poniedziałek, 9 maja 2016

ROZDZIAŁ 9

                Czekaj, czekaj. Ja nie rozumiem. Co się tu właściwie dzieje? Wiedziałam, że Brad ma jakieś szemrane interesy, ale żeby zaraz gang? Czy wszystko dookoła mnie musi dotyczyć zabijania, pieniędzy i narkotyków?! Teraz jestem w niebezpieczeństwie, bo im zachciało się zadzierać z jakimiś palantami. Ugh! Muszę porozmawiać z Bradem. Nie, nie mogę z nim porozmawiać. On nie wie, że to wszystko słyszałam. Lepiej niech tak pozostanie.
                Westchnęłam i otworzyłam cicho drzwi, po czym zatrzasnęłam je mocno. W tym samym czasie obok mnie pojawił się Logan z Bradem.
– O! – mój chłopak był wyraźnie zaskoczony moją obecnością. – Hej Brooke – podszedł i pocałował mnie w policzek – co tak wcześnie?
– Źle się poczułam – skłamałam.
– Idź do góry, zaraz do ciebie przyjdę – powiedział sucho. Zmarszczyłam brwi, ale czy nie powinien się chociaż trochę przejąć.
– Brad – odezwał się Logan – a może mnie przedstawisz?
– Wolałbym nie – odpowiedział pod nosem, ale i tak to usłyszałam. – Logan to jest Brooke. Brooke to jest Logan.
– Cześć – uśmiechnęłam się szeroko, kiedy wpadłam na genialny pomysł. – Jesteś przyjacielem Brada?
– Pracujemy razem – Logan posłał Bradowi chytry uśmieszek. Myślę, że się z nim dogadam.
– Naprawdę? – ucieszyłam się. – To może ty mi zdradzisz na czym polega wasza praca, bo Brad robi z tego ogromną tajemnicę – przewróciłam oczami.
– Chciałbym, ale nie mogę – zrobił smutną minę. – Wydaję mi się, że tego kolesia – wskazał na długowłosego – musisz o to zapytać.
– Już próbowałam – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Oj uparta z niego bestia – zaśmiał się chłopak – wiem coś o tym. Dobra, ja będę się zbierał – odwrócił się do Brada i przybił z nim żółwika. Potem podszedł do mnie i lekko przytulił. – Pilnuj się, mała – wyszeptał, tak abym tylko ja to usłyszała. Jego słowa spowodowały, że przez mój kręgosłup przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
                Po tym jak Logan wyszedł, skierowałam się do salonu, usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy.  Myślałam, że uwolniłam się od takiego życia, ale nie. To chyba do końca będzie mnie prześladować. Obok mnie usiadł Brad i tak minęło nam prawie całe popołudnie – na nic nierobieniu.
– Co się stało? – zapytał Brad, kiedy westchnęłam głośno. Złapał mnie za ramionami i wciągnął na swoje kolana.
– Gorszy dzień – jęknęłam, wtulając się w jego tors.
– Wiesz Brooke – zaczął niepewnie – mam parę spraw do załatwienia i będę musiał wyjechać na weekend.
– Wyjechać? – podniosłam głowę i napotkałam jego wzrok. – Ale dokąd?
– Do Europy – podrapał się po głowie.
– Do Europy?! – wstałam gwałtownie. – Po co?!
– Praca – westchnął.
– Brad – posłałam mu poważne spojrzenie. – Powiem ci coś teraz – usiadłam na drewnianym stoliku, naprzeciwko kanapy – ale słuchaj mnie uważnie, dobrze? – chłopak tylko pokiwał głową. – Albo powiesz mi czym się zajmujesz – mój głos brzmiał surowo i poważnie, oznaczając, że wcale nie żartuję – albo w tej chwili wychodzę z tego domu i już do niego nie wracam.
– Nie zrobiłabyś tego – prychnął, a we mnie się zagotowało.
– Jesteś pewien? – uniosłam brwi i podniosłam się.
– Brooke, daj spokój – złapał czubek nosa i westchnął ciężko.
– Daję ci ostatnią szansę – założyłam ręce na piersi i oparłam ciężar ciała na jednej nodze. Jednak chłopak nie zareagował w żaden sposób. – Dobra – uniosłam ręce w geście kapitulacji – nie chcesz mówić to nie. Wychodzę – odwróciłam się na pięcie i już miałam ruszyć w kierunku wyjścia, kiedy poczułam uścisk na ręce.
– Powiem ci – uważnie skanował moją twarz, na której pojawił się mały uśmiech. Usiedliśmy na kanapie i spojrzałam na niego, czekając na wyjaśnienia. – Nie chciałem ci mówić, ponieważ jest mi wstyd – spuścił głowę, a ja zmarszczyłam brwi. Praca w gangu nie jest czymś, czym warto się chwalić, ale żeby zaraz było wstyd? – Bo wiesz – podrapał się po karku – to jest taka nietypowa praca.
– Na pewno nie jest to aż takie straszne – teatralnie przewróciłam oczami.
– Właśnie, że jest – wyrzucił ręce w powietrze.
– Nie przesadzaj – uśmiechnęłam się do niego, chcąc dodać mu otuchy. – To jak, powiesz mi gdzie pracujesz?
– W agencji modelek.
– Wiesz, że to jest nielega…– przerwałam kiedy dotarło do mnie to co powiedział. – Czekaj, co? – spojrzałam na niego jak na kosmitę.
– Wiedziałem, że będziesz się nabijać – pokręcił głową i wstał.
– Stój! – zatrzymałam go. – Jesteś modelką? – zapytałam, nie myśląc nad tym co mówię.
– Brooke, przestań – warknął. – Jestem ochroniarzem.
– W agencji modelek? – upewniłam się.
– Dokładniej jednej, konkretnej modelki – machnął ręką – ale tak można to nazwać.
                Coś mi tu nie grało. Było mu wstyd, bo pracował jako ochroniarz najpiękniejszych istot na ziemi? Nie wydaję mi się. A poza tym do tego trzeba mieć jakieś kwalifikacje i tym bardziej nie siedzieć w poprawczaku. Oj, ktoś tu kłamie.
– I jedziesz do Europy, bo? – zapytałam.
– Mają tam jakiś pokaz, a ja muszę jej pilnować – wyjaśnił.
– Jak ona ma na imię? – grałam. Ani trochę nie wierzyłam w to co mówił.
– Thalia – powiedział po chwili namysłu. – Nie masz nic przeciwko, że jadę?
– Nie no, co ty – machnęłam ręką – w końcu to twoja praca.
– Dziękuję – podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. – Jesteś najlepszą dziewczyną pod słońcem!
– Aha – mruknąłem, odsuwając się od niego.
– Lecę się spakować – spojrzał na zegarek na swojej ręce – bo lecimy za trzy godziny.
– Tak szybko? – mimo wszystko byłam zawiedziona. Miałam nadzieję, że spędzę z nim naprawdę miły weekend.
– Niestety – skrzywił się. – Ale obiecuję, że ci to wszystko wynagrodzę! – złapał moją twarz w dłonie i złożył na moich ustach słodkiego całusa.
– Idź już, bo nie zdążysz – uśmiechnęłam się lekko. Chłopak pocałował mnie jeszcze raz, po czym zniknął na schodach.
                Trzy godziny później dalej leżałam na kanapie i wpatrywałam w telewizję, w której i tak nic nie leciało. Postanowiłam wziąć kąpiel, podczas której (mam nadzieję) zrelaksuję się i odpocznę. Udałam się do łazienki, po drodze sprawdzając godzinę. Była dwudziesta, więc to idealny czas na moczenie się w wannie. Odkręciłam kurki i zanim woda nalała się do pełna, pozbyłam się swoich ubrań i makijażu. Ostrożnie weszłam do środka i wygodnie ułożyłam się, opierając głowę na zagłówku. Tak dobrze. Zamknęłam oczy i wyłączyłam myślenie. Dosłownie. Kiedy spojrzałam na elektroniczny zegarek, który stał na szafce było wpół do dwudziestej drugiej. O matko, kiedy ten czas minął?! Zorientowałam się, że woda zrobiła się lodowata, więc jak oparzona wyskoczyłam z wanny. Owinęłam się różowym, puchatym ręcznikiem i udałam się do pokoju, gdzie przebrałam się w, za dużą na mnie,  koszulkę Brada. Podeszłam do łóżka, odsunęłam kołdrę i wślizgnęłam się pod nią, szczelnie się nią owijając.
                Rano budzę się, ponieważ ktoś postanowił dobijać się do moich drzwi. Schowałam głowę w poduszkę i jęknęłam, prosząc w myślach, aby ktoś sobie poszedł. Kiedy jednak po paru minutach dzwonek nie przestawał dzwonić byłam zmuszona iść otworzyć. Żółwim tempem zeszłam na dół i skierowałam się do wejścia. Przekręciłam zamek i delikatnie otworzyłam drzwi. Uchyliłam usta w szoku, kiedy zobaczyłam kto stoi przede mną.
– Zamknij usta, skarbie – zaśmiał się Justin. – Albo lepiej wykorzystaj je do czegoś innego – poruszył znacząco brwiami. Prychnęłam i chciałam zamknąć drzwi, ale chłopak zablokował je stopą.
– Czego chcesz? – zapytałam.
– Mogę wejść? – uniósł brew. Nic nie odpowiedziałam tylko otworzyłam szerzej drzwi. Chłopak wszedł do środka i od razu skierował się do salonu. Jak gdyby nigdy nic rozwalił się na kanapie i włączył telewizor.
– Teraz mi powiesz co tu robisz?- westchnęłam, zakładając ręce na piersi.
– Przyszedłem cię odwiedzić – powiedział, nie patrząc na mnie.
– Justin – westchnęłam znowu, nieco zirytowana jego zachowaniem.
– No dobrze – wyłączył telewizor i podszedł do mnie. – Chciałem cię przeprosić.
– Przeprosić? – czy ja się przesłyszałam? – Za co?
– Chyba źle zaczęliśmy – podrapał się po karku. – Wyszedłem na niezłego dupka, co? – uśmiechnął się krzywo.
– Tak troszkę – wzruszyłam ramionami.
– Możemy zacząć jeszcze raz?
– Brooke – po chwili namysłu wyciągnęłam dłoń przed siebie.
– Justin – uśmiechnął się szeroko i odwzajemnił mój gest. – I nie to, że narzekam, ale – zatrzymał się i zlustrował mnie wzrokiem. Wtedy uświadomiłam sobie, że jestem tylko w koszulce i majtkach – przed nieznajomym nie powinnaś być tak ubrana.
– Poznaliśmy się przed chwilą – posłałam mu tryumfalny uśmiech – nie pamiętasz?
– Jakże śmiałbym zapomnieć – zaśmiał się. – I mimo, że podobasz mi się w tym – wskazał na moją koszulkę – ubierz się, bo wychodzimy.
– Dokąd?
– Tajemnica – wzruszył ramionami. – Jest sobota, na pewno nie będziesz siedzieć przed telewizorem i zżerać lodów.
– Wcale bym tego nie… – Justin uniósł brew, a ja zamilkłam. Miał rację. Tak wyglądałaby moja sobota.
– A i Brooke! – krzyknął kiedy byłam już na schodach. Odwróciłam się do niego, a on podszedł do mnie. – Zdecydowanie lepiej wyglądałabyś w mojej koszulce. 

czwartek, 5 maja 2016

ROZDZIAŁ 8

– I potem powiedział, że mnie kocha – westchnęłam, uśmiechając się lekko.
– Naprawdę?! – zapiszczały dziewczyny.
– Tak – zaśmiałam się na ich reakcję.
– To takie słodkie – Ali przyłożyła dłoń do piersi i westchnęła rozmarzona.
– Ale przecież on – zacięła się Sophie. Dobrze wiedziałam co chciała powiedzieć.
– Po prostu muszę iść do przodu – wyjaśniłam. – Nie mogę cały czas tym żyć. Zresztą przeprosił, wyjaśnił i obiecał, że więcej tego nie zrobi.
– Według mnie popełniasz błąd – Sophie nie dawała za wygraną. – Byłam kiedyś w podobnej sytuacji i robiłam tak samo jak ty. Chciałam iść do przodu – zrobiła cudzysłów w powietrzu – ale to był najgorszy błąd jaki mogłam popełnić. Nie zmarnuj sobie przez to życia.
– Przykro mi, że musiałaś przez takie coś przechodzić – spuściłam głowę, kiedy dotarły do mnie jej słowa.
– Daj spokój – machnęła ręką. – To było dawno. Uwolniłam się od niego i jestem szczęśliwa.
– Mimo wszystko ja zaryzykuję – uśmiechnęłam się krzywo.
– Gorzej jak spróbuje zrobić to jeszcze raz – mruknęła dziewczyna.
– To urwę mu jaja! – krzyknęła nagle Ali, a my z Sophie spojrzałyśmy na siebie, po czym wybuchłyśmy śmiechem.
                Siedziałyśmy na dworze, przed szkołą, ciesząc się przerwą. Jeszcze tylko dwie godziny i będę mogła wrócić do domu. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać. Wczorajsze wyznanie Brada sprawiło, że chciałabym przebywać z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie powinno tak być. Powinnam od niego uciekać gdzie pieprz rośnie. I jeszcze to co powiedziała Soph. Pierwszy raz usłyszałam od niej opowieść o jej historii. Odkąd ją znam nie dużo o sobie opowiada, a teraz wiem, że po prostu nie chce wracać do bolesnych wspomnień.
– Czemu nie było cię wczoraj na imprezie? – zapytałam Ali, która wpatrywała się w swoje paznokcie.
– Musiałam zostać i opiekować się młodszym bratem – przewróciła oczami. – On jest taki denerwujący!
– Małe dzieci są słodkie! – pisnęła Sophie. – Prawda Brooke? – spojrzała na mnie wyczekująco.
– Z daleka – zaśmiałam się.
– Nie lubisz dzieci? – spojrzała na mnie jak na kosmitkę.
– Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami.
– Jesteś dziwna – zaśmiała się Ali.
– Chętnie zostałabym i zrobiła wykład na temat dzieci, przez co byś je polubiła –  Soph zwróciła się do mnie – ale muszę już iść – wzruszyła ramionami. – Cześć wam! – pomachała i wróciła do szkoły.
– Pa! – krzyknęłyśmy za nią, ale raczej tego nie usłyszała.
                Oparłam ręce na ziemi i wystawiłam twarz do słońca. Jest tak ciepło mimo, że jest wrzesień! Zresztą… Jesteśmy w Los Angeles! Tu zawsze jest ciepło.
– O mój Boże, Brooke! – usłyszałam nagle krzyk Ali.
– Nie krzycz! – zatkałam uszy. – Siedzę obok ciebie!
– Patrz jaki przystojniak!– zignorowała mnie i spojrzała za mnie rozmarzonym wzrokiem. Odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam zbliżającego się do nas Paula. – On tu idzie – szepnęła przestraszona. Zaśmiałam się na jej reakcję. Chwilę potem obok nas pojawił się chłopak.
– Brooklyn! – uśmiechnął się szeroko, podniósł mnie z ziemi i porwał w ramiona. Śmiałam się jak głupia, kiedy chłopak okręcił mnie parę razy.
– No już, już – uderzyłam go w ramię. – Postaw mnie! – chłopak posłuchał mnie, ale jeszcze raz mocno mnie przytulił. – Co ty tu robisz?
– Mieszkam? – odpowiedział pytająco.
–W mojej szkole? – uniosłam brew.
– Głupia jesteś – zaśmiał się, na co otrzymał ode mnie złowrogie spojrzenie. – Tutaj niedaleko – wskazał palcem za siebie. – Szedłem do domu i cię zauważyłem.
– Już się bałam, że mnie śledzisz – przyłożyłam dłoń do piersi i westchnęłam teatralnie.
– A co to za ślicznotka za tobą? – Paul spojrzał za mnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc kto tam stoi.
– Paul, przedstawiam ci Alison – wskazałam na dziewczynę, która stała i wpatrywała się w chłopaka jakby zaczarowana. Zresztą on robił to samo.
– Właściwie to Ali – po chwili dziewczyna się odezwała i podała Paulowi rękę, jednak ten zamiast odwzajemnić gest, przytulił ją. To takie słodkie.
– Wolę Alison – mrugnął do niej, a ona się zarumieniła.
– Co ty masz z tymi pełnymi imionami – spojrzałam na niego jak na kosmitę.
– Brzmią ładniej – wyszczerzył się, a ja pokręciłam głową. – Jakie macie plany na dzisiaj?
– Mamy jeszcze dwie lekcje, a potem do domu – powiedziała Ali.
– Mi się tu właściwie nie chce siedzieć – westchnęłam i sięgnęłam po moją torbę, która leżała na trawie.
– Zrywasz się? – spojrzała na mnie.
– Aha – mruknęłam. – Idziesz ze mną?
– Musze oddać panu Frostowi projekt –westchnęła poirytowana. – Nie chcę sama wracać do domu – jęknęła.
– Odprowadzę cię – zaproponował Paul.
– Ale to dopiero za dwie godziny – skrzywiła się.
– Poczekam –wzruszył ramionami. Tak miło się ich obserwowało.
 – Nie musisz – dziewczyna machnęła ręką, ale wiedziałam, że tak naprawdę bardzo by chciała.
– Ale chcę – uśmiechnął się szeroko.
– Okay! – klasnęłam w dłonie. –Widzę, że i tak tu na mnie nikt nie zwraca uwagi, więc idę – zaśmiałam się.
– Przepraszam – powiedzieli w tym samym czasie, po czym spojrzeli na siebie i zaśmiali się cicho.
– Miłego dnia! – uśmiechnęłam się szeroko i odeszłam, machając im.

                Szłam wolnym krokiem w stronę domu. Tak strasznie nie chciało mi się dzisiaj siedzieć w tej szkole! Myślę, że nikt nie będzie zwracał uwagi na to, że mnie nie ma. W końcu to tylko dwie lekcje, a moja frekwencja do tej pory była stuprocentowa. Zresztą, czym ja się przejmuję… To chyba teraz najmniej ważny temat. Muszę się skupić na Ali i Paulu. Gołym okiem widać, że coś między tą dwójką jest! To, w jaki sposób na siebie patrzyli… Nie do opisania. A Paul to bardzo fajny chłopak. Fakt, że gadałam z nim przez jakieś pół godziny nie ma tutaj znaczenia. Najważniejsze jest, że spodobał się Ali i mam nadzieję, że na odwrót. Byłaby z nich genialna para! O matko, jak się cieszę!
                Nawet się nie zauważyłam, a byłam już na moim osiedlu. Zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam przy naszym domu czerwony samochód. Cholera, gdzieś już widziałam to auto. Podeszłam  bliżej i obejrzałam je z każdej strony. Tak, zdecydowanie je już gdzieś widziałam. 
                Kiedy dotarłam pod wejście do domu usłyszałam jakieś głosy. Od razu rozpoznałam Brada, niestety tylko jego. Uchyliłam po cichu drzwi i niezauważona weszłam do środka. Zatrzymałam się w korytarzu i przylgnęłam do ściany. Wychyliłam delikatnie głowę i od razu rzuciła mi się w oczy burza czarnych włosów.
– Logan! – szepnęłam do siebie, mimo wszystko trochę za głośno, bo chłopcy odwrócili głowy w moją stronę. Z prędkością światła schowałam się za ścianą i modliłam się, aby mnie nie zauważyli. Kiedy po paru sekundach usłyszałam jak kontynuują rozmowę odetchnęłam z ulgą. Podeszłam nieco bliżej i słuchałam o czym rozmawiają.
– To był niewybaczalny błąd! – warknął Logan. – Nie możemy tego tak zostawić.
– A myślisz, że tego nie wiem?! – westchnął Brad ze zdenerwowaniem. – Ale to jest zbyt duże ryzyko – zapewne przeczesał palcami włosy – nie mogę tak narażać Brooke.
– Stary, kurwa! – krzyknął Logan. – Lasek na tym świecie jest miliony! A taka szansa może się już nie trafić! – jesteś super Logan, naprawdę.
– Nie – dzięki! – nie ma takiej opcji.
– Wiesz, że będziesz potem tego żałował? – głos chłopaka był przerażający. – Jak teraz im to odpuścimy, oni znowu to zrobią, bo pokażemy im, że jesteśmy słabi – jacy oni? Co odpuścimy? Komu? Co?
– Cholera – syknął Brad – wiem.
– Więc jak będzie? – zapytał Logan. – Z mojej strony mogę ci zaproponować moich najlepszych ludzi do ochrony.
– Znam ich?
– Justin Bieber i Paul Collins – Paul też jest uwikłany w to wszystko?! Chwila… Justin?!
– O nie, nie! – zaprotestował Brad. – Nie zgadzam się na Biebera.
– Wiem, że zalazł ci za skórę – powiedział Logan. – Bardzo – poprawił się po chwili – ale przecież zależy ci na bezpieczeństwie Brooke, prawda?
– Zależy – przytaknął chłopak – i dlatego nie wepchnę jej w prosto w paszczę lwa.
– Jak sobie chcesz – warknął Logan. – Ale informuję cię, że tym razem w dupie mam twoje zdanie! – chyba się wkurzył… - Przez dwa pieprzone lata, kiedy siedziałeś w tym pieprzonym poprawczaku zgadzałem się na wszystko! – co?! – Mogłem robić co chciałem, bo i tak byś się o tym nie dowiedział! Ale wolałem być lojalny wobec ciebie. Ale teraz, kiedy wyszedłeś mam dość! – krzyczał, a ja nie mogłam uwierzyć, że Brad był już w to zamieszany tak długo! – Zrobię tak jak będę uważał. Gdyby nie ja The Bloods umarłoby już dawno! Powinieneś być mi wdzięczny.
– Gdyby nie ja w ogóle by nie powstało – odparł spokojnie Brad. – Więc zamknij się i zaproponuj mi coś ciekawego – wyjrzałam zza ściany i zobaczyłam Brada, wygodnie rozsiadającego się na fotelu.
– Jak mówiłem – odchrząknął Logan, wyraźnie przestraszony – weźmiemy zakładników.
– I co chcesz z nimi zrobić? – Brad przyłożył dłoń do czoła i zaczął nad czymś intensywnie myśleć.
– Wyciągnąć wszystkie potrzebne informacje – wyjaśnił chłopak.
– Jeszcze raz – Johnson podniósł się i zaczął chodzić po pokoju – jakie jest ryzyko?
– Odwetu z ich strony – Logan wzruszył ramionami. – Mogą zrobić to samo co my.
– Ale? – stanął w miejscu i przyglądał się czarnowłosemu.
– My potrzebujemy od nich ludzi z gangu, a oni kogoś łatwego do złamania i…
– Bliskiego nam – dokończył Brad
Czy to znaczy, że moje życie jest zagrożone? 


_________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się spodoba :) 
Do następnego :*

niedziela, 1 maja 2016

ROZDZIAŁ 7

– C-co ty tu robisz? – wyjąkałam zaskoczona jego obecnością.
– Siedzę? – uniósł brew. – Nie mów, że nie tęskniłaś – uśmiechnął się złośliwie.
– Nie znam cię – odchrząknęłam.
– A mi się wydaję, że jednak znasz – zaśmiał się. – W końcu byłem twoim chłopakiem, nieprawdaż?
– A-ale – nie mogłam uwierzyć w to co mówił.
– Oj skarbie – wstał z krzesełka i podszedł do mnie, kładąc dłoń na moim policzku – wiem o tobie wszystko – zbliżył swoją twarz do mojej. – To, że śniłaś o mnie – delikatnie otarł swoim nosem o mój – i to, że zgubiłaś się w swojej szkole w pierwszy dzień.
– Jak to możliwe? – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, ale chłopak usłyszał to i zaśmiał się.
– To będzie moja tajemnica – puścił mi oczko. – I to, że się spotkaliśmy też, dobrze? – uważnie zlustrował moją twarz, a ja lekko skinęłam głową. – A teraz zabieram cię gdzieś – pociągnął mnie za rękę, przez co prawie spadłam z krzesła. Na szczęście chłopak w porę mnie złapał. Znowu znaleźliśmy się niebezpiecznie blisko siebie.
– Dziękuję – mruknęłam cicho, próbując się od niego odsunąć, ale ten zacieśnił uścisk na mojej talii.
– Dokąd się wybierasz, księżniczko? – pocałował mnie w policzek. Byłam naprawdę zaskoczona i zdezorientowana jego zachowaniem.
                Wyszliśmy z domu pełnego pijanych i naćpanych ludzi. Kiedy ciepły wiaterek uderzył w moją twarz zamknęłam oczy. Było tu tak przyjemnie. Jednak Justin nie dał mi się długo nacieszyć tą chwilą, ponieważ pociągnął mnie, jak mniemam, w stronę swojego samochodu. Gdy byliśmy przy nim otworzył mi drzwi i czekał aż wejdę.
– Ja chyba tu zostanę – powiedziałam. – Nie znam cię i nie chcę nigdzie z tobą jechać.
– Ale czy ja się pytałem o zgodę? – zmarszczył brwi i dał znak ręką, abym weszła do środka.
– Nie – mruknęłam, cały czas patrząc na niego. Robił się zły. Jego oczy pociemniały, a szczęka była zaciśnięta.
– Nie chcesz żebym się denerwował – syknął, przez zaciśnięte zęby.
– Jestem wolnym człowiekiem i mogę sama o sobie decydować! – krzyknęłam, mając dość ciągłych rozkazów.
– Och – zaśmiał się ponuro. – Nie jestem pewien czy takim wolnym – przechylił głowę i spojrzał na mnie. – A co jeśli ktoś dałby cynk, że zbieg z więzienia znajduję się teraz w LA?
– Nie zrobiłbyś tego – warknęłam.
– Jak sama powiedziałaś: nie znasz mnie – wzruszył ramionami. – To jak? Wchodzisz?
– Jeszcze… – kiedy chciałam odpowiedzieć mu w ogóle niestraszną groźbą, usłyszałam znajomy  głos.
– Brooke! – obok nas pojawił się Brad. Cieszyłam się, że go tu widzę.
– A któż to raczył się pojawić – na ustach Justina pojawił się chytry uśmieszek.
– Zostaw ją! – warknął chłopak. – Powiedziała, że nie chce z tobą jechać to nie pojedzie!
– A kiedy mówiła, że nie chce się z tobą pieprzyć posłuchałeś jej? – wydawało mi się jakbym była we śnie. On wiedział wszystko. I jeszcze sposób w jaki mówił. Był taki przerażający, ale zarazem intrygujący.
– Powiedziałem, że masz ją zostawić – wysyczał Brad, ignorując jego słowa.
– A co będę z tego miał? – Justin założył ręce na piersi i przyglądał się Bradowi uważnie. A ja stałam z boku jak jakaś sierota i obserwowałam co się dzieje.
– Nie będziesz miał obitej mordy! – jego postawa wskazywała, że jest gotowy do ataku.
– Uważaj śmieciu do kogo mówisz – Justin podszedł do niego tak blisko, że prawie stykali się nosami. – Powinieneś się nauczyć, że ze mną się nie zadziera. Chcesz powtórki z rozrywki? – jego oczy stały się czarne. Bałam się. Ba! Ja byłam przerażona. Miałam wrażenie, że zaraz się na siebie rzucą i się pozabijają. – Ostatnio wzięło mnie na wspominki – Justin odsunął się nagle od chłopaka, a na jego twarzy ponownie wyrósł psychiczny uśmiech. – Wspomniałem wszystkie laski, które pieprzyłem. I wiesz co? Twoja siostra była jedną z najlepszych. Może i mała i niedoświadczona, ale taka... – nie dane mu było dokończyć, bo Brad się na niego rzucił.
                Zaczęli okładać się pięściami, a ja tylko mogłam stać z boku, próbując namówić ich, żeby przestali. Tak, to naprawdę bezsensowne. Rozejrzałam się dookoła, chcąc znaleźć coś lub kogoś kto pomoże mi ich rozdzielić. Zauważyłam w aucie Justina srebrny przedmiot. Uśmiechnęłam się do siebie i szybko pobiegłam po broń. Odbezpieczyłam pistolet i wycelowałam w jego właściciela. Ale czy naprawdę chcę go postrzelić? Westchnęłam. Stałam i tylko przyglądałam się jak chłopcy coraz bardziej siebie masakrują. Podniosłam broń i wystrzeliłam w powietrze. Jak na komendę przestali się bić i spojrzeli na mnie zdezorientowani.
– Następnym razem wyceluję w ciebie – syknęłam do Justina.
– Nie miałabyś odwagi – chłopak wstał, rzucając pogardliwe spojrzenie w stronę Brada. Cóż za okropna sytuacja.
– Nie byłabym tego taka pewna – uśmiechnęłam się chytrze i wystrzeliłam nabój, który trafił w ziemię, tuż obok nogi Justina. – Następnym razem nie spudłuję.
– Nie będzie następnego razu, skarbie – mrugnął do mnie i wyrwał mi broń. – A teraz jestem zmuszony was opuścić, ale robota czeka.
– Masz rację, uciekaj! – warknął Brad, ocierając zakrwawioną wargę.
– Och Brad, Brad – westchnął Justin. – Jesteś śmieszny.
– Daj spokój – złapałam Brada za rękę, który był gotowy ponownie rzucić się na chłopaka. Patrzyliśmy jak Justin wycofał auto i chwilę potem zniknął za zakrętem. Już miałam coś powiedzieć, ale usłyszałam dźwięk smsa. Wyciągnęłam telefon z torebki i przeczytałam wiadomość.

NIEZNANY
Wiedziałem, że jesteś do tego stworzona. Sam sposób w jaki trzymasz broń… Jesteś cudowna. Do zobaczenia, Brooke.

Nie musiałam się nawet zastanawiać od kogo ta wiadomość. Ale o czym on mówi? Do czego jestem stworzona? Czyżby jarał go sposób w jaki trzymam broń? No tak, w końcu to chłopak, a oni są dziwni. Tak czy siak mam nadzieję, że nie trafię już na niego. Jest on strasznie dziwny i tajemniczy. A ja… Lubię tajemnice. Cholera, tak ciężko jest mi samej przed sobą przyznać, że mnie zaintrygował. Tak naprawdę wcale nie chcę, żeby mnie zostawił w spokoju. Wręcz przeciwnie. Liczę na to, że jutro też go zobaczę. I pojutrze i za tydzień i za rok. Ten człowiek jest chodzącą zagadką, którą ja mam zamiar rozwiązać.
– Jedziemy do domu? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Brada.
– Jasne – posłałam mu krzywy uśmiech.
                Poszłam za chłopakiem we wskazanym kierunku. Po chwili siedzieliśmy już w jego aucie, kierując się do domu. Chyba powinnam napisać Sophie, że jestem z Bradem. Ale czy to na pewno bezpieczne? W końcu on mnie prawie zgwałcił. Ale przeprosił! Muszę z nim koniecznie porozmawiać. A co jeśli się wkurzy i… Potrząsnęłam głową, nie chcąc o tym myśleć. Nie teraz. Wrócimy do domu i wszystko z nim wyjaśnię. Chcę przesiedzieć to piętnaście minut w spokoju i nie myśleć. Wyłączyć się. Wyciągnęłam telefon i szybko napisałam Sophie wiadomość, że ze mną wszystko w porządku i żeby się nie martwiła. Zablokowałam ekran i odwróciłam głowę w stronę okna.
– Dlaczego milczysz? – zapytał chłopak.
– Nie mam nic do powiedzenia – wzruszyłam ramionami.
– Nie uważasz, że musimy porozmawiać? – poczułam jego rękę na swoim udzie i walczyłam ze sobą, aby jej nie zepchnąć.
– O czym? – odwróciłam głowę ciekawa co dokładnie ma na myśli.
– O Justinie i twojej ucieczce – przerwał.
– Tylko o tym? – uniosłam brew. Powoli się denerwowałam. Nie ma zamiaru porozmawiać ze mną o tym co zrobił? No proszę…
– I jeszcze  – odchrząknął – o tym co zrobiłem.
– A co zrobiłeś? – wysyczałam przez zęby, kiedy uderzyły we mnie wspomnienia.
– Wiesz, że nie chciałem tego zrobić – zatrzymał się na poboczu i złapał mnie za rękę.
– Zrobić czego! – podniosłam głos, chcąc aby to powiedział.
– Nie każ mi tego mówić – odwrócił głowę, zaciskając szczękę. – Wiesz, że nie jestem z tego dumny.
– Masz to powiedzieć – warknęłam.
– Brooke, ja – znowu na mnie spojrzał. – To był błąd. Ten cały gwałt – wyrzucił ręce w powietrze. – Ja po prostu miałem dużo na głowie. Stres, poprawczak… To wszystko sprawiło, że musiałem się wyżyć.
– I ja byłam pod ręką – mruknęłam.
– Przepraszam. Wiesz dobrze, że jesteś dla mnie ważna i nie pozwoliłbym cię skrzywdzić – złapał moje dłonie i ucałował je.
– Wiem – uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie sytuację z Justinem. Stanął w mojej obronie. Martwił się i mimo tego co zrobił myślę, że już pora mu wybaczyć. W końcu jak sam powiedział to było chwilowe zaćmienie jego umysłu. – Ale jeśli zrobisz coś takiego jeszcze raz…
– Nie ma takiej opcji – nie dał mi dokończyć. – Kocham cię – powiedział i przywarł swoimi ustami do moich. A czy ja kocham go?



Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.