Parę
minut przed dwunastą podjeżdżamy pod wielką, nowoczesną willę. Naprawdę robi
wrażenie. Brad parkuje samochód przed podwórkiem. Zastanawiam się czy to
bezpieczne. W końcu chcemy się włamać i zostawiamy auto pod samym domem? To
chyba nie tak powinno być. Jednak nie wnikam i wysiadam z pojazdu zaraz za
chłopakiem. Obchodzi samochód i opiera się o drzwi z mojej strony. Zakłada ręce
na piersi i wpatruje się w dom przed nami. A ja stoję obok niego, nieco
zdezorientowana jego zachowaniem. Na co czekamy? Postanawiam się nie odzywać i
dać mu spokój. Opieram się o samochód i tak samo jak on patrzę przed siebie.
– Dlaczego nie wchodzimy? – pytam
cicho, kiedy stoimy tak od dobrych dwudziestu minut.
– Musimy czekać – mimo, że jest
ciemno, widzę jak marszczy czoło. Ciekawe co takiego siedzi w jego głowie.
Osuwam
się w dół i siadam na chodniku. Zaczynam bawić się kamieniem, który leżał przy
moich stopach. Czyżby Brad miał jakiś plan? No raczej, że tak! Przecież nie
przyjechalibyśmy tutaj bez żadnego planu. Musimy mieć ustalone, gdzie wejdziemy
do środka i co zrobimy, kiedy się już tam dostaniemy. Ale czy nie mógł o tym
pomyśleć w domu? Nie chcę być marudna, ale robi mi się trochę zimno. Mimo, że
jest koniec sierpnia i w dzień nie da się wytrzymać, w nocy temperatura nie
rozpieszcza.
– Brad – wstaję i otrzepuję się z
brudu – robimy coś czy nie?
– Już, już – jest zirytowany –
jeszcze chwilka.
– Powiesz mi na co czekamy? –
zakładam ręce na piersi i patrzę na niego wyczekująco.
– Za trzy – patrzy na złoty
zegarek na jego lewej ręce – dwie, je… –
przeciąga i patrzy przed siebie. Podążam za jego wzrokiem i dostrzegam na
bramie czerwone, migające światełko – …dną. Teraz – wskazuje na diodę, która
momentalnie gaśnie.
– Alarm? – spoglądam na niego, a
on przytakuje głową. – Kto go wyłączył? – marszczę czoło.
– Ma się znajomości – uśmiecha
się dumnie. – Dobra! – klaszcze w dłonie. – Koniec pogaduszek, chodź – bierze
mnie za rękę i ciągnie w stronę wejścia. Jego zmiana nastroju jest nieco
dziwna.
Pochodzimy
do furtki i Brad otwiera ją po cichu. Wchodzimy na podwórko i wbijam się w
szok. Ciekawe ile kasy ci ludzie musieli wydać na te sześć aut stojących pod
garażem. Puszczam rękę Brada i podchodzę do samochodów. Szybkie, piękne,
sportowe cudeńka. Och, ile bym dała, żeby być w posiadaniu chociaż jednego.
Oglądam je z każdej strony i nie mogę się napatrzyć. W końcu słyszę rozbawiony
głos Brada.
– Wyglądasz jak dziecko w sklepie
z zabawkami – śmieje się.
– Widzisz co to jest?! – prostuje
ręce i wskazuję na samochody. – Sześć takich maszyn! – krzyczę i od razu
przykładam dłoń do ust, bojąc się, że ktoś mnie usłyszał.
– Myślę, że mają ich o wiele
więcej – wzrusza obojętnie ramionami.
– Co?! – mówię głośnym szeptem. –
Ile oni mają kasy! – nie mogę w to uwierzyć. – To może jedno też sobie
pożyczymy? W końcu skoro mają ich aż tyle, to się nie zorientują – uśmiecham
się niewinnie.
– Brooke, skup się – wzdycha. No
co! Nie moja wina, że właśnie jestem w raju! – Musimy iść. Alarm nie będzie
wyłączony przez cały czas.
– Wszystko psujesz – burczę pod
nosem i mijam chłopaka. Słyszę jak prycha rozbawiony, a ja przewracam oczami.
Jakby on nie był zachwycony tym widokiem…
Podchodzimy
do drzwi i jak gdyby nigdy nic wchodzimy do środka. Posyłam Bradowi
zdezorientowane spojrzenie, a on tylko uśmiecha się beztrosko i ruchem ręki
wskazuje, abym przeszła dalej. Wchodząc do salonu nie mogę uwierzyć w to co
widzę! Ogromne, przestronne i w jasnych barwach pomieszczenie od razu przypada
mi do gustu. Na środku stoi jasna kanapa, a przed nią szklany stolik. Na wprost
wejścia znajduję się wielkie okno na całą ścianę. Po lewej strony widzę kuchnię
urządzoną, tym razem, w ciemnych kolorach. Po prawej stronie, na ścianie wisi
duży, czarny telewizor, a pod spodem ustawione są jasne szafki. Mogłabym tu
zamieszkać.
Czuję
nagle jak ktoś ciągnie mnie za rękę. Odwracam gwałtownie głowę i widzę Brada.
Niesie w rękach dwie sportowe torby. Skąd on je wziął? Podaje mi jedną i
dopiero teraz orientuję się, że coś w nich jest. Zaglądam do środka i widzę
trochę złotej biżuterii, i kilka plików banknotów. Kiedy ja zachwycałam się
salonem, Brad zdążył już co nieco zdobyć.
Idę
za chłopakiem i wchodzimy na piętro. Zatrzymujemy się w korytarzu i stoimy
chwilę, nasłuchując czy na pewno wszyscy śpią.
– Chłopaka nie ma w domu –
oświadcza cicho Brad. Przytakuję głową i jestem wdzięczna, że nie będę musiała
go zobaczyć. Czuję, że to przyniosłoby kłopoty.
– Od czego zaczynamy? – pytam,
zastanawiając się, gdzie mogą być pieniądze.
– Gdzie byś schowała ogromne sumy
pieniędzy? – pyta, a ja próbuję jeszcze bardziej się skupić.
– W pokoju? – pytam, a Brad
wzrusza ramionami i zaczyna iść przed siebie. Nic nie mówiąc, podążam za nim,
aż dochodzimy do ostatnich drzwi w korytarzu.
– A może uszanujemy jego wolę? –
śmieje się cicho i wskazuję na tabliczkę na drzwiach.
– Nie wchodzić? – chłopak cicho
parska śmiechem i kręci głową. – Nie tym razem, skarbie – mruga okiem i naciska
klamkę. Wchodzimy do środka i jestem trochę zaskoczona, ponieważ panuje tutaj
zupełny porządek. Spodziewałam się, że wszystko będzie porozrzucane po całym
pokoju, a tu proszę. Miłe zaskoczenie.
– Jakieś pomysły? – siadam na
łóżku i wzdycham. Brad nic nie mówi, tylko zaczyna przeszukiwać wszystkie
szafki. Kartkuje książki, przesuwa ubrania, szpera w biurku, a ja siedzę i
wpatruję się w obraz przed sobą. Czarno-białe drzewo. Niby taki zwykły, ale
bardzo mi się spodobał. Wstaję z łóżka i podchodzę bliżej, żeby się przyjrzeć.
– Cholera! – słyszę głos Brada –
nic tu nie ma!
Ignoruję
go i dalej wpatruję się w obraz. Chyba się trochę przekrzywił. Czy jeśli go
wyprostuje, Justin coś zauważy?
– Brooke, chodźmy – chłopak
wzdycha – nic tu nie znajdziemy.
Dalej
nie zwracam na niego uwagi i powoli prostuję obraz. Kiedy go przesuwam, wydaje
z siebie dziwny dźwięk. Znowu przesuwa ramę i tak w kółko.
– Co ty robisz? – Brad staje obok
mnie i patrzy na to co robię. Coraz szybciej zaczynam przesuwać obraz, aż w
końcu spada ze ściany. Naszym oczom ukazuje się sejf. – Brooke! Jesteś geniuszem! – chłopak bierze
mnie w ramiona i okręca kilka razy, a ja staram się nie piszczeć.
– Całuj stópki – uśmiecham się
tryumfalnie i delikatnie podnoszę nogę. Brad łapie ją i gdybym się go w porę
nie złapała, na pewno bym upadła. – Zostaw! Tylko żartowałam – śmieje się.
Chłopak kręci rozbawiony głową i zostawia mnie w spokoju.
– Musimy to otworzyć – mówi
spokojnie i ogląda sejf.
– Nie znasz hasła, no nie? –
pytam, ale chyba znam odpowiedź. Chłopak nic nie mówi, a ja wzdycham, bo na tym
kończy się nasz plan.
– A co jeśli znam? – po chwili
odwraca się do mnie i unosi brew. Marszczę czoło i obserwuję jak chłopak
zaczyna wykręcać jakieś cyfry.
– Zero, dwa – mówi cicho – zero,
cztery, jeden, dziewięć – zacina się nagle.
– Nie wiesz co dalej? – pytam.
– Poczekaj – marszczy brwi –
muszę pomyśleć – siadam na łóżku i czekam, aż Brad na coś wpadnie. Mija co
najmniej pół godziny, a my dalej stoimy w miejscu. Spoglądam na zegarek – za
dwadzieścia druga.
– Musimy się pośpieszyć –
szepczę. – Justin może niedługo wrócić.
– Cholerne dwie cyfry – Brad
uderza w sejf i głośno wzdycha. – Nie pamiętam, w którym roku urodziła się jego
mama.
– Jest starsza od twojego taty?
– Młodsza o dwa lata chyba –
wzrusza ramionami.
– Nie wiesz, kiedy urodził się
twój tata? – dlaczego po prostu nie wpisze jego roku urodzenia minus dwa?
– Wiem – prycha. – Ale nie jestem
pewien czy to dwa lata czy więcej.
– Musimy zaryzykować – kręcę
głową – i tak nic nie wymyślisz.
– Siedem – przekręca pokrętło w
prawo – sześć – a potem w lewo i słyszymy cichy trzask.
– Udało się? – podchodzę bliżej i
widzę jak chłopak się cieszy. Czyli tak.
Otwieramy
sejf i uchylam usta w szoku. Jest po brzegi wypchany plikami banknotów.
Zaczynamy opróżniać go i bierzemy co najmniej dwadzieścia dużych pliczków.
Kiedy sięgam po kolejny, zauważam broń. Od razu cała się spinam, bo potwierdza
się to co Brad mówił o Justinie. Kręcę głową i skupiam się na tym co robiłam.
Chwilę potem zamykamy sejf, zostawiamy wszystko tak jak było i wychodzimy z
pokoju. Idziemy na dół i opuszczamy dom. Wolnym krokiem wychodzimy z podwórka i
wsiadamy do samochodu.
– Dokąd jedziemy? – Brad
przekręca głowę w moją stronę i czeka na moją odpowiedź.
– Jak to dokąd? – jestem
zdezorientowana.
– Chcesz zostać w Nowym Jorku? –
unosi jedną brew, a ja zaciskam usta i kręcę głową. – No więc dokąd?
– Co powiesz na Los Angeles? – zagryzam wargę
i patrzę na niego.
– Mi pasuje – uśmiecha się
szeroko i widzę w jego oczach dziwny błysk.
Patrzymy
się chwile na siebie, aż w końcu powoli zbliża się do mnie. Nasze twarze dzielą
zaledwie centymetry. Chłopak cały czas
wpatruje się w moje oczy, aż w końcu zsuwa wzrok na usta. Ja już wiem co mu
chodzi po głowie. Przybliża się jeszcze bardziej, tak że nasze usta delikatnie
się stykają. Moje serce bije jak szalone i już nie mogę się doczekać, aż
poczuje jego usta w całej okazałości. Jednak naszą chwile przerywa
nadjeżdżające znad przeciwka auto. Mrużę oczy, kiedy jego światła mnie
oślepiają. Jedzie w naszą stronę z zawrotną prędkością. Brad odsuwa się ode
mnie i patrzy przed siebie.
– Schowaj się! – krzyczy nagle i
osuwa się w dół. Robię to samo i delikatnie podnoszę głowę, żeby zobaczyć kto
siedzi w tamtym samochodzie. Widzę jak auto zwalnia, a po chwili otwiera się
brama.
– Justin? – pytam szeptem,
chociaż nie muszę.
– Mam nadzieję, że nas nie
zauważył – słyszę w jego głosie strach. Czyżby się go bał?
Patrzymy
jak białe, sportowe auto zatrzymuje się pod samym domem, a ze środka wychodzi
chłopak i jakaś tleniona blondynka. Mimo, że jest ciemno bez problemu mogę to
zobaczyć. Ubrana jest… Właściwie nie jest. Krótka bluzka i spódniczka odkrywa
więcej niż zakrywa. Kręcę głową, bo naprawdę nie rozumiem takich dziewczyn.
Przenoszę wzrok na chłopaka i zamieram. Wygląda identycznie jak chłopak z
mojego snu, a nawet nie wiem czy nie jest przystojniejszy. Stanął akurat tak,
że pada na niego światło z lampy i idealnie oświetla jego piękną twarz.
Przygryzam wargę, starając sobie przypomnieć jakieś miłe momenty z mojego snu.
– Przystojny – mówię cicho, sama
nie wiem do kogo.
– Ale głupi – głos Brada
przesiąknięty jest pogardą. – Jedźmy już –
i nikt już więcej się nie odzywa.
Zatrzymujemy
się na czerwonym świetle i słyszę jak Brad wzdycha ciężko. Odwracam głowę w
jego stronę i próbuję wyczytać z jego twarzy co się dzieję. Jednak jest ona
dziwnie obojętna i chociaż bardzo się staram, nic nie widzę. Potrafi bardzo
dobrze maskować swoje emocje.
– Wstąpimy jeszcze do mojego
znajomego, dobrze? – patrzy na mnie przelotnie, po czym znowu skupia się na
świetle, które robi się zielone.
– Nie ma sprawy – wzruszam
obojętnie ramionami.
– Tylko bądź grzeczna – mówi tak
cicho, że ledwo go słyszę. Jednak kiedy docierają do mnie te słowa, gwałtownie
przekręcam głowę w jego stronę, ale nie rozumiem o co mu chodzi.
– Jak to mam być grzeczna?! –
mówię trochę głośniej niż zamierzałam.
– Po prostu – odrywa rękę od
kierownicy i nerwowo przeczesuje włosy – najlepiej w ogóle nie wychodź z
samochodu i nie daj się zauważyć.
– Ponieważ? – patrzę na niego
wyczekująco, a on ponownie głośno wzdycha.
– Powiedzmy, że on jest trochę
dziwny – odpowiada wymijająco.
– Dziwny? – prycham. – To znaczy?
– Brooke, proszę daj spokój – nie
odrywa wzroku od jezdni. – Zrób to, o co cię proszę, a wszystko będzie dobrze.
– Jak chcesz – poddaję się, ale
nie mam ochoty na kłótnie. Marzę tylko o wygodnym łóżku i śnie, który wyrwie
mnie z tego okropnego świata.
Opieram
głowę o szybę i zamykam oczy, próbując zasnąć. Jednak jak na złość nie wychodzi
mi to. Uderzają we mnie wspomnienia, które okazały się tylko wytworem mojej
wyobraźni. A kiedy go dzisiaj zobaczyłam… Wyglądał prawie identycznie. Czy
takie coś jest w ogóle możliwe? Na dodatek jeszcze ten kolega Brada. Dlaczego
mam się nie pokazywać? Niech zgadnę: napalony dupek, który jak tylko zobaczy
dziewczynę aka kawałek mięsa to chce ją przelecieć. To na pewno o to chodzi, bo
co innego może być z nim nie tak? W dzisiejszych czasach nie trudno o
chłopaków, którzy są uzależnieni od seksu. Ale czemu nie chce mi powiedzieć o co chodzi?
To jakaś tajemnica? Prycham cicho i otrzymuję zdziwione spojrzenie Brada,
zerkam na niego szybko i przewracam oczami.
– Czemu tak patrzysz? – pyta
zdezorientowany.
– Ja wiem, że chłopcy są dziwni –
zaczynam i patrzy na mnie zdziwiony – ale nie musisz ukrywać
tego, że twój kolega jest napalonym dupkiem – patrzy na mnie przez chwilę, po
czym wybucha śmiechem. Marszczę czoło i zastanawiam się czy to co powiedziałam
było śmieszne.
– Napalony dupek? – kręci głową
rozbawiony.
– No co – wzruszam ramionami. –
Bo niby dlaczego miałabym mu się nie pokazywać – zakładam ręce na piersi i
opieram się plecami o drzwi.
– Bo nie – mówi oschle, a jego ciało spina się.
– Bo nie to nie jest odpowiedź – wystawiam mu język i uśmiecham się
głupkowato, próbując rozładować atmosferę, która zrobiła się nieco napięta.
– Odpuść – złości się, więc znowu odpuszczam.
Wzdycham głośno i
opieram głowę na oparciu. Patrzę się przed siebie i zastanawiam się kim jest
ten człowiek, skoro Brad robi z tego taką tajemnicę. Dlaczego nie może mi
powiedzieć? Wkurza mnie tym, bo jest jedyną bliską mi osobą, a nie mówi mi
wszystkiego. Ja rozumiem, że każdy może mieć jakieś swoje sekrety… Nie, w sumie
to tego nie rozumiem. Skoro Ci na kimś
zależy, ktoś jest dla ciebie ważny to mówisz mu wszystko i na odwrót. Skoro
masz tajemnice, których nie chcesz powiedzieć to znaczy, że nie ufasz tej
osobie. Czy Brad mi nie ufa?
Kątem oka widzę jak
od jakiegoś czasu się we mnie wpatruje. Krępuje mnie to nieco, ale staram się
być nie wzruszona i nie reaguję na to. Jednak po dziesięciu minutach, kiedy
więcej patrzy na mnie niż na drogę, nie wytrzymuję.
– O co ci chodzi?! – krzyczę i odwracam się w jego stronę. Uchyla usta w
szoku, bo nie spodziewał się mojego wybuchu.
– Wyglądasz jakbyś była na mnie obrażona – prycha.
– Nie przyszło ci do głowy, że może jestem? – unoszę brew. – Sherlocku?
– uwielbia ten serial. Kiedy tylko mieliśmy w poprawczaku dostęp do telewizji,
wyrzucał wszystkich i rozsiadał się wygodnie, żeby obejrzeć parę odcinków.
– Nie przyszło – przyznaje.
– Czyli do Sherlocka ci daleko – burczę i spoglądam w szybę.
– Wkurzasz się, bo nie chce ci powiedzieć kim jest Logan? – to już
chociaż znam jego imię.
– Tak – odpowiadam sucho, nawet na niego nie patrząc.
– Bo to nie dotyczy ciebie i chciałbym, żeby tak zostało – czy ja śnię?!
Gwałtownie przekręcam głowę i patrzę na niego, niedowierzając.
– Skoro mnie nie dotyczy to dlaczego mam mu się nie pokazywać? – znowu
próbuję, ale wiem jaka będzie odpowiedź.
Nie mylę się.
Chłopak wzdycha i nic nie odpowiada. Dobrze, ja też tak potrafię. Będę grać w
jego grę i zobaczymy czy mu się to spodoba. Nie dowie się nic, co się u mnie
dzieje.
Wjeżdżamy nagle na
żwirową dróżkę. Patrzę z zaciekawieniem za okno, ale jedyne co widzę to drzewa.
Marszczę czoło i zastanawiam się gdzie ten jego kolega mieszka. W lesie? Po
paru minutach jazdy, samochód zatrzymuję się. Mrużę oczy, żeby lepiej widzieć i
patrzę przed siebie. Dostrzegam czerwone auto przed nami i opierającego się o
niego chłopaka. To zapewne Logan. Brad wychodzi z auta i podchodzi do chłopaka. Po
chwili przyjeżdża zielony samochód i oświetla twarz Logana. Dobrze zbudowany
i czarne, kręcone włosy. Ubrany w czarną skórzaną kurtkę i czarne spodnie.
Chyba naprawdę lubi ten kolor. Jest przystojny. Ma niewinną twarz i wydaję się
być miłym, ułożonym chłopakiem. Ale wiem, że tak nie jest i nie mogę uwierzyć
jak bardzo pozory mogą mylić.
Nagle gasną światła
zielonego samochodu i nie mogę już dłużej podziwiać pięknej twarzy bruneta.
Drzwi otwierają się i staram się dostrzec kto wysiada z drugiego auta. Prawie
przestaje oddychać kiedy go widzę. Widzę, że to był bardzo szybki numerek... Opiera się o swoją maszynę, odpala papierosa
i przysłuchuje się rozmowie Brada i Logana. Rozmawiają o czymś zawzięcie i
gestykulują rękoma. W ogóle nie przejmują się obecnością jeszcze jednego
chłopaka. W końcu ten trzeci wybucha śmiechem i głowy chłopaków odwracają się w
jego stronę. Spoglądam na Brada i widzę jak w ułamku sekundy jego całe ciało
się spina. Zaciska pięści i mogę się założyć, że patrzy na Justina z mordem w
oczach. Brunet mówi coś, ale nic nie słyszę. Biję się z myślami, ale jednak moja
ciekawość wygrywa i uchylam okno.
– Załatwimy to szybko, a potem możecie skakać sobie do gardeł – mówi znudzonym
głosem.
– Kopę lat – Justin uśmiecha się chytrze, rzuca na ziemię papierosa i depcze
go butem. – Jak się masz przyjacielu? – przekrzywia głowę na bok i wpatruję się
w Brada.
– Co on tu robi?! – Brad ponosi głos i zwraca się do Logana.
– Jest moją prawą ręką – wzdycha chłopak. – Takie transakcje bez niego
nie mogą mieć miejsca – co?! Jakie transakcje?!
– Pośpiesz się – burczy Brad. – Nie mam ochoty oglądać jego parszywej
mordy.
– Wow! Wyluzuj koleś – Justin unosi ręce w geście obronnym. – Coś taki
nerwowy, co? – prycha rozbawiony. – Czyżbyś dalej miał żal o Melodie?
– Nawet nie waż się wymawiać jej imienia – syczy Brad i wiem jak bardzo
jest w tej chwili wkurwiony.
– Och, była taka słodka – chłopak chichocze beztrosko i nawet ja mam
ochotę go uderzyć! – Cały czas słyszę jej piskliwy głosik jak mówi, żebym jej
nie krzywdził – przykłada dłoń do serca i wzdycha. Miarka się przebrała. Brad
rzuca się na Justina i zaczyna okładać go pięściami. W mgnieniu oka doskakuje
do nich Logan i odciąga ich od siebie.
– Kurwa, stary pojebało cię?! – wrzeszczy brunet. – Co ty odpierdalasz,
huh?
– Daj mi to po co przyjechałem – Brad mówi opanowanym tonem, ale wszyscy
wiedzą, że w środku się gotuje.
– Justin – Logan kuca obok chłopaka – żyjesz?
– Proszę cię – prycha i ociera ręką wargę. Podpiera się ziemi i szybko
wstaje na nogi – on nawet przywalić porządnie nie potrafi – uśmiecha się
chytrze, przekręca głowę i nasze oczy się spotykają. Czuję jak robi mi się
gorąco i chociaż bardzo chce odwrócić wzrok, nie potrafię. – Kogo ze sobą przywiozłeś?
– zwraca się do Brada, ale cały czas na mnie patrzy. Spoglądam na Logana i mimo, że jest ciemno widzę w jego oczach coś dziwnego. Coś, co przeraża mnie dużo bardziej niż Justin. Nie chciałabym spotkać się z nim sam na sam.
– Nie twój zasrany interes – chłopak odpowiada powoli. – Kurwa Logan! – brunet odwraca głowę, jakby wyrwany z transu. – Daj mi to po co przyjechałem!
– Już, już – wzdycha. – Justin, przynieś walizkę.
– Już się robi – cały czas patrzy na mnie, oblizuje usta i puszcza
oczko, po czym podchodzi do samochodu i bierze z niego dużą, czarną walizkę.
Wraca do chłopaków i kładzie przedmiot na
masce auta Logana. Niestety nie mogę zobaczyć co jest w środku, bo stając przy
niej, zasłonili mi widok. Zamykam okno, opieram głowę o zagłówek i przymykam
oczy. Mam dość i jedyne o czym marzę to ciepłe łóżko.
Po chwili otwieram oczy i kiedy orientuję się, że nie widzę Brada wpadam w panikę. Nerwowo rozglądam się dookoła, aż w
końcu widzę go za czerwonym samochodem. Rozmawia o czymś z Loganem. Oddycham z
ulgą i znowu opieram się o fotel. Nagle drzwi samochodu otwierają się, a w nich
staje Justin. Serce podchodzi mi do gardła, kiedy patrzy na mnie z chytrym
uśmieszkiem.
– Justin jestem – wyciąga w moją stronę dłoń. Spoglądam na nią,
przełykam ślinę i ściskam ją niepewnie. – To zazwyczaj działa tak, że też
powinnaś się przedstawić – chichocze słodko, a ja mam ochotę uderzyć się w
twarz, że w ogóle tak pomyślałam. On i słodko?! Dobre sobie.
– B-Brooke – chrząkam, żeby pozbyć się guli w gardle. Chłopak ciągnie
mnie za rękę, przez co jestem zmuszona, żeby wysiąść. Niestety robi to tak
niespodziewanie, że wpadam na niego. Nasze twarze dzielą zaledwie
centymetry.
– Co tutaj robisz, Brooke? – przekrzywia głowę i uważnie wpatruje się w
moje oczy.
– Jestem? – opowiadam pytająco, ale to jedyne co przyszło mi do głowy.
Chłopak znowu się śmieje i przenosi dłonie na moją talie. Od razu cała się
spinam.
– Boisz się mnie? – przybliża się i szepcze do mojego ucha.
– N-nie – staram się brzmieć pewnie, ale wiem, że mi nie wychodzi. I kłamie.
Boję się jak cholera.
– To nie za dobrze – odsuwa się i znowu patrzy w moje oczy. – Co z tym
zrobimy?
– Daj mi spokój – mówię cicho i próbuję uwolnić się z jego uścisku,
jednak to na nic, bo tylko go wzmacnia.
– Dokąd uciekasz, kwiatuszku? – jego wzrok powoduje ciarki na moich
plecach. Gdzie jest mój kochany Justin?!
– Bieber! – nagle słyszę głos Brada. – Odsuń się od niej! – podbiega do
nas i odpycha chłopaka. Justin unosi ręce w geście obronnym i kpiąco kręci
głową. – Nic ci nie zrobił? – pyta mnie i ogląda jakby chciał znaleźć coś
niepokojącego.
– Tylko rozmawialiśmy – odpowiada za mnie blondyn. – Prawda, kochanie? –
zwraca się do mnie i znowu nie mogę odwrócić wzroku. Jest w jego oczach coś co
sprawia, że nie mogę przestać się na nie patrzeć.
– To prawda? – Brad uważnie skanuje moją twarz, a ja tylko przytakuję
głową. Nie potrafię wydusić z siebie nawet słowa. Strach sparaliżował moje
ciało.
– Jedziemy? – w końcu zbieram się na odwagę, odrywam wzrok od Justina i
przenoszę go na Brada.
– Wsiadaj – siadam na miejsce pasażera i zapinam pasy. Chcę zamknąć
drzwi, jednak Justin nie pozwala mi i podchodzi do mnie. Kuca przede mną i
znowu wpatruje się w moją twarz.
– Jeszcze się zobaczymy, skarbie – przykłada dłoń do mojego policzka,
wysyłając tym dziwny prąd w moje ciało. – Obiecuję – podnosi się, całuje mnie w
czoło i zamyka drzwi. Patrzę się tępo przed siebie i nie wierzę co się przed
chwilą stało.
– Wszystko w porządku? – z otępienia wyrywa mnie głos Brada. Przekręcam
głowę i spotykam jego zatroskane spojrzenie. Przytakuję głową i zamykam oczy.
Nie zauważył tego co zrobił Justin? Może to i dobrze, tylko by się wkurzył.
Brad odpala
samochód i wyjeżdża na główną drogę. Nic nie mówimy, każdy pogrążony jest we
własnych myślach. Co jest w walizce? Kim jest Logan i czym się zajmuje? Czego
chce ode mnie Justin? Dobija mnie myśl, że nie znam odpowiedzi na żadne z tych
pytań i najprawdopodobniej nie poznam.
– Czyli Los Angeles? – w końcu odzywa się Brad.
– Tak – spoglądam na niego i tylko tyle jestem w stanie powiedzieć.
Dalej jestem w szoku, że poznałam Justina. Jest całkiem inny od tego w moim
śnie.
– Czas zacząć nowe życie – wzdycha Brad i posyła mi niepewny uśmiech.
Odwzajemniam to i nie mogę uwierzyć, że zaczynamy wszystko od nowa.
No to akcja się rozkręca :D czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńO jezu cudo
OdpowiedzUsuńOoo matko , super czekam nn
OdpowiedzUsuńOmg *-* megaaa
OdpowiedzUsuń