czwartek, 18 sierpnia 2016

EPILOG

Siedem lat później

– Tylko uważaj i nie spadnij z tej huśtawki – ucałowałam czółko Stevena i usiadłam na ławce, obok Jasmine.
– Jak on szybko rośnie – zagruchała dziewczyna. – Cztery lata minęły tak szybko! A ja mam wrażenie, jakbyś to wczoraj do mnie dzwoniła i mówiła, że mały chce już wyjść z twojego brzucha – parsknęła śmiechem.
– Jasmine! – uderzyłam ją w ramie, na co ta zaczęła się jeszcze bardziej śmiać.
– A co z Joshem? – spojrzała na mnie, przybierając poważny wyraz twarzy.
– Uzgodniliśmy, że rozwiedziemy się w zgodzie – wzruszyłam ramionami. – Nic dobrego z tego małżeństwa nie było. Tylko Steven – z troską spojrzałam na małego bruneta, huśtającego się na huśtawce.
– Tak, to prawda – przytaknęła. – Cały czas się kłóciliście.
– To była zbyt pochopna decyzja – pokręciłam głową. – Chciałam poczuć się normalnie. Jakbym nigdy nie przeżyła tego całego gówna – mruknęłam, a dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
                Siedem lat po tych wszystkich wydarzeniach żyję tutaj, w Hiszpanii, w małej wiosce, której nawet na mapie nie ma. Chciałam od tego wszystkie uciec i tu mi się to udało. Poznałam mężczyznę – Josha. Spodobał mi się, przeżyliśmy razem wiele wspaniałych chwil, ale nigdy nie czułam do niego czegoś więcej. Jednak kiedy mi się oświadczył, zgodziłam się, ponieważ chciałam czuć, że już do końca życia będę czyjaś. Chciałam czuć, że ktoś mnie kocha i się o mnie troszczy. Czy zapomniałam o Justinie? Nigdy. Codziennie myślę o nim i o tym co teraz robi. Czy myśli o mnie? Czy założył rodzinę? Nie miałam z nim kontaktu od tego czasu. Nawet nie próbowałam. Za bardzo się bałam, że dowiem się czegoś czego nie chce wiedzieć.
                Mimo, że po krótkim czasie okazało się, że mój związek z Joshem to był niewypał, nie żałuję. Dzięki niemu na świecie pojawił się Steven. Moje oczko w głowie, mój skarb, moje wszystko. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Wnosi do mojej codzienności tyle szczęścia i radości! Poznałam też Jasmine, która jest jedyną osobą, której powiedziałam o mojej przeszłości. Nawet mój mąż, a właściwie były mąż, tego nie wie. Jas jest osobą na którą zawsze mogę liczyć i nigdy mnie nie zawiedzie.
                Mam pracę, rodzinę i przyjaciół. Mam takie życie o jakim zawsze marzyłam. Najwyraźniej będąc z Justinem, nie było mi pisane normalne życie. Ale nie chcę o nim myśleć. Mam nadzieję, że dobrze mu się wiedzie i jest szczęśliwy. Tego mu życzę.
– Ziemia do Brooke! – poczułam jak Jasmine szturcha moje ramię. – Odleciałaś.
– Przepraszam – odchrząknęłam. – Co jest?
– Ten facet cały czas się na ciebie patrzy – spojrzał na ławkę naprzeciw nas i zamarłam.
To był on. Człowiek, przez którego mój świat zwariował. Człowiek, którego pokochałam jak nikogo innego. To on. To Justin.
                Podniósł się z ławki i ruszył w naszą stronę. Był coraz bliżej, a moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Jasmine coś do mnie mówiła, jednak nie słyszałam jej. Skupiałam się tylko na tym, że znowu go widzę. Że znowu z nim porozmawiam. Nim się zorientowałam był już przy mnie. Uchyliłam usta, chcąc coś powiedzieć, jednak za nim zdążyłam to zrobić, z jego ust wydobył się niski, gardłowy głos:
– Obiecałem, że cię znajdę.

_________________________________________________
No i mamy koniec :( Jest mi tak jakoś smutno, ale muszę się przyznać, że ostatnich rozdziałów w ogóle nie chciało mi się pisać :D
Mam nadzieję, że Wam się spodoba zakończenie jak i całe opowiadanie.
Możecie dać mi znać co myślicie, chętnie poczytam Wasze opinie :D A jeśli macie jakieś zastrzeżenia, uwagi, cokolwiek to też piszcie! Zmienię co będzie trzeba i w przyszłości będą powstawały najlepsze opowiadania pod słońcem!
A czy jeszcze coś napiszę?
Nie mam pojęcia. Jak na razie, nie mam pomysłu ani chęci. Ale zobaczymy co przyniesie przyszłość. Zregeneruje siły (co tam, że zaczyna się rok szkolny i będzie dużo nauki bla, bla...) i może tu wrócę ;)
A teraz życzę Wam powodzenia w nowym roku szkolnym i żeby jak najszybciej znów były wakacje!
Dziękuję, że byliście i że jesteście! (I mam nadzieję, że będziecie!)
Do widzenia! :*

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 19

– Justin? – spojrzałam na niego, niedowierzając. – Co ty tu robisz? – zmarszczyłam brwi.
– Musisz uciekać – mocniej złapał mnie za ramiona. – Teraz, jak najszybciej. Ona nie może cie dorwać!
– Jaka ona –patrzyłam na niego przestraszona.
– Justin – nim zdążył odpowiedzieć usłyszeliśmy głośny, kobiecy, melodyjny głos. – Justin, kochanie, złapałeś tę szmatę? – moje oczy zrobiły się wielkości spodków, kiedy usłyszałam co powiedziała.
– Brooke, uciekaj, słyszysz?! – krzyknął chłopak, ale ja przetwarzałam słowa kobiety. Czy Justin miał mnie zabić? Czy to on był wtedy w pokoju?
– Złapałeś ją – gwałtownie odwróciłam głowę i zamarłam, kiedy zobaczyłam Sophie. – Jednak jakiś z ciebie pożytek mamy – mrugnęła do niego, podchodząc do nas. – Zaprowadzisz ją do pokoju czy ja mam to zrobić? – zmrużyła oczy i wpatrywała się w Justina.
                Moje serce biło jak szalone. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Nie wiedziałam co chłopak zrobi. Nic nie rozumiałam. Moja głowa wybuchała od natłoku informacji, których nie potrafiłam ze sobą połączyć. Chciałam, żeby ktoś mi to wszystko wytłumaczył. Ale niestety nie było takiej możliwości.
– Justin, skarbie – uśmiechnęła się fałszywie. – Zaprowadź ją na dół – syknęła, cały czas się uśmiechając, po czym zbliżyła się do niego i pocałowała go w usta. Nieprzyjemne uczucie rozeszło się po moim ciele. Tylko ja miałam prawo go całować!
                Chłopak spojrzał na mnie, po czym delikatnie pociągnął mnie w stronę schodów. Dlaczego wykonuje jej polecenia? Czyżby się jej bał? A może ona ma na niego jakiegoś haka?
                Weszliśmy do ciemnego pokoju. Zmrużyłam oczy, starając się cokolwiek dostrzec. Na środku pomieszczenia stało krzesło.
– Siadaj – powiedział, a ja starałam się wyczuć jakieś emocje w jego głosie. Bez skutku.
– Co wy chcecie ze mną zrobić? – spytałam spanikowana. Nic nie odpowiedział. – Justin, nie zostawiaj mnie tu – zapłakałam.
– Będzie dobrze – podszedł do mnie i delikatnie musnął moje czoło. Zamknęłam oczy kiedy jego usta zetknęły się z moją skórą. Chciałam jak najdłużej zatrzymać to wspaniałe uczucie, które trwało zaledwie parę sekund.
                Chłopak spojrzał na mnie ostatni raz smutnym wzrokiem, po czym opuścił pomieszczenie. Nim nawet zdążyłam obrócić głowę, drzwi ponownie się otworzyły, a w nich stanęła Sophie. Patrzyła na mnie z złowrogim uśmieszkiem,  a ja szybko próbowałam wymyślić jak się stąd wydostać. Po chwili pewnym krokiem ruszyła w moją stronę. Oparła ręce na podłokietnikach mojego krzesła i zbliżyła swoją twarz do mojej.
– Jak się bawisz? – zapytała, uśmiechając się niewinnie.
– Sophie, ja naprawdę nie rozumiem o co tutaj chodzi – pokręciłam głową, licząc że ją przekonam. – Mike nie żyje, ja nic nie wiem! Nie pomogę ci!
– Tak głupia – przechyliła głowę, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Od tak długiego czasu to wszystko planowałam – odepchnęła się i podeszła pod ścianę, myśląc nad czymś. – Tak długo zajęło mi wyciągnięcie cie z tego pierdolonego poprawczaka! – krzyknęła. Co? – Tak, właśnie tak – pokiwała głową, widząc moją zdezorientowaną minę – to dzięki mnie uciekłaś z tego piekła. Naprawdę myślisz, że policja was nie ścigała ot tak? – parsknęła śmiechem. – Potem musiałam nasłać na ciebie Justina i Paula. Jak ciężko było ich do tego przekonać! – westchnęła. – Ale seks z fajną laską to dla Justina wystarczająca zachęta – dodała. – Jednak chłopak się zakochał – westchnęła teatralnie. – Ciężko było dograć to wszystko tak, abyś myślała, że Brad i Logan należy do tego samego gangu co my.
– Ale ja widziałam – zmarszczyłam brwi – to znaczy słyszałam jak Brad mówił, że Justin i Paul mają mi załatwić ochronę.
– Dalej nic nie rozumiesz? – podeszła do mnie, kucając naprzeciwko krzesła. – To tylko pozory. Jesteś cennym towarem, bo masz cenne informacje. Rzadko zdarza się, że dwa gangi łączą siły. Ale to jest sprawa życia i śmierci.
– Czyli Justin z Bradem nie współpracują? – zapytałam. Chciałam wszystko wiedzieć!
– Oni się nienawidzą – wysyczała. – Brad ci to mówił nie raz. Myślisz, że mogliby być w tym razem? Nie bądź śmieszna.
– Ale po co ja wam jestem! – krzyknęłam. – Nic nie wiem! Mike nie żyje! Byłam na jego pogrzebie! – wykrzyczałam i nagle poczułam ostry ból na prawym policzku.
– Nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu! – warknęła. – Brad strasznie ułatwił mi sprawę, kiedy chciał cię zgwałcić – kontynuowała, podnosząc się i zaczynając chodzić po pokoju. – Wepchnął cię prosto w moje ręce, żebym mogła upewnić się, jak bardzo słaba jesteś – znów do mnie podeszła. – A jesteś – szepnęła w moją twarz – bardzo.
– Kim ty jesteś – zapytałam, uważnie skanując jej twarz. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko było z góry zaplanowane.
– Twoim koszmarem – szepnęła, uśmiechając się złowrogo. Moje ciało przeszyły nieprzyjemne dreszcze. – Swoją drogą hipnoza to bardzo ciekawe zjawisko, nie uważasz?
                Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.
– Jak myślisz – przyglądała mi się – jak to możliwe, że śni ci się chłopak, którego potem spotykasz w realnym świecie?
– Nie – powiedział niemal bezgłośnie.
– Tak – pokiwała głową. – Zostałaś poddana hipnozie, przez co mogłam kontrolować twój sen.
– Po co?!
– Ze względu na twój sen, łatwiej było ci się zakochać w Justinie – powiedziała, jakby to było coś normalnego. – Zapewne zastanawiasz się po co miałabyś się w nim zakochiwać – zrobiła przerwę, patrząc na mnie. – To będzie moja przepustka do tego co wiesz – powiedziała po chwili i wnet drzwi otworzyły się, a w nich stanął Justin, którego trzymały dwie inne osoby. – Zostawcie nas – powiedziała Sophie, więc wepchnęli chłopaka do pomieszczenia i zamknęli drzwi.
                Dziewczyna wyciągnęła broń i wycelowała nią w chłopaka.
– To może jednak powiesz mi to co wiesz? – zwróciła się do mnie. Spojrzałam na Justina, który coś mówił, jednak nie potrafiłam tego usłyszeć. I wtedy mnie olśniło.
– Dobrze – swoją uwagę skupiłam na Sophie i starałam się, aby ona zrobiła to samo ze mną. – Ostatni raz widziałam go trzy miesiące temu – kłamałam. – Przyjechał do mnie i mówił, że musi się ukrywać, bo grozi mu niebezpieczeństwo – podczas kiedy ja wymyślałam historyjkę o moim, nieżyjącym bracie, Justin odsunął się na bok i wyciągnął swoją broń, celując nią w dziewczynę.
– Sophie – zawołał, na co ta odwróciła głowę, a chłopak szybko wybił jej broń, którą trzymała w dłoni. Dziewczyna runęła na ziemię, tracąc przytomność.
– Wszystko w porządku? – wstałam z krzesła i podbiegłam do niego.
– Tak – przytaknął, cały czas celując w Sophie. – Musisz uciekać. Teraz! Jak najdalej stąd. Nikomu, ale to nikomu nie mów dokąd jedziesz.
– A co z tobą? – uważnie skanowałam jego twarz, chcąc zapamiętać jak najwięcej.
– Muszę dokończyć tutaj parę spraw – wyjaśnił. – Ale znajdę cię Brooke, obiecuję – powiedział i złączył nasze usta.
Pocałunek był krótki, ale bardzo namiętny. Wyrażał nasze wszystkie emocje. Ból, żal, ale przede wszystkim miłość. Nie chciałam, żeby się kończył. To było najlepsze  uczucie na świecie, czuć jego usta na swoich. To było najlepsze uczucie na świecie, czuć jego obecność. Jednak musiałam uciekać. Miał rację. Nie jestem tu bezpieczna. Niczego nie mogę być pewna, bo wszystko może okazać się chorą grą Sophie, której dalej nie do końca rozumiem. Po chwili chłopak przerwał pocałunek. Oparł swoje czoło o moje, oddychając ciężko.
– Kocham cię – powiedział, a w jego głosie było słychać ból. Tak strasznie chciało mi się płakać, jednak postanowiłam być silna. Nie jestem słaba. Nie jestem taka jaka Sophie mówiła, że jestem!
– Kocham cię – odpowiedział, po czym ostatni raz musnęłam jego usta.
                Odsunęłam się na niego, ostatni raz spoglądając w jego stronę tęsknym wzrokiem, po czym wybiegłam z pomieszczenie. Przez chwilę słyszałam jakieś krzyki, a potem strzał. Gwałtownie zatrzymałam się i spojrzałam w stronę, z której przybiegłam. W moich oczach zebrały się łzy, które po chwili wypłynęły.

– Kocham cię – szepnęłam jeszcze raz, po czym otarłam łzy i biegiem ruszyłam ku wyjściu z budynku.

_____________________________________________________________
Musicie mi wybaczyć tak długą przerwę, ale ja też mam wakacje i postanowiłam się bawić, a nie zaprzątać głowy pisaniem :/ 
Jednak dzisiaj przychodzę do Was z rozdziałem i niestety muszę powiedzieć, że został jeszcze tylko epilog.
(Który swoją drogą pojawi się w tym tygodniu. Myślę, że w czwartek!)
Dajcie znać co myślicie o rozdziale. 
Do zobaczenia! :* 

czwartek, 21 lipca 2016

ROZDZIAŁ 18

                Kiedy się obudziłam było mi zimno. Tak bardzo zimno, a ja miałam na sobie tylko zwykłą koszulkę i krótkie spodenki. Do mojego nosa dotarł nieprzyjemny zapach stęchlizny. Byłam przywiązana do krzesła, super. Nie otwierałam oczu, bałam się tego co mogę zobaczyć. Chociaż już sobie to wyobrażałam. Dlaczego znowu ja? Dlaczego nowo poznany przeze mnie facet musiał okazać się jakimś porywaczem? Dlaczego mnie porwał? Czy tu chodzi o to w co zamieszany był Brad? A może Justin? Obaj ukrywali coś przede mną, myśląc że jestem tak głupia, że się nie zorientuje. Może i nie do końca wiedziałam o co chodzi, ale po kojarzyłam fakty. Zresztą, jak to możliwe że niczego bym się nie domyśliła skoro przez takie rzeczy przechodził mój brat? I zginął przez to. Czy mnie czeka to samo?
– Wstawaj śpiąca królewno – usłyszałam dziwny głos i chwilę potem uderzył we mnie duży strumień zimnej wody. Zachłysnęłam się nią, więc zaczęłam kaszleć, próbując złapać oddech. – Otwórz te pierdolone oczy! – wykrzyczał, jakby zmutowany głos. Zrobiłam to co kazał i ujrzałam przed sobą postać ubraną całą na czarno, a na twarzy miała przerażającą maskę. Czekaj? Czy coś takiego mi się nie śniło?
– Co ja tu robię? – spytałam, będąc naprawdę przerażona.
– Potrzebuję kilka informacji – postać wzruszyła ramionami, podchodząc do stołu pod ścianą. Starałam się dostrzec czy to kobieta czy mężczyzna, ale na marne.
– Jakich informacji? – przełknęłam ślinę, czując jak zasycha mi w gardle.
– Zrobimy tak – wzięła do ręki jakiś przedmiot, leżący na stole i zaczęła się mu przyglądać – jeśli będziesz ze mną współpracować nic ci się nie stanie. Ale jeśli spróbujesz czegoś, co mi się nie spodoba pożałujesz, jasne?
                Posłusznie pokiwałam głową, bojąc się o swoje życie.
– Grzeczna dziewczynka – zaśmiała się. – To na początek coś łatwego – podeszła do mnie i usiadła na krześle naprzeciw mnie. – Kiedy ostatni raz widziałaś brata? – co? Brata? Dlaczego ona o niego pyta!
– Sama nie wiem – zawahałam się – chyba trzy lata temu, na jego pogrzebie.
– Zła odpowiedź – postać szybko wstała i popchnęła moje krzesełko, powodując że moja głowa wylądowała pod wodą. Starałam się złapać powietrze, jednocześnie próbując się wydostać z wody, ale wszystko na marne. Po kilkudziesięciu sekundach zostałam z powrotem postawiona do pionu. – Zapytam jeszcze raz – umieściła ręce na mojej szyi – kiedy ostatnio widziałaś się z Mike’iem?!
– On nie żyje – mocno ścisnęła moją szyję, tak że znowu brakowało mi powietrza – przysięgam! – zapłakałam resztkami sił.
Postać odsunęła się ode mnie i przejechała rękami po twarzy. Myślała nad czymś. Po chwili znowu na mnie spojrzała i wiedziałam, że nic dobrego to nie wróży.
– Chciałam być miła – aha! Czyli to kobieta – ale nie dajesz mi wyboru – powiedziała i wróciła do stołu, skąd wzięła telefon. – Przyjdź – tylko tyle powiedziała, po czym usiadła na krześle w rogu.
                Nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu, próbując znaleźć wyjście z tej sytuacji. Ale tu do cholery nie było wyjścia! Byłam przerażona, nie wiedząc co jeszcze ta kobieta może mi zafundować. Po kogo ona dzwoniła? Czy ten ktoś jest gorszy od niej? Za chwilę miałam się przekonać i im głośniejsze stawały się kroki dochodzące z korytarza tym szybciej moje serce biło. Liczyłam na cud, który miał nie nadejść. Czułam, że moje życie dobiega końca.
                Po kilku minutach drzwi szeroko się otworzyły, a w nich stanęła kolejna zamaskowana postać. Jednak tym razem, sądząc po posturze i mając jakiekolwiek odniesienie, wnioskowałam że to mężczyzna. Odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Chciałam wiedzieć jakie emocje kryją się pod tą maską. Jednak ja widziałam tylko szeroko uśmiechniętego psychola. Inaczej tego nie umiem opisać. Mężczyzna podszedł do kobiety i zaczęli o czymś rozmawiać. Miałam wrażenie, że się kłócą, jednak robili to na tyle cicho, że nic nie mogłam usłyszeć. W pewnym momencie oboje na mnie spojrzeli, a ja już wiedziałam, że teraz zaczną się te najgorsze chwile.
– Mamy rozkazy, więc się do nich dostosuj – syknęła głośno kobieta.
                Mężczyzna podszedł do stołu i wziął z niego nóż.
– Byłeś specjalistą, zawodowcem – powiedziała kobieta – zawsze byłeś w tym najlepszy. Co się z tobą stało? Dlaczego jesteś teraz taki miękki? – patrzyła w jego stronę i miałam wrażenie, że się uśmiechała. Gdzie ja trafiłam?!
                Po tych słowach, jakby z nutą zawahania, wziął duże nożyce do ręki. Przełknęłam ślinę, bojąc się w jakim celu je zabrał. Podszedł do mnie i kucnął przede mną. Przyglądał się mi, a ja mimo tego, że byłam przerażona, nie odrywałam od niego wzroku.
– Proszę, nie rób mi krzywdy – zapłakałam.
                Jednak ten nie posłuchał mojej prośby i złapał moją dłoń. Próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był zbyt silny.
– Posłuchaj Brooke – westchnął – ani ja, ani ty nie chcemy siedzieć w tym miejscu – także mówił przez jakiś modulator głosu, co jeszcze bardziej przyprawiało mnie o dreszcze. – Więc szybko powiedz mi gdzie jest twój brat i możemy się pożegnać.
– Ale ja nie wiem, przysięgam – płakałam. Ale oni i tak mi nie wierzyli.
– Ostatnia szansa – powiedział nieco groźniej.
– Ja – zawahałam się i chwilę potem znowu wylądowałam w wodzie. Bezskutecznie próbowałam złapać oddech. Jednak znowu na marne. Brakowało mi powietrza, czułam, że zaraz będzie po mnie. Ale w ostatnim momencie zostałam wyciągnięta. Gwałtownie odetchnęłam.
– Ty idioto! – krzyknęła kobieta. – Przestań się z nią bawić! Poodcinaj jej te piękne paluszki, ręce, nogi, cokolwiek! – krzyczała, a ja nie mogłam uwierzyć, że takie potwory istnieją. – Kurwa, zrób coś, żeby powiedziała nam, gdzie on jest albo w przeciwnym razie…
– W przeciwnym razie co? – chłopak wstał i stanął naprzeciw niej, mocno górując nad jej osobą. Jednak kobieta pozostała nie wzruszona.
                Moi oprawcy właśnie kłócili się, więc tak myślę, że byłby to dobry moment by uciec. Spojrzałam w dół i zobaczyłam nożyce na moich kolanach. Jak głupim trzeba być, żeby zostawić je w takim miejscu. Nie słuchałam już ich tylko wzięłam się do roboty. Pokracznie sięgnęłam ręką po nożyce i ledwo złapałam je w dłoń. Jakimś cudem udało mi się przeciąć sznur. Spojrzałam w górę, jednak oni byli tak zajęci wygarnianiem sobie wszystkich brudów, że nawet nie spostrzegli, kiedy się uwolniłam. Szybko podbiegłam do drzwi, jednak będąc już u celu, zahaczyłam o jakąś skrzynkę i z hukiem upadłam na ziemię. Oboje odwrócili głowy w moim kierunku, a ja przełknęłam ślinę.
 – Dokąd to panienka się wybiera? – zapytała kobieta, a ja nie chcąc już dłużej zwlekać otworzyłam drzwi i wybiegłam.
Nie myśląc wiele skręcałam we wszystkie zakręty, starając się ich zgubić. Słyszałam, że biegną. To profesjonaliści, a jednak dali mi uciec. Do głowy przychodzi mi teraz myśl, że te nożyce zostały tam zostawione specjalnie. Ale dlaczego on miałby mi pomagać…
Skręciłam w kolejny zakręt i uderzyłam w coś. A raczej w kogoś. Upadłam na podłogę. Szybko podniosłam głowę, chcąc zobaczyć na kogo trafiłam.
– Paul – jak tylko go zobaczyłam, rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie, a ja byłam szczęśliwa, że jest tu ktoś znajomy. Chwila co? Gwałtownie odsunęłam się od chłopaka, gotowa, aby biec dalej, jednak ten złapał mnie za ramiona.
– Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony.
– Co ty tu robisz! – zapłakałam. – Proszę nie rób mi krzywdy, błagam!
– Jakiej krzywdy, o czym ty mówisz? – był zaskoczony moim zachowaniem.
– Oni mnie więzili, chcieli zabić. Chodziło o Mike’a – mówiłam niezrozumiale.
– Kto chciał cię zabić, Brooke nie rozumiem – patrzył w moje oczy, jakby próbując wyczytać z nich wszystko.
– Ludzie w maskach – wydyszałam, będąc tak bardzo zmęczoną.

                Jego twarz przybrała dziwny wyraz twarzy. Nie rozumiałam. Jakby zły, zaskoczony i smutny. Nie wiedziałam co tu się dzieje. Chciałam być po prostu w domu, w ciepłym łóżku. Chciałam, żeby to się skończyło. Po chwili usłyszałam kroki. Wystraszona, ominęłam Paula, który nic sobie ze mnie nie zrobił. Stał tylko i patrzył. No dzięki. Biegłam dalej przed siebie, będąc wykończoną. Brakowało mi sił. Potknęłam się o własne nogi i leciałam ku ziemi. Jednak w ostatnim momencie zostałam złapana za ramiona. Ledwo uniosłam głowę i zobaczyłam Justina. Co on tutaj robi?!

___________________________________________________
Wielkimi krokami zbliżamy się do końca! Jak myślicie, będzie happy end? 

czwartek, 14 lipca 2016

ROZDZIAŁ 17

Brooke’s POV
                Następnego dnia obudziłam się rano w nieznanym mi pokoju. Rozejrzałam się dookoła i dopiero po chwili zaczęły docierać do mnie fakty z poprzedniego dnia. Justin wyznał mi, że się we mnie zakochał. O matko, on to zrobił. To się dzieje! Jesteśmy parą, nie wierzę. Ja… Chyba się cieszę. A co się działo potem? Potem wróciliśmy na dół i zaczęliśmy jeszcze więcej jarać, aż do tego stopnia, że ledwo kontaktowałam. Nie bardzo pamiętam o czym rozmawialiśmy, ale mam jakieś dziwne przebłyski tego wszystkiego.

FLASHBACK
– Justin – przeciągnęłam uroczo jego imię. Przynajmniej starałam się, żeby tak zabrzmiało. – Skąd znasz Sophie?
– Kogo? – uśmiechnął się do mnie słodko.
– No tę dziewczynę, na widok której tak się wystraszyłeś – zaśmiałam się, prawie spadając z kanapy.
– Tę brunetkę, tak? – zamyślił się, a ja przytaknęłam. – Stare dzieje.
– A opowiesz mi? – cmoknęłam go niezdarnie w policzek.
– Opowiem – zbliżył się do mnie i…
END OF FLASHBACK

I dalej nic nie pamiętam. Nie wiem czy powiedział mi coś o niej czy nie. Chciałabym go teraz zapytać, ale… Właściwie to gdzie on jest?
                Rozejrzałam się jeszcze raz, ale nie było go. Wygramoliłam się z łóżka i zeszłam na dół. Było cicho. Za cicho jak na niego. Po chwili usłyszałam szept. Dochodził z pokoju na dole, więc skierowałam się w jego stronę. Wyjrzałam zza drzwi i zobaczyłam Justina, rozmawiającego przez telefon. Mimo, że nie powinnam tego robić, postanowiłam podsłuchać.
– O niczym nie wie – powiedział sucho. – Tak, jestem pewny – dodał bardziej zirytowanym głosem. – Zjarała się w trzy dupy, niemożliwe, żeby cokolwiek pamiętała.
                Co? On mówi o mnie? Co tam się stało? Co się stało, że mam o tym nie wiedzieć? O co tu do cholery chodzi?
– Proszę, nie każ mi tego robić – usłyszałam po chwili i znowu wytknęłam głowę zza ściany. – Stała się mi zbyt bliska, żebym mógł to zrobić – w jego głosie było słychać smutek. Zaczęłam się bać, o co chodzi? – Davida w to zaangażuj, ja umywam się od tej roboty – gestykulował – wiem i przepraszam, ale już podjąłem decyzję. Muszę kończyć, do zobaczenia – powiedział i rozłączył się, a ja w okamgnieniu znalazłam się w kuchni, udając że robię śniadanie.
                Po chwili poczułam ręce oplatające moją talię. Mimowolnie uśmiechnęłam się, kiedy jego usta zetknęły się z moją szyją. Nic nie mówiliśmy. Staliśmy objęci, lekko kołysząc się tylko w nam znanym rytmie. Cały czas myślałam nad tym co usłyszałam. Do głowy wpadały mi beznadziejne wytłumaczenia tej sytuacji i bałam się, że któreś z nich okaże się prawdą.
– Brooke co jest? – odwrócił mnie do siebie.
– Nie nic – zbyłam go i wróciłam do robienia kanapek.
– No przecież widzę – wyjął nóż z mojej dłoni i posadził na blacie, stając pomiędzy moimi nogami. – Jeśli coś cię trapi możesz mi powiedzieć, przecież wiesz – odgarnął mi włosy z twarzy.
– No wiem – wzruszyłam ramionami.
– Więc? – uniósł brwi.
– Pamiętasz – zaczęłam niepewnie. A co mi tam. – Wczoraj rozmawialiśmy o Sophie – na samo to imię zdrętwiał. Starał się, żeby nie było po nim tego widać, ale ja już wiedziałam o czym miałam nie pamiętać.
– Co? – zmrużył oczy – coś ci się chyba przyśniło, skarbie – zaśmiał się, jak na mój gust, troszkę zbyt nerwowo.
– Jestem pewna, że nie – zeskoczyłam z blatu. – Miałeś mi coś o niej opowiedzieć i wiem, że to zrobiłeś, ale ja – przerwałam.
– Ty co?
– Po prostu nie pamiętam co mówiłeś – przeczesałam włosy palcami.
– Najwyraźniej tak miało być – wzruszył ramionami.
– Nie miało tak być! Dlaczego nie chcesz mi o niej opowiedzieć?! – krzyknęłam, będąc już znudzona tym zbywaniem.
– Bo nie chcę – odpowiedział nadzwyczaj spokojnie – ty masz swoje tajemnice i ja też mam.
– Wiesz co? – złość buzowała w moich żyłach – pierdol się – wysyczałam i wyszłam z kuchni, opuszczając dom.
                Byłam kurewsko wkurzona! Nienawidzę kiedy tak mnie traktuje! Najpierw mówi, że się we mnie zakochał, nie chce mnie zranić i chce dla mnie dobrze, a potem robi coś takiego?! Ja rozumiem, że każdy ma prawo do tajemnic, ale on zachowuje się zbyt dziwnie jeśli się tylko wspomni o Sophie! Mam tego dość.
                Nie zwracając uwagi na to, że byłam w piżamie i trochę padało postanowiłam pójść do dziewczyny i wszystko z niej wyciągnąć. Dowiem się o co tu chodzi, choćbym miała iść po trupach! Nie, no dobra, trochę przesadzam. Ale tak czy siak dowiem się!
                Szłam ulicą od dobrych dwudziestu minut, kiedy nagle obok mnie pojawiło się auto. Na początku wystraszyłam się, ale kiedy okno od czerwonego samochodu uchyliło się zobaczyłam chłopaka, którego skądś kojarzyłam.
– Cześć Brookie! – krzyknął radośnie.
– Cześć – zawahałam się, próbując przypomnieć sobie jego imię.
– Czyżbyś mnie nie pamiętała? – zaśmiał się, a mi zrobiło się głupio, bo troszkę miał rację.
– To znaczy – podrapałam się po ręce – znam cię, kojarzę z jakiegoś klubu. Ale nie pamiętam jak masz na imię – powiedziałam słodko, mając nadzieję, że nie będzie zły.
– Michael – uśmiechnął się uwodzicielsko. – Pada – zmarszczył brwi – może cię podwiozę?
– Nie, nie trzeba. To niedaleko – wzruszyłam ramionami i zaczęłam iść przed siebie, ale ten cały czas jechał obok mnie.
– No dawaj – naciskał – jeszcze się przeziębisz.
– Nie, naprawdę poradzę sobie – zapewniałam go.
– Wsiadaj – powiedział nieco niemiłym tonem. Spojrzałam na niego niepewnie. – To znaczy, chodź – odchrząknął – potem twój chłopak urwie mi jaja, że jesteś przeze mnie chora.
                Uśmiechnęłam się na jego słowa, a moje nogi same zaprowadziły mnie do jego samochodu. Otworzyłam drzwi i zajęłam miejsce obok chłopaka.
– To dokąd? – spojrzał na mnie.
– Tam za rogiem – wskazałam na koniec ulicy.
– Blisko – wzruszył ramionami.
– No mówiłam, że się przejdę to nie – wyrzuciłam ręce w górę.
– Cicho już – zaśmiał się.
                Jechaliśmy chwilę, aż w końcu dojechaliśmy na ulicę, na której mieszka Sophie.
– Przejechałeś – odwróciłam się do tyłu, żeby spojrzeć na oddalający się dom dziewczyny. – Michael, musisz zawrócić!
– Cicho! – jego ton głosu zmienił się na ostry i nieprzyjemny.
– Ale – zanim zdążyłam dokończyć, chłopak przyłożył mi do twarzy szmatkę, która miała dziwny zapach.

– Śpij skarbie – czułam, że odpływam. Moje ciało nie reagowało kiedy chciałam coś zrobić, a oczy zaczęły się same zamykać. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, zasnęłam. 

niedziela, 10 lipca 2016

ROZDZIAŁ 16

Jechaliśmy do domu Justina. Mojej głowy nie chciały opuścić myśli o Bradzie. On się teraz świetnie bawi, kiedy ja zadręczam się tym wszystkim. Po prostu muszę wymazać go z mojej pamięci. Zapomnieć o rzeczach, które nas łączyły i żyć tak jakbym go nigdy nie poznała. Korzystać z życia ile się da i nie myśleć o tym, że znałam kiedyś kogoś takiego jak Brad Johnson.
– Brałeś kiedyś narkotyki? – zapytałam, kiedy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony moim pytaniem.
– Parę razy – wzruszył ramionami, a ja przytaknęłam głową. Może to się wydawać dziwne, ale mimo swojej przeszłości nigdy z czymś takim nie miałam do czynienia. – Dlaczego pytasz?
– Tak tylko chciałam wiedzieć – mruknęłam, odwracając wzrok.
– Czemu ci nie wierzę? – pokręcił głową, a ja nic nie odpowiedziałam. – Brooke, powiedz mi co ci chodzi po głowie.
– Tak się tylko zastanawiam – zaczęłam, zerkając na niego niepewnie – dlaczego Brad ma się świetnie bawić, a ja nie?
– Dalej nie rozumiem – zmarszczył brwi.
– Wróćmy na tę imprezę – powiedziałam stanowczo.
– Co spowodowało tą nagłą zmianę?
– Nie masz czasem tak, że chciałbyś spróbować nowych rzeczy? – spojrzałam rozmarzona w okno.
– Co może być nowego na impr…– przerwał. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam jak wpatruję się przed siebie. Spojrzałam w to samo miejsce, ale nic nie zobaczyłam. – Nie będziesz ćpała – gwałtownie odwrócił się w moją stronę – nie pozwolę ci na to.
– Dlaczego nie – powiedziałam sucho – jestem panem swojego życia i już nikt więcej nie będzie mi mówił co mam robić.
– Brooke, wszystko tylko nie dragi – spojrzał na mnie desperackim wzrokiem – to się źle skończy.
– Jakoś ty nie brałeś tego pod uwagę – burknęłam pod nosem.
– Nie możesz po prostu napić się czegoś? – westchnął.
– Co mówiłam o próbowaniu nowych rzeczy? – uniosłam brwi.
– Dragów tam nie ma – wzruszył ramionami – co najwyżej jointy.
– Nie widzę różnicy – uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc że zaproponował mi coś o wiele lepszego.
– Co ja z tobą mam – westchnął i zawrócił samochód.
                Czemu cieszyłam się jak mała dziewczynka, która dostała nową lalkę? Bo za parę minut miałam się zjarać do tego stopnia, że nie będę kontaktowała. Po prostu jest mi to do cholery potrzebne. Odpocząć, odsunąć się od rzeczywistości. W kilka minut dojechaliśmy na miejsce.
Weszłam do środka i od razu uderzył we mnie zapach alkoholu i papierosów. Odwróciłam głowę i spojrzałam na Justina, który chwilę potem znalazł się przy mnie. Usiadł na kanapie i pociągnął mnie na swoje kolana.
– Gdzie was wywiało? – zapytała Chloe.
– Nigdzie – Justin wzruszył ramionami. – Nick, podaj mi to – wskazał na blanty, które leżały na stole.
Chłopak złapał przedmiot w palce, wsadzając do ust i odpalając. Zaciągnął się nim, po czym odwrócił się do mnie i złapał dłonią moją szczękę. Zbliżył swoje usta i pocałował mnie, przekazując mi cały dym. Zaciągnęłam się nim, starając się nie zakrztusić. Po chwili wypuściłam go ze swoich płuc i uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka.
– I jak? – zapytał, składając mokry pocałunek na moim czole.
– Genialnie – westchnęłam. – Mogę sama?
– Dasz radę? – uniósł brew, a ja spojrzałam na niego wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Wzięłam skręta do ręki i raz po raz zaciągałam się dymem.
                Kiedy już prawie kończyłam palić po schodach zszedł Brad. Gdy mnie zauważył nie spuszczał ze mnie wzroku. Zresztą ja podobnie. Usiadł naprzeciw mnie i złapał butelkę piwa. Umieściłam skręta w  ustach i zaciągnęłam się nim, nie odrywając wzroku od Brada. Czułam jak moje ciało jest rozluźnione. Wszystko było mi obojętne, a otaczający mnie świat był taki radosny i beztroski. Przekręciłam się i usiadłam okrakiem na Justinie.
– Jak tam, mała? – zapytał, przejeżdżając językiem po swoich wargach.
– Lepiej być nie mogło – zbliżyłam się i delikatnie musnęłam jego usta.
Chciałam czegoś więcej, ale czułam jak czyjś wzrok wypala mi dziurę w głowię. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Brada. No tak. Delikatnie skinął głową w stronę schodów, a ja zastanawiałam się co mam zrobić. Kiedy wstał i ruszył w tamtym kierunku, nie wiem co mnie do tego skłoniło, ale zrobiłam to samo. Widziałam tylko jak Justin posyła mi zdezorientowane spojrzenie, ale zignorowałam to i weszłam po schodach.

Justin’s POV
                Kiedy poszła za chłopakiem krew się we mnie zagotowała. Jakim pieprzonym prawem?! Gdy tylko zniknęła mi z pola widzenia podniosłem się i ruszyłem w ich stronę. Wbiegłem po schodach i zobaczyłem uchylone drzwi. Po cichu podszedłem do nich i to co zobaczyłem sprawiło, że zapomniałem jak się oddycha. Leżała pod nim taka bezbronna i próbowała się wyrwać, jednak on mocno trzymał jej nadgarstki.
– Nie ruszaj się to pójdzie szybciej – warknął, gwałtownie wpijając się w jej usta.
                Wkurwił mnie. Nie, to mało powiedziane. Miałem ochotę go zabić, rozszarpać, rzucić psom na pożarcie. Cokolwiek! Wparowałem do pokoju i od razu się na niego rzuciłem. Usiadłem na nim i zacząłem go okładać pięściami. Jego twarz była coraz bardziej zmasakrowana, słyszałem krzyki Brooke, ale ja byłem jak w transie i nie potrafiłem przestać. W końcu poczułem jak ktoś odciąga mnie od niego. Odwróciłem wzrok i zobaczyłem zapłakaną Brooke. Podszedłem do niej, ale ona sprawiała wrażenie jakby się bała.
– Nie bój się – szepnąłem, wyciągając przed siebie ręce.
– Dlaczego to zrobiłeś? – była cała zapłakana. Ten widok łamał moje serce.
– Nie mogłem pozwolić, żeby cię skrzywdził – pokręciła głową jakby nie chciała mnie słuchać. A co mi tam, raz się żyje. – Brooke, zależy mi na tobie, proszę daj mi szansę – złapałem jej dłonie – nie pozwolę cię nikomu zranić, będę się o ciebie troszczył. Zobaczysz będzie nam dobrze.
 Ty go prawie zabiłeś – spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach.
–  Miałem patrzeć jak cię gwałci?! – wybuchłem, przez co dziewczyna zaczęła jeszcze bardziej płakać. Justin, ty idioto, nie możesz być taki bezpośredni! – Brooke, posłuchaj mnie – złapałem jej podbródek i chciałem unieść głowę, ale ona się wyrwała – zakochałem się w tobie – na te słowa szybko uniosła wzrok i wpatrywała się we mnie zszokowana. – Ja nie wiem kiedy i jak to się stało – uśmiechnąłem się lekko – w końcu ja i miłość? – prychnąłem. – Ale tobie się to udało. Udało ci się sprawić, że moje serce bije szybciej na twój widok. A to – wskazałem na zmaltretowane ciało Brada. Swoją drogą chyba powinni go stąd zabrać. – Kiedy zobaczyłem cię pod nim, taką niewinną i przerażoną. Po prostu nie mogę patrzeć jak osoba, która jest dla mnie tak kurewsko ważna cierpi – mówiłem, a dziewczyna wpatrywała się we mnie bez słowa. Zaczynałem się bać, że mnie wyśmieje albo coś. Ale ona taka nie jest! – Powiesz coś?
–  Chyba nie za bardzo wiem co – chrząknęła.
–  Uwierz mi, że nie chcę cię skrzywdzić – odgarnąłem kosmyk włosów, który pałętał się po jej ślicznej buzi.
–  Ja – zawahała się – chyba wierzę.
–  Brooke – do głowy wpadł mi naprawdę szalony pomysł. O Boże, od kiedy jestem takim mięczakiem? Chyba powoli mam dość tych słodkich rzeczy, rzygam. Ale czego nie robi się dla ukochanej? – Czy zostaniesz moją dziewczyną? – ukląkłem przed nią, łapiąc jej dłonie w swoje.
–  Co ty robisz – zaśmiała się. Nareszcie – wstawaj, głupku.
–  Nie, dopóki się nie zgodzisz – pokręciłem głową.
–  No wstawaj – zmieszała się nieco. Wahała się, bardzo. Ale ja nie odpuszczę, nie ma mowy.
–  Powiedziałem coś – westchnąłem, zaczynając się bać i denerwować, że tak długo nie chce mi odpowiedzieć.
–  Okay – uśmiechnęła się ciepło. – Jesteś taki uparty, że się zgadzam – pokręciła rozbawiona głową.
–  Nie wierzę, że zgodziłaś się tylko dlatego – w okamgnieniu podniosłem się, będąc z nią naprawdę blisko. Czułem jej drżący oddech na swojej twarzy.
–  Może znalazłoby się kilka innych powodów – uśmiechnęła się niewinnie, co odwzajemniłem i chwilę potem złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.

                Cholera, zakochałem się w niej i mam szczerą nadzieję, że ona we mnie też. Nie powiemy sobie teraz tych dwóch słów, bo każde musi przywyknąć do tej sytuacji, ale w głębi ducha wiemy jak jest naprawdę. 

____________________________________________________________________
Tak samo jak Justin rzygam już tymi przesłodzonymi akcjami, więc wymyśliłam coś zajebistego *.* To znaczy zależy dla kogo... 
Paaaaaaaaaaaaaa

środa, 22 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 15

                Weszliśmy do środka, nie dzwoniąc dzwonkiem, bo i tak nikt by tego nie usłyszał. Pociągnąłem Brooke za rękę i weszliśmy do salonu.
– Cześć wam – krzyknąłem, a głowy wszystkim zwróciły się w naszą stronę.
– Justin! – usłyszałem pisk i po chwili poczułem na karku czyjeś ręce. Spojrzałem w dół i zobaczyłem sto pięćdziesiąt centymetrów czystego zła.
– Lorie, daj spokój – zabrałem jej ręce z dala od siebie.
– Oj weź misiu – jęknęła, patrząc na mnie oczami szczeniaczka – tęskniłam za tobą.
– A on za tobą najwyraźniej nie, więc odpuść – odwróciłem głowę i zobaczyłem jak Brooke przewraca oczami.
– Kim ty jesteś, żeby się do mnie odzywać – Lorie zmierzyła wzrokiem dziewczynę – i stać obok mnie – odrzuciła włosy, a ja miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.
– Dziewczyną Justina – Brooke uśmiechnęła się sztucznie.
– Kolejna zabawka do kolekcji? – spojrzała na mnie z wrednym uśmiechem. Mówiłem już, że jest zła?
– W przeciwieństwie do ciebie na niej mi zależy – wzruszyłem ramionami i objąłem Brooke, zostawiając zdziwioną Lorie za sobą.
– Mam nadzieję, że nie będę musiała się tobą dzielić – mruknęła blondynka.
– Nie martw się o to – pocałowałem ją w czubek głowy.
                Usiedliśmy na kanapie obok chłopaków, którzy byli albo tak zjarani albo pijani, że ledwo kontaktowali. Przedstawiłem ich po kolei i sięgnąłem po piwa, które stały na stoliku. Jedno podałem Brooke, a drugie otworzyłem dla siebie.
– No więc Brooke – odezwał się Travis. – Ile już jesteście razem?
– Skąd wiesz, że jesteśmy razem? – zapytała.
– Bo cię tu przyprowadził i pije z tobą piwo, a nie się rucha – wybełkotał, po czym zaniósł się śmiechem. Dziewczyna posłała mi zdziwione spojrzenie, a ja tylko wzruszyłem ramionami, modląc się aby nie drążyła tematu. Jeszcze wynikłaby z tego niepotrzebna kłótnia.
– Aha – powiedziała powoli, opierając się o oparcie.
– No więc jak długo? – zapytał ponownie.
– Nie jesteśmy razem – odpowiedziałem.
– Jednak widać jak się na nią patrzysz. Mam nadzieję, że wam się uda  – usłyszałem i podniosłem wzrok na dziewczynę siedzącą obok schodów.
– Ja też – uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na Brooke, która odwzajemniła uśmiech.
– Jestem Chloe – kiwnęła głową w stronę mojej dziewczyny, a ja miałem wrażenie, że nie za bardzo ją polubiła.
– Brooklyn.
– No przecież wiem – westchnęła, a ja zmarszczyłem brwi.
– Wszystko w porządku? – zapytałem, patrząc na brunetkę.
– Nie – odpowiedziała sucho i ruszyła w stronę schodów.
                Siedziałem chwilę, nic nie mówiąc i myśląc co powinienem teraz zrobić. Iść za nią? Ale nie mogę zostawić Brooke tutaj samej. Nie z nimi, nie w tym stanie.
– Brad co ty robisz? – usłyszałem stłumiony głos Chloe i gwałtownie podniosłem głowę. Brooke chyba też to usłyszała, bo od razu zerwała się na równe nogi. Spojrzała na mnie z przerażeniem i smutkiem w oczach, a moje serce rozpadło się na milion kawałeczków, widząc ją taką.
– To on? – zapytała cicho, podchodząc bliżej schodów.
– Nie idź tam, proszę – przytuliłem ją i głaskałem jej włosy, mając nadzieję, że mnie posłucha.
– Chciałabym z nim porozmawiać – powiedziała spokojnie. Była taka niewinna. Sprawiała wrażenie małego, zagubionego dziecka. A może tak się właśnie czuła? W końcu przez wiele musiała przechodzić.
– Nie ma o czym, skarbie – westchnąłem.
– Ale ja chcę – odchyliła głowę i spojrzała mi w oczy. Wyglądała tak uroczo. Moja biedna, mała dziewczynka.
– Uważaj, dobrze? – skanowałem uważnie jej twarz. – Jakby się coś działo to krzycz, od razu będę – przytaknęła i ruszyła po schodach.

Brooke’s POV
                Na drżących nogach weszłam na górę. Denerwowałam się jak cholera, chociaż właściwie nie wiem czemu. W końcu obiecałam sobie coś. Nikt więcej się mną tak nie zabawi. A Brad zobaczy co stracił. Jeszcze utrę mu nosa. Mimo to po prostu się boję. Nie wiem co chcę mu w ogóle powiedzieć. Nakrzyczeć na niego? Może zacząć płakać? Nie, co to to na pewno nie.
– Ty i ta dziwka macie natychmiast wyjść z mojego pokoju – usłyszałam zirytowany głos Chloe z końca korytarza.
                Podeszłam bliżej i zobaczyłam jak z pokoju wybiegła roześmiana dziewczyna, a do Chloe podszedł Brad.
– Coś spięta jesteś – stanął obok niej i złapał jej talię – może bym ci tak pomógł się rozluźnić? – zamruczał do jej ucha i zjechał rękami na pośladki dziewczyny. Moja szczęka leżała na ziemi.
– Jesteś ohydny – odepchnęła go od siebie z wyraźnym obrzydzeniem. – Nigdy więcej nie zapraszaj tutaj swoich dziwek. Nie mieszkasz tutaj, a czujesz się jak król.
– Bo nim jestem, skarbie – mrugnął do niej – każda, o której zamarzę jest moja – uśmiechnął się arogancko, a ja nie wytrzymałam.
– O mnie też marzyłeś? – podeszłam do nich i spojrzałam na chłopaka obojętnym wzrokiem.
– Brooke? – patrzył na mnie jakby zobaczył ducha. – Co ty tu robisz, kochanie – próbował mnie przytulić, ale w porę się odsunęłam.
– Jak było w Europie? – zapytałam sarkastycznie.
– Dobrze – wzruszył ramionami – właśnie wróciłem.
– Ach tak? – uniosłam brew do góry. – I przyjechałeś tutaj zabawiać się z inną laską?
– O co ty mnie oskarżasz, hmm? – przybrał bojową postawę. – To ja chcę zarobić pieniądze, żeby żyło na się lepiej – patrzył na mnie oburzony – staram się, robię wszystko co mogę, kiedy ty leżysz w domu całe dnie nic nie robiąc – powiedział, a ja aż uchyliłam usta z zaskoczenia – a ty jeszcze oskarżasz mnie, że cię zdradzam? To tylko jakieś twoje wymysły!
– Nie wymysły tylko fakt – syknęłam. – Mam tego dość! Nie próbuj sprawić, abym czuła się winna, bo jedyną osobą, która wszystko spieprzyła jesteś ty – uderzyłam go palcem w klatkę piersiową. – Widziałam cię, Brad. I teraz i ostatnio w klubie. Stałam obok ciebie, liżącego się z jakąś laską, a ty mnie nawet nie zauważyłeś – zaśmiałam się – to koniec.
– Jak to koniec? – zapytał niemal desperacko.
– Normalnie – warknęłam. – Od tej chwili masz się do mnie nie zbliżać!
                Odwróciłam się na pięcie i szybko wróciłam na dół. Rozejrzałam się po salonie, ale nie było Justina. Zajrzałam jeszcze do paru innych pokoi, ale nigdzie nie umiałam go znaleźć. Postanowiłam wrócić do domu, nie chcąc oglądać Brada. Wyszłam na dwór i skierowałam się w stronę mojego mieszkania. Po pół godzinnej drodze byłam na miejscu.
                Kiedy tylko weszłam do pokoju od razu wyjęłam walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie moje rzeczy. Nie ma mowy, żebym została z tym idiotą. A skoro uważa, że nic nie robię całymi dniami i że to wszystko to jego zasługa to się wyniosę. Wiem, że to nie prawda, ale mimo wszystko jego słowa na mnie wpłynęły. Swoją drogą to śmieszne, bo wszystko wyszło na odwrót. Mam na myśli Justina i Brada. Ten pierwszy w moim mniemaniu był zwykłym dupkiem, lecącym na wszystko co ma cycki i się rusza, a okazał się bardzo kochany. Za to Brad… Echh, szkoda słów na niego.
                Skończyłam pakowanie i wyszłam na dwór. Dopiero teraz do mnie dotarło, że ja nawet nie mam gdzie się podziać i nie mam pieniędzy. A może on miał rację? Może gdyby nie on to już bym dawno zginęła?
– Tutaj jesteś! – z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jego zmartwione oczy wpatrujące się prosto w moje.
– Szukałam cię, ale nie umiałam znaleźć, więc sama wróciłam do domu – wyjaśniłam.
– Zerwałaś z nim? – zapytał, a ja przytaknęłam. – Zamieszkasz u mnie? – zaproponował.
– Mogę?
– Jeśli byś nie mogła to bym ci tego nie proponował – mrugnął do mnie rozbawiony i zabrał walizkę, wkładając ją do auta.
                Wsiadłam do samochodu i oparłam głowę o szybę. Mimo wszystko muszę znaleźć swoje mieszkanie. Chciałabym pomieszkać sama, ewentualnie z jakąś dziewczyną jak wtedy z Sophie… O Boże, Sophie. Nie rozmawiałam z nią od tego spotkania z Justinem. Muszę się z nią jutro umówić i może ona mi powie o co w tym wszystkim chodzi.
– Co on ci powiedział? – usłyszałam głos Justina.
Hmm? – zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.
– Jak rozmawiałaś z Bradem – wyjaśnił – co ci powiedział. Wyglądasz na zmartwioną.
– Och, nie – machnęłam ręką. To nie o to chodziło, ale wolałam mu nie mówić, wiedząc że wzmianka o Sophie go zdenerwuje – nic takiego. Uwierzysz w to, że wypierał się wszystkiego?
– Idiota – mruknął. – Ale teraz będziesz miała z nim spokój.

– Nareszcie – westchnęłam, mając świadomość, że teraz będzie już dobrze. 

_____________________________________________________________________
Brooke jest ciekawa o co chodzi z Sophie. 
A Wy?

***
W piątek koniec roku! Nareszcie wakacje ♥ Już mega nie mogę się doczekać, matko! 
Macie jakieś ciekawe plany?

wtorek, 14 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 14

– Nie wierzę, że się popłakałeś! – śmiałam się z Justina, kiedy wychodziliśmy z kina.
– Po prostu to było smutne jak Pollo umarł – wzruszył ramionami – ty też płakałaś!
– Ale ja jestem dziewczyną – powiedziałam, cały czas się śmiejąc.
– To nie wytłumaczenie – oburzył się. – Ciesz się, że zabrałem cię na to.
– Drogi Justinie, mam dla ciebie przydatną informację – stanęłam przed chłopakiem i złączyłam nasze dłonie. – Chyba jeszcze nie wiesz – zbliżyłam swoją twarz do niego – ale nie przepadam za takimi gównianymi romansidłami – wyszeptałam, przelotnie cmokając jego usta, po czym się odsunęłam.
– Naprawdę? – jęknął. – To po co ja tam siedziałem dwie godziny?!
– Bo chciałam popatrzeć na Hache – westchnęłam. – On jest taki przystojny.
– Ja jestem lepszy – strzepnął niewidzialny kurz ze swoich ramion – a nie jakiś gówniany aktor z gównianego romansidła.
– Hej! – oburzyłam się – Trzy metry nad niebem to nie gówniane romansidło!
– Ale sama to tak nazwałaś – spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Cokolwiek – przewróciłam oczami, uśmiechając się.
                Szliśmy ulicą, rozmawiając o mało istotnych sprawach. W pewnym momencie Justin zarzucił rękę na moje ramiona, przez co uśmiechałam się jak głupia. Nie mogłam opisać tego co w tym momencie czułam. Te przysłowiowe motylki szalały w moim brzuchu, a ja nie mogłam powstrzymać tego uczucia. A może nie chciałam?
– Jakie mamy plany na wieczór? – spytałam, kiedy usiedliśmy na ławce.
– Mieliśmy iść na imprezę.
– No fakt – uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, przez co chłopak się zaśmiał – zapomniałam – wyszczerzyłam się.
– O osiemnastej możemy się zbierać – wzruszył ramionami.
Siedzieliśmy w ciszy, słuchając odgłosów natury… i miasta. W końcu Los Angeles nie należy do najcichszych miejsc na świecie. To niesamowite, że tu jestem. I w sumie cieszę się, że poznałam Justina. Mimo wszystko. Może i źle zaczęliśmy, ale teraz jest już w porządku. Mam nadzieję, że tak będzie już zawsze.
 – Fajnie tak – westchnęłam i wtuliłam się w bok chłopaka.
– Prawda? – chłopak pocałował mnie w czoło. – Jest ciepło, co jest w sumie dziwne, bo jest już połowa października.
– Nie o tym mówię – zaśmiałam się.
– Nie? – spojrzał na mnie zdziwiony.
– Nie.
– To o czym?
– Chodzi mi o to, że – zaczęłam bawić się kawałkiem swojej koszulki – siedzimy tutaj – zatrzymałam się – razem – westchnęłam. – Po prostu nie sądziłam, że będę miała z tobą taki kontakt.
– Cieszysz się? – zapytał, a ja zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc. – No wiesz, że tak się to potoczyło.
– Czy się cieszę? – zaniemówiłam. – Nie.
– Jak to nie – był wyraźnie zaskoczony i zasmucony moją odpowiedzią.
– Nie mam powodów do radości – zamilkłam na chwilę – jeśli chodzi o Brada – wyjaśniłam. – Ale jeśli chodzi o ciebie, to już zupełnie co innego.
– A co byś powiedziała, jakbyśmy spróbowali? – spojrzał mi w oczy.
– J-ja – zawahałam się. Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
– No dawaj Brooke – podniósł się z ławki i kucnął naprzeciwko mnie. – Sama mówiłaś, że jakbyś nie była z Bradem to dałabyś mi szansę – mówił, ale na mojej twarzy cały czas wymalowana była niepewność. – Co ci szkodzi? – co? Nic.
– Po prostu się boję, okay? –złapałam się za głowę i zamknęłam oczy.
– Ale nie ma czego – szepnął, uśmiechając się lekko.
– To jest dla mnie za dużo – pokręciłam głową. – Tyle się teraz dzieje i jeszcze ty.
– Jestem tutaj – złapał mnie za dłonie. – Dla ciebie – uniósł je i delikatnie pocałował.
                Czyli teraz mam być z Justinem? Ehh, zmieniam chłopaków jak skarpetki. Właściwie to jeszcze mu nie odpowiedziałam, ale jestem bardziej niż pewna, że ulegnę. Jednak boję się. Czego? Jego. To proste: parę razy widziałam i słyszałam jaki jest. A co jeśli on chce ze mną być tylko po to, żeby dobrać mi się do majtek? Może mam być jego seks zabawką? Nie chcę tego. Dziewczyny otaczają go ze wszystkich stron i ma z czego wybierać, więc dlaczego padło akurat na mnie? Czy to możliwe, że coś do mnie poczuł? Nie mówię tu o miłości, bo to na pewno za wcześnie. A poza tym on się we mnie nie zakocha. Zresztą ja w nim też. To po prostu niemożliwe. Czy on w ogóle potrafi być w związku? Wie na co się piszę? Będzie musiał przede wszystkim być mi wierny, a śmiem wątpić, że z tym może mieć problem. Chce być ze mną? To musi się trochę bardziej postarać, żeby tak było. Tym razem nie wystarczy parę słodkich słówek, o nie.
– Nie – powiedziałam po chwili ciszy.
– Ale Brooke…– uciszyłam go ręką.
– Nie, Justin – spojrzałam na niego z poważną miną. – Znamy się bardzo krótko i nic o sobie nie wiemy. Dopiero co dowiedziałam się o zdradzie Brada i nie mam ochoty ponownie przez to przechodzić.
– Ja bym…
– Daj mi skończyć – zgromiłam go wzrokiem. – Naprawdę myślisz, że powiesz mi parę słodkich słówek i już będę twoja? To tak nie działa – przerwałam, czekając na jakąś reakcję, jednak chłopak przez cały czas wpatrywał się prosto w moje oczy. – Musisz mi pokazać, że ci na mnie zależy.
– Myślisz, że tak nie jest? – zapytał, jakby niedowierzając?
– To nie tak, że – zaczęłam powoli. – Właściwie to tak – westchnęłam – tak właśnie myślę – powiedziałam pewnie.
– Więc teraz ci udowodnię, że się mylisz – zbliżył się do mnie – i to bardzo – chciał mnie pocałować, ale w porę się odsunęłam.
– Zobacz – wskazałam na swój zegarek – dochodzi osiemnasta. Powinniśmy się zbierać – powiedziałam, uśmiechając się głupio. Chłopak pokręcił rozbawiony głową, po czym wstał i złapał mnie za rękę.

Justin’s POV
                Już ją miałem. Już ją złapałem, ale musiałem odpuścić. Nie działa na nią to co na wszystkie. A może działa tylko stara się temu oprzeć? Tak czy siak, jak prosiła udowodnię jej, że coś dla mnie znaczy. Sam nie wiem co, ale coś mnie do niej przyciąga. Jednak wkurwia mnie fakt, że stara się być tak cholernie niedostępna. Jestem raczej przyzwyczajony do tego, że dziewczyny do mnie lgną, a tu nagle coś takiego. Ale to właśnie sprawia, że jest wyjątkowa i skoro już poznałem kogoś takiego, nie mogę dać mu odejść.
                Odprowadziłem Brooke do jej mieszkania, a sam pojechałem do siebie. Ustaliliśmy, że spotkamy się za pół godziny i pójdziemy na imprezę do Danna. Mam nadzieję, że polubi moich znajomych. Oni są dość specyficzni. Po prostu trzeba się do nich przyzwyczaić.
– Hej stary – odebrałem telefon, patrząc na wyświetlone imię „Dann”.
– Rozumiem, że wpadasz na imprezę? – trochę się plątał w tym co mówił, co znaczyło, że był już podpity. – Są nowe dziwki. Takie dobre, że sobie nie wyobrażasz – wybuchnął śmiechem. Może coś jarał.
– Przyjdę z Brooke – powiedziałem, uśmiechając się pod nosem na wzmiankę o niej.
– Tę blondynę, którą masz przelecieć? – wybełkotał.
– Sprawy się nieco pozmieniały – podrapałem się po karku.
– Czyżby nasz Justin się zakochał? – zagruchał.
– Nie – przewróciłem oczami. – Zajmij się swoimi sprawami – sapnąłem. – Niedługo będziemy – powiedziałem i rozłączyłem się.
                Włożyłem telefon do kieszeni, zabrałem portfel i klucze, i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do mieszkania Brooke. Chwilę potem byłem na miejscu. Nacisnąłem klakson parę razy, żeby dziewczyna usłyszała. Drzwi zaraz się otworzyły, a ja zaniemówiłem, widząc jak pięknie wygląda. Podeszła do auta i weszła do środka.
– Hej – cmoknęła mnie w policzek.
– Widzieliśmy się przed chwilą – powiedziałem, skanując jej ciało wzrokiem. – Ale cześć – zaśmiałem się i ruszyłem z podjazdu. – Mam nadzieję, że polubisz moich znajomych.
– Na pewno są w porządku – uśmiechnęła się niewinnie.
                Nagle poczułem wibracje w telefonie. Wyciągnąłem go i odblokowałem ekran, zauważając smsa.

Od: Dann
Zgadnij kto pojawił się na imprezie.

                Przewróciłem oczami, nie chcąc bawić się w jakieś pierdolone zgadywanki. Już miałem odpisać, kiedy przyszedł kolejny sms.

Od: Dann
Albo sam ci powiem lol Brad Johnson

                Przeczytałem wiadomość dwa razy, za nim niepewnie spojrzałem na Brooke. Siedziała uśmiechnięta i nuciła piosenkę, która akurat leciała w radiu. Może jednak zmienimy plany i pojedziemy gdzie indziej? Na przykład na imprezę do klubu?
– Już nie mogę się doczekać, aż ich wszystkich poznam – powiedziała rozpromieniona, niszcząc tym samym mój plan. – Mam nadzieję, że mnie polubią.

– Na pewno – uśmiechnąłem się krzywo i skupiłem wzrok na ulicy, próbując nie myśleć o tym co będzie, jeśli Brooke spotka Brada.

__________________________________________________________________
Co się stanie jak się spotkają?
Może wrócą do siebie?
Albo stanie się coś złego?
No ciekawe, hmm.
Do następnego :*
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.