może być z nim nie tak? W dzisiejszych czasach nie trudno o chłopaków, którzy są uzależnieni od seksu.  Ale czemu nie chce mi powiedzieć o co chodzi? To jakaś tajemnica? Prycham cicho i otrzymuję zdziwione spojrzenie Brada, zerkam na niego szybko i przewracam oczami.
– Czemu tak patrzysz? – pyta zdezorientowany.
– Ja wiem, że chłopcy są dziwni – zaczynam i patrzy na mnie zdziwiony – ale nie musisz ukrywać tego, że twój kolega jest napalonym dupkiem – patrzy na mnie przez chwilę, po czym wybucha śmiechem. Marszczę czoło i zastanawiam się czy to co powiedziałam było śmieszne.
– Napalony dupek? – kręci głową rozbawiony.
– No co – wzruszam ramionami. – Bo niby dlaczego miałabym mu się nie pokazywać – zakładam ręce na piersi i opieram się plecami o drzwi.
– Bo nie – mówi oschle, a jego ciało spina się.
– Bo nie to nie jest odpowiedź – wystawiam mu język i uśmiecham się głupkowato, próbując rozładować atmosferę, która zrobiła się nieco napięta.
– Odpuść – złości się, więc znowu odpuszczam.
                Wzdycham głośno i opieram głowę na oparciu. Patrzę się przed siebie i zastanawiam się kim jest ten człowiek, skoro Brad robi z tego taką tajemnicę. Dlaczego nie może mi powiedzieć? Wkurza mnie tym, bo jest jedyną bliską mi osobą, a nie mówi mi wszystkiego. Ja rozumiem, że każdy może mieć jakieś swoje sekrety… Nie, w sumie to tego nie rozumiem. Skoro  Ci na kimś zależy, ktoś jest dla ciebie ważny to mówisz mu wszystko i na odwrót. Skoro masz tajemnice, których nie chcesz powiedzieć to znaczy, że nie ufasz tej osobie. Czy Brad mi nie ufa?
                Kątem oka widzę jak od jakiegoś czasu się we mnie wpatruje. Krępuje mnie to nieco, ale staram się być nie wzruszona i nie reaguję na to. Jednak po dziesięciu minutach, kiedy więcej patrzy na mnie niż na drogę, nie wytrzymuję.
– O co ci chodzi?! – krzyczę i odwracam się w jego stronę. Uchyla usta w szoku, bo nie spodziewał się mojego wybuchu.
– Wyglądasz jakbyś była na mnie obrażona – prycha.
– Nie przyszło ci do głowy, że może jestem? – unoszę brew. – Sherlocku? – uwielbia ten serial. Kiedy tylko mieliśmy w poprawczaku dostęp do telewizji, wyrzucał wszystkich i rozsiadał się wygodnie, żeby obejrzeć parę odcinków.
– Nie przyszło – przyznaje.
– Czyli do Sherlocka ci daleko – burczę i spoglądam w szybę.
– Wkurzasz się, bo nie chce ci powiedzieć kim jest Logan? – to już chociaż znam jego imię.
– Tak – odpowiadam sucho, nawet na niego nie patrząc.
– Bo to nie dotyczy ciebie i chciałbym, żeby tak zostało – czy ja śnię?! Gwałtownie przekręcam głowę i patrzę na niego, niedowierzając.
– Skoro mnie nie dotyczy to dlaczego mam mu się nie pokazywać? – znowu próbuję, ale wiem jaka będzie odpowiedź.               
                Nie mylę się. Chłopak wzdycha i nic nie odpowiada. Dobrze, ja też tak potrafię. Będę grać w jego grę i zobaczymy czy mu się to spodoba. Nie dowie się nic, co się u mnie dzieje.
                Wjeżdżamy nagle na żwirową dróżkę. Patrzę z zaciekawieniem za okno, ale jedyne co widzę to drzewa. Marszczę czoło i zastanawiam się gdzie ten jego kolega mieszka. W lesie? Po paru minutach jazdy, samochód zatrzymuję się. Mrużę oczy, żeby lepiej widzieć i patrzę przed siebie. Dostrzegam czerwone auto przed nami i opierającego się o niego chłopaka. To zapewne Logan. Brad wychodzi z auta i podchodzi do chłopaka. Po chwili przyjeżdża zielony samochód i oświetla twarz Logana. Dobrze zbudowany i czarne, kręcone włosy. Ubrany w czarną skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Chyba naprawdę lubi ten kolor. Jest przystojny. Ma niewinną twarz i wydaję się być miłym, ułożonym chłopakiem. Ale wiem, że tak nie jest i nie mogę uwierzyć jak bardzo pozory mogą mylić.
                Nagle gasną światła zielonego samochodu i nie mogę już dłużej podziwiać pięknej twarzy bruneta. Drzwi otwierają się i staram się dostrzec kto wysiada z drugiego auta. Prawie przestaje oddychać kiedy go widzę. Widzę, że to był bardzo szybki numerek... Opiera się o swoją maszynę, odpala papierosa i przysłuchuje się rozmowie Brada i Logana. Rozmawiają o czymś zawzięcie i gestykulują rękoma. W ogóle nie przejmują się obecnością jeszcze jednego chłopaka. W końcu ten trzeci wybucha śmiechem i głowy chłopaków odwracają się w jego stronę. Spoglądam na Brada i widzę jak w ułamku sekundy jego całe ciało się spina. Zaciska pięści i mogę się założyć, że patrzy na Justina z mordem w oczach. Brunet mówi coś, ale nic nie słyszę. Biję się z myślami, ale jednak moja ciekawość wygrywa i uchylam okno.
– Załatwimy to szybko, a potem możecie skakać sobie do gardeł – mówi znudzonym głosem.
– Kopę lat – Justin uśmiecha się chytrze, rzuca na ziemię papierosa i depcze go butem. – Jak się masz przyjacielu? – przekrzywia głowę na bok i wpatruję się w Brada.
– Co on tu robi?! – Brad ponosi głos i zwraca się do Logana.
– Jest moją prawą ręką – wzdycha chłopak. – Takie transakcje bez niego nie mogą mieć miejsca – co?! Jakie transakcje?!
– Pośpiesz się – burczy Brad. – Nie mam ochoty oglądać jego parszywej mordy.
– Wow! Wyluzuj koleś – Justin unosi ręce w geście obronnym. – Coś taki nerwowy, co? – prycha rozbawiony. – Czyżbyś dalej miał żal o Melodie?
– Nawet nie waż się wymawiać jej imienia – syczy Brad i wiem jak bardzo jest w tej chwili wkurwiony.
– Och, była taka słodka – chłopak chichocze beztrosko i nawet ja mam ochotę go uderzyć! – Cały czas słyszę jej piskliwy głosik jak mówi, żebym jej nie krzywdził – przykłada dłoń do serca i wzdycha. Miarka się przebrała. Brad rzuca się na Justina i zaczyna okładać go pięściami. W mgnieniu oka doskakuje do nich Logan i odciąga ich od siebie.
– Kurwa, stary pojebało cię?! – wrzeszczy brunet. – Co ty odpierdalasz, huh?
– Daj mi to po co przyjechałem – Brad mówi opanowanym tonem, ale wszyscy wiedzą, że w środku się gotuje.
– Justin – Logan kuca obok chłopaka – żyjesz?
– Proszę cię – prycha i ociera ręką wargę. Podpiera się ziemi i szybko wstaje na nogi – on nawet przywalić porządnie nie potrafi – uśmiecha się chytrze, przekręca głowę i nasze oczy się spotykają. Czuję jak robi mi się gorąco i chociaż bardzo chce odwrócić wzrok, nie potrafię. – Kogo ze sobą przywiozłeś? – zwraca się do Brada, ale cały czas na mnie patrzy. Spoglądam na Logana i mimo, że jest ciemno widzę w jego oczach coś dziwnego. Coś, co przeraża mnie dużo bardziej niż Justin. Nie chciałabym spotkać się z nim sam na sam.
– Nie twój zasrany interes – chłopak odpowiada powoli. – Kurwa Logan! – brunet odwraca głowę, jakby wyrwany z transu. – Daj mi to po co przyjechałem!
– Już, już – wzdycha. – Justin, przynieś walizkę.
– Już się robi – cały czas patrzy na mnie, oblizuje usta i puszcza oczko, po czym podchodzi do samochodu i bierze z niego dużą, czarną walizkę.  
Wraca do chłopaków i kładzie przedmiot na masce auta Logana. Niestety nie mogę zobaczyć co jest w środku, bo stając przy niej, zasłonili mi widok. Zamykam okno, opieram głowę o zagłówek i przymykam oczy. Mam dość i jedyne o czym marzę to ciepłe łóżko.
Po chwili otwieram oczy i kiedy orientuję się, że nie widzę Brada wpadam w panikę. Nerwowo rozglądam się dookoła, aż w końcu widzę go za czerwonym samochodem. Rozmawia o czymś z Loganem. Oddycham z ulgą i znowu opieram się o fotel. Nagle drzwi samochodu otwierają się, a w nich staje Justin. Serce podchodzi mi do gardła, kiedy patrzy na mnie z chytrym uśmieszkiem.
– Justin jestem – wyciąga w moją stronę dłoń. Spoglądam na nią, przełykam ślinę i ściskam ją niepewnie. – To zazwyczaj działa tak, że też powinnaś się przedstawić – chichocze słodko, a ja mam ochotę uderzyć się w twarz, że w ogóle tak pomyślałam. On i słodko?! Dobre sobie.
– B-Brooke – chrząkam, żeby pozbyć się guli w gardle. Chłopak ciągnie mnie za rękę, przez co jestem zmuszona, żeby wysiąść. Niestety robi to tak niespodziewanie, że wpadam na niego. Nasze twarze dzielą zaledwie centymetry.
– Co tutaj robisz, Brooke? – przekrzywia głowę i uważnie wpatruje się w moje oczy.
– Jestem? – opowiadam pytająco, ale to jedyne co przyszło mi do głowy. Chłopak znowu się śmieje i przenosi dłonie na moją talie. Od razu cała się spinam.
– Boisz się mnie? – przybliża się i szepcze do mojego ucha.
– N-nie – staram się brzmieć pewnie, ale wiem, że mi nie wychodzi. I kłamie. Boję się jak cholera.
– To nie za dobrze – odsuwa się i znowu patrzy w moje oczy. – Co z tym zrobimy?
– Daj mi spokój – mówię cicho i próbuję uwolnić się z jego uścisku, jednak to na nic, bo tylko go wzmacnia.
– Dokąd uciekasz, kwiatuszku? – jego wzrok powoduje ciarki na moich plecach. Gdzie jest mój kochany Justin?!
– Bieber! – nagle słyszę głos Brada. – Odsuń się od niej! – podbiega do nas i odpycha chłopaka. Justin unosi ręce w geście obronnym i kpiąco kręci głową. – Nic ci nie zrobił? – pyta mnie i ogląda jakby chciał znaleźć coś niepokojącego.
– Tylko rozmawialiśmy – odpowiada za mnie blondyn. – Prawda, kochanie? – zwraca się do mnie i znowu nie mogę odwrócić wzroku. Jest w jego oczach coś co sprawia, że nie mogę przestać się na nie patrzeć.
– To prawda? – Brad uważnie skanuje moją twarz, a ja tylko przytakuję głową. Nie potrafię wydusić z siebie nawet słowa. Strach sparaliżował moje ciało.
– Jedziemy? – w końcu zbieram się na odwagę, odrywam wzrok od Justina i przenoszę go na Brada.
– Wsiadaj – siadam na miejsce pasażera i zapinam pasy. Chcę zamknąć drzwi, jednak Justin nie pozwala mi i podchodzi do mnie. Kuca przede mną i znowu wpatruje się w moją twarz.
– Jeszcze się zobaczymy, skarbie – przykłada dłoń do mojego policzka, wysyłając tym dziwny prąd w moje ciało. – Obiecuję – podnosi się, całuje mnie w czoło i zamyka drzwi. Patrzę się tępo przed siebie i nie wierzę co się przed chwilą stało.
– Wszystko w porządku? – z otępienia wyrywa mnie głos Brada. Przekręcam głowę i spotykam jego zatroskane spojrzenie. Przytakuję głową i zamykam oczy. Nie zauważył tego co zrobił Justin? Może to i dobrze, tylko by się wkurzył.
                Brad odpala samochód i wyjeżdża na główną drogę. Nic nie mówimy, każdy pogrążony jest we własnych myślach. Co jest w walizce? Kim jest Logan i czym się zajmuje? Czego chce ode mnie Justin? Dobija mnie myśl, że nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań i najprawdopodobniej nie poznam.
– Czyli Los Angeles? – w końcu odzywa się Brad.
– Tak – spoglądam na niego i tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Dalej jestem w szoku, że poznałam Justina. Jest całkiem inny od tego w moim śnie.
– Czas zacząć nowe życie – wzdycha Brad i posyła mi niepewny uśmiech. Odwzajemniam to i nie mogę uwierzyć, że zaczynamy wszystko od nowa. 






4 komentarze

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.