W
piętnaście minut dochodzę pod ogromny, szary budynek. Z zewnątrz wygląda nieco
jak więzienie i na samą myśl przechodzą mnie ciarki. Liczę jednak, że wszystko
będzie dobrze i spędzone dwa lata tutaj będą najlepsze w moim życiu. Stoję
jeszcze przez moment przed szkołą i wpatruję się w ludzi wchodzących do środka.
Grupki znajomych idą, śmiejąc się do rozpuku, a inni są sami i ich twarze nie
zdradzają żadnych emocji. Biorę ostatni oddech i ruszam w kierunku wejścia.
Powoli wchodzę po schodach, modląc się, aby się nie przewrócić. Mam naprawdę
wysokie szpilki i teraz żałuję, że je założyłam. Udaje mi się bez żadnych
niespodzianek dostać do środka. Z zaciekawieniem rozglądam się dookoła i
strasznie się cieszę, że mogę chodzić do szkoły. Orientuję się, że nie wiem gdzie
iść, więc szybko szukam kogoś za kim ewentualnie mogę się udać. Po kilku
minutach za grupką dziewczyn docieram na salę. Jest tutaj mnóstwo ludzi i muszę
przyznać, że kiedy ich widzę zaczynam panikować. Praktycznie każdy z kimś
rozmawia i śmieje się albo płacze, że wakacje się skończyły. Po chwili wszyscy
milkną, a na środek wychodzi mężczyzna w podeszłym wieku, jak przypuszczam,
dyrektor. Staję z boku pod ścianą i oglądam jak głowa szkoły wita wszystkich
uczniów. Po krótkiej przemowie głos zabierają inne osoby, ale nie mam ochoty,
żeby ich słuchać. Skupiam się na swoich paznokciach i nie zauważam, kiedy obok
mnie pojawia się jakaś postać.
– Nie widziałem cię tutaj jeszcze
– wzdrygam się mimo, że powiedział to naprawdę cicho. – Spokojnie, nie chciałem
cię przestraszyć – podnoszę głowę i widzę blondyna średniego wzrostu, który
posyła mi uroczy uśmiech.
– Zamyśliłam się po prostu –
uśmiecham się.
– Jestem Theo – wyciąga w moją
stronę dłoń, którą lekko ściskam. – To jak? Chodziłaś tutaj wcześniej? Bo w
sumie to jest duża szkoła, więc mogłem cię gdzieś przeoczyć – puszcza mi oczko,
a ja kręcę rozbawiona głową.
– Nie, przeniosłam się w tym roku
– wyjaśniam, ale widząc, że chłopak znowu otwiera usta, szybko dopowiadam – z
Nowego Jorku.
– Czytasz w myślach? – patrzy na
mnie jak na kosmitkę, ale cały czas się uśmiecha.
– Tak, jestem wróżką – śmieję się
cicho.
– Więc wróżko… – przerywa. –
Właściwie nie wiem jak masz na imię – unosi brew.
– Brooke – odpowiadam.
– Ładne imię dla ładnej
dziewczyny – posyła mi zadziorny uśmiech.
– Boże, nie – przykładam dłoń do
czoła i śmieję się pod nosem. – Gorszego tekstu nie mogłeś wymyślić? – podnoszę
głowę i patrzę na niego rozbawiona.
– No weź – jęczy. – Na wszystkie
dziewczyny to działa – wyrzuca ręce w górę.
– Nie jestem jak wszystkie –
wzruszam ramionami.
– Nie? – przysuwa się bliżej tak,
że stykamy się ramionami. – To co takiego cię wyróżnia? – oblizuje usta i
patrzy przed siebie. – Pomijając to, że jesteś wróżką – dodaje szybko, a ja
wybucham śmiechem. Zbieram od nauczycieli wkurzone spojrzenia, więc szybko się ogarniam.
– Przez ciebie podpadłam już w pierwszy dzień – posyłam mu surowe
spojrzenie, starając się nie zaśmiać.
– Nie pierwszy i nie ostatni raz,
mała – wzrusza ramionami i uśmiecha się beztrosko.
– Co masz na myśli? – marszczę
brwi i patrzę na niego.
– Właściwie to nic – szczerzy się
jak głupi. – A tak w ogóle to do której klasy chodzisz?
– Do drugiej – zakładam włosy za
ucho i skupiam uwagę na dyrektorze, który mówi o tym, że nie życzy sobie
palenia na tyłach szkoły. Prycham w myślach, wiedząc, że wszyscy i tak mają to
w nosie.
– Więc muszę ci powiedzieć, że
jesteś wyjątkowa – gwałtownie obracam głowę i patrzę na niego jakby miał dwie
głowy.
– Ponieważ? – unoszę brwi.
– Bo jesteś pierwszą dziewczyną,
która jest młodsza ode mnie i mnie oczarowała – pochyla się i szepcze mi do
ucha.
– Proszę udać się do swoich klas,
aby odebrać plany lekcji! – nim zdążę cokolwiek odpowiedzieć, słyszę głos
jakiegoś nauczyciela i wszyscy opuszczają salę. Robi się ogromne zamieszanie i
rozglądam się dookoła, próbując znaleźć Theo, ale po chłopaku ani śladu.
Odpycham
myśli o nim w tył mojego umysłu i kieruję się za wszystkimi. Wychodzę na
korytarz i patrzę jak wszyscy rozchodzą
się do swoich sal. Niestety ja nie mam zielonego pojęcia z kim jestem w klasie,
więc automatycznie nie wiem za kim mogłabym się udać. Stoję jak sierota, aż na
korytarzu nie ma żywego ducha. Postanawiam pójść do sekretariatu, żeby ktoś mi
pomógł. Ruszam przed siebie, kiedy orientuję się, że nawet nie wiem gdzie on jest.
Ta szkoła jest jak pieprzony labirynt! Zrezygnowana siadam na ławce pod ścianą
i liczę, że ktoś tutaj zaraz przyjdzie. Po parunastu minutach widzę dziewczynę,
która idzie wpatrzona w telefon. Postanawiam podejść do niej i zapytać o drogę.
– Hej – staję przed nią, a ona
podnosi głowę. – Nie wiesz którędy do klasy pana Lewisa?
– Jesteś naszą zgubą! – krzyczy
uśmiechnięta i ciągnie mnie za rękę. Jestem zdezorientowana jej zachowaniem,
ale posłusznie za nią idę. Po paru chwilach dochodzimy do drzwi od klasy
historycznej. Dziewczyna chce wejść do środka, ale zatrzymuję ją.
– Czekaj – mówię, a ona odwraca
się i czeka na to co mam do powiedzenia. – Po pierwsze chciałam podziękować, że
mi pomogłaś.
– Pan Lewis wysłał za tobą trzy
osoby – szczerzy się – w końcu jesteś tutaj nowa i przypuszczał, że możesz się
zgubić, zważając na to, że ta szkoła jest ogromna – przeciąga ostatnie słowo i
wskazuje rękami dookoła.
– Ale i tak dziękuję – zakładam
włosy za ucho. – A po drugie to nawet nie wiem jak masz na imię.
– Jestem Alison – uśmiecha się i
lekko mnie przytula – ale mów mi Ali, tak lepiej. A ty?
– Brooke – mam powiedzieć jej
pełne imię? – Właściwie to Brooklyn, ale po prostu Brooke.
– O widzę, że mamy jakąś rzecz,
która nas łączy – chichocze wesoło.
Stoimy
jeszcze przez chwilę śmiejąc się nie wiadomo z czego. Mimo, że znam Alison od
kilkunastu minut już przypadła mi do gustu. Jest śmieszna, wesoła i strasznie
zakręcona. Coś co lubię.
Wchodzimy
do klasy i od razu wszystkie oczy są skierowane na nas. Chowam się za włosami i
podążam za Ali, która siada w przedostatniej ławce, a ja zaraz za nią.
Nauczyciel wita nas i mówi o tym, że ma nadzieję, że ten rok będzie dla nas
bardzo dobry i nasze wyniki w nauce będą zadowalające. Potem jego uwaga zostaje
skierowana na mnie.
– W tym roku będzie z wami
chodzić Brooklyn – mówi. – Przedstawisz się nam? – wszyscy odwracają się w moją
stronę i czekają na mój ruch. Czuję jak robi mi się gorąco, ale ignoruję to i
wstaję.
– Nazywam się Brooklyn Curtis,
ale – zacinam się – jestem po prostu Brooke. Pochodzę z Nowego Jorku i… –
urywam, nie wiedząc co mogę jeszcze powiedzieć.
– Dobrze – nauczyciel kiwa głową.
– Miło cię poznać Brooklyn – powiedziałam BROOKE. Przewracam oczami, ale już
wiem, że ten nauczyciel nie będzie należał do moich ulubionych. Siadam z
powrotem do ławki i rozglądam się po klasie. Jest nas dość dużo i mam nadzieję,
że znajdę chociaż parę osób, z którymi będę mogła się trzymać.
Pan
Lewis mówi jeszcze o paru rzeczach, które mnie totalnie nie interesują, więc
się wyłączam. Na koniec rozdaje plany lekcji i życzy miłego dnia. Potem wszyscy
opuszczają klasę i kierują się do wyjścia. Wychodzę przed szkołę i uśmiecham
się do siebie sama nie wiem dlaczego. Nagle koło mnie pojawia się Alison.
– No hej – całuje mnie w policzek
i jestem tym nieco zaskoczona. – Jak pierwsze wrażenie?
– Zapowiadają się cudowne dwa
lata – wzdycham.
– To prawda – śmieje się. – A
zwłaszcza, że zwróciłaś na siebie uwagę Theo – grucha przy moim uchu, a ja
posyłam jej zdezorientowane spojrzenie.
– O czym ty mówisz? – marszczę
czoło.
– Patrz – zatrzymuje się i kiwa
głową w lewą stronę. Spoglądam tam i widzę Theo, który patrzy się na nas i
uśmiecha.
– A może on patrzy na ciebie? –
uśmiecham się zadziornie.
– Daj spokój – wybucha śmiechem.
– To nie ja przegadałam z nim całe rozpoczęcie – szturcha mnie w bok. – Ale
czyż on nie jest przystojny? – patrzy na mnie uważnie.
– No… – waham się – widziałam
przystojniejszych – mrugam do niej, a jej usta się otwierają. Ale to prawda. Może
i Theo jest przystojny, ale szału nie robi. Nie to co Justin. Od razu kręcę
głową, że w ogóle tak pomyślałam.
– Błagam, zabierz mnie do nich –
ciągnie mnie za rękę i wygląda teraz jak dziecko.
– Nie chciałabyś ich poznać –
kręcę głową i ruszam dalej, ale widząc, że Ali nie ruszyła się nawet o
centymetr, znowu się zatrzymuję.
– Dlaczego? – pyta zdziwiona.
– Um… – bo są niebezpieczni, bez
skrupułów i uczuć? – no wiesz, to takie typowe dupki – przewracam oczami i
staram zachowywać się normalnie. – Bawią się dziewczyną, a potem ją zostawiają
– wymyślam, ale czuję, że jednak mam rację.
– Och – chyba uwierzyła. –
Dlaczego jak chłopak jest przystojny to musi być idiotą? – kręci głową.
– A Theo? – pytam.
– Theo ma laskę – prycha. – Może
i był kiedyś fajny, ale ona go zepsuła – wzrusza obojętnie ramionami.
Nic
więcej nie mówimy, tylko w ciszy kierujemy się przed siebie. Nim się orientuję
dochodzimy do parku, przez który muszę przejść, aby dojść do domu.
– No dobrze – Ali zatrzymuje się
– ja idę w tamtą stronę – pokazuje w prawo. – Do zobaczenia jutro?
– Tak, do zobaczenia – przytulam
się do niej i odchodzę. Macha mi na pożegnanie i znika za rogiem.
Wchodzę
do parku i idę, rozglądając się na boki, podziwiając przyrodę dookoła.
Postanawiam posiedzieć tutaj chwilę i siadam na zielonej ławce. Zakładam nogę
na nogę i wpatruję się w widok przede mną. Przekręcam głowę w prawo i widzę
grupkę dziewczyn, które stoją w kręgu i palą. Wyglądają na takie, których można
by się bać, a zwłaszcza teraz, kiedy wydają się być wkurzone. Nie chciałabym
być w skórze osoby, która sobie u nich coś przeskrobała.
Zamykam
oczy i odchylam głowę do tyłu, rozkoszując się ciszą. Promienie słoneczne ogrzewają
moją twarz i jest mi teraz bardzo przyjemnie. Tak sobie myślę, że powinnam
zacząć wstawać wcześniej, żeby pobiegać przed szkołą. Jeśli nic ze sobą nie
zrobię to niedługo nie będę się mieściła w drzwiach. Tak, to zdecydowanie dobry
pomysł.
Nagle
światło gaśnie, a ja leniwie uchylam powieki i widzę przed sobą kilka
dziewczyn, które chwile wcześniej stały z boku i paliły coś. Przyglądają się
mi, a ja im. Pierwsza stoi wysoka brunetka, a za nią cztery tlenione blondynki.
Prycham cicho, ale to wygląda naprawdę śmiesznie.
– Co jest takie śmieszne? –
odzywa się jedna z nich.
– Właściwie to nic – wzruszam
ramionami i mentalnie uderzam się w twarz. Nie chcę robić sobie wrogów już w
pierwszym dniu. – Jestem Brooke – podnoszę się z ławki i uśmiecham się do nich,
mając nadzieję, że nie będą złe.
– I co w związku z tym? –
brunetka zakłada ręce na biodra i opiera ciężar ciała na jednej nodze.
– Ja… – nim zdążę cokolwiek
odpowiedzieć, dziewczyna daję mi znak ręką, żebym przestała mówić.
– Nie obchodzi mnie to jak masz na imię – patrzy na mnie złowrogo – ani
nic co ciebie dotyczy.
– To po co… – zaczynam, ale znowu nie jest mi dane skończyć.
– Nie przerywaj mi, kiedy mówię – syczy, a ja wzdycham cicho. – Chcę
wiedzieć tylko jedną rzecz – uśmiecha się chytrze, a ja już się boję o co chce
zapytać.
– Słucham – rozkładam ręce i czekam na pytanie.
– Jakim pieprzonym prawem – akcentuje każde słowo, jakby bała się, że
nie zrozumiem – rozmawiasz z Theo?! – krzyczy nagle.
– C-co? – uchylam usta, ale nie rozumiem o co jej chodzi. – Dlaczego mam
z nim nie rozmawiać?
– Ja tu zadaje pytania! – wrzeszczy, aż chce wywalić bębenki.
– Jak zagadał to przecież nie będę go ignorować – zakładam ręce na
piersi i uśmiecham się zwycięsko, wiedząc, że to ją zdenerwuje. Nie dam sobą
pomiatać. Może i nie mam ochotę na kłótnie, ale takie traktowanie mnie zupełnie
nie wchodzi w rachubę.
– Byłoby dla ciebie lepiej – podchodzi do mnie, tak że nasze nosy prawie
się stykały – jeśli byś go zignorowała – syczy.
– Kiedy ostatnio sprawdzałam byłam wolnym człowiekiem – w duchu krzywię
się na dobór moich słów. – A wiesz co to znaczy? – unoszę brew i robię krok do
przodu, a ona się cofa. – Że mogę rozmawiać z kim chcę, a tobie nic do tego,
kochanie – szepczę do jej ucha.
– Nie chcesz ze mną zadrzeć – odwraca głowę i kiwa w moją stronę do
swoich koleżanek. Te jak posłuszne pieski idą za mnie, przez co jestem okrążona
przez stado idiotek.
– Pobijesz mnie? – prawie wybucham śmiechem, kiedy orientuję się co się
dzieje.
– Żeby tylko – uśmiecha się chytrze.
Widzę, że chce mnie uderzyć, jednak schylam się w odpowiednim momencie i
jej pięść ląduje na twarzy koleżanki.
– Kurwa Steph! – słyszę piskliwy głos i odwracam się rozbawiona całą
sytuacją. Jedna z dziewczyn trzyma dłonie przy swoim nosie i nieudolnie próbuje
zrobić coś, żeby krew przestała lecieć. A reszta stoi oniemiała, nie wiedząc co
powinna teraz zrobić.
– Coś nie pykło, skarbie – przechodzę obok, jak się dowiedziałam,
Stephanie i szepczę jej do ucha. – A
teraz wybacz, ale jestem już spóźniona – mówię melodyjnym głosem i odchodzę,
cały czas zachowując czujność, gdyby dziewczynie wpadło coś głupiego do głowy.
Skręcam w prawo i
odwracam się, żeby upewnić się, że nikt za mną nie idzie. Oddycham z ulgą,
kiedy nikogo nie widzę. Odwracam głowę z powrotem i zanim zdążę jakkolwiek
zareagować wpadam na kogoś. Wypowiadam pod nosem jakieś przeprosiny i podnoszę
głowę, aby zobaczyć w kogo weszłam.
– Cześć skarbie – Brad uśmiecha się uroczo i pochyla się, łącząc nasze
usta w pocałunku.
– Hej – odsuwam się po chwili i zakładam włosy za ucho. – Co ty tu
robisz? – zaczynam iść przed siebie, a zaraz obok mnie idzie Brad, który łapie
moją dłoń i splata nasze palce razem.
– Postanowiłem zrobić ci niespodziankę – spoglądam na niego i widzę jak
się uśmiecha – co powiesz na obiad?
– Brzmi pysznie – jak na zawołanie słyszymy odgłosy wydobywające się z
mojego brzucha.
– No proszę jak trafiłem – szczerzy się jak głupi, przez co otrzymuje
ode mnie złowrogie spojrzenie. Śmieje się cicho, a potem już nic nie mówimy
tylko wychodzimy z parku.
– Mam samochód – ciągnie mnie w stronę ulicy, przy której zaparkowane
jest czarne auto, kiedy poszłam w drugą stronę. – A tak w ogóle – chłopak staje
nagle i patrzy na mnie uważnie – o co chodziło tym dziewczynom?
– O nie – odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy. Liczę do dziesięciu,
starając się uspokoić. – Błagam powiedz, że tego nie widziałeś – spoglądam na
niego.
– Widziałem wszystko, kotek – pochyla się i składa szybkiego buziaka na
moich ustach. – Więc? – unosi brew i czeka na moją odpowiedź.
– Cóż… – strzelam palcami, ale jakoś nie mam ochoty mu tego opowiadać. –
Już pierwszego dnia zalazłam komuś za skórę – wzruszam ramionami.
– Co takiego zrobiłaś? – marszczy czoło.
– Właściwie to nie wiem – prycham. – To była chyba dziewczyna pewnego
chłopaka, którego poznałam dzisiaj. A wiesz jakie dziewczyny potrafią być
zazdrosne – przewracam oczami, ale to prawda. – Ja tylko z nim rozmawiałam, a
ona naskoczyła na mnie jakbym co najmniej się z nim przespała.
– Poznałaś chłopaka? – patrzy na mnie zdziwiony. Co w tym takiego
dziwnego?
– I z tych wszystkich rzeczy, które powiedziałam, zapamiętałeś tylko to?
– uchylam usta, ale nie wierzę, że skupił się na tym najmniej ważnym.
– N-nie – chrząka. – Ale…
– Ale co? –patrzę na niego spod byka.
– No… – drapie się po karku – bo jesteś dziewczyną i no… – jąka się, a
ja nie mam pojęcia o co mu chodzi. – Czy dziewczyny nie powinny poznawać
dziewczyn? W takim sensie, że powinnaś przyjść do domu i piszczeć, że znalazłaś
przyjaciółkę – wzrusza ramionami. – Tak robią wszystkie dziewczyny – dopowiada
szybko.
– Dobrze wiesz, że ja nie jestem jak wszystkie – od razu przypomina mi
się rozmowa z Theo, któremu powiedziałam to samo.
– Wiem – wpatruje się we mnie tak intensywnie, że aż muszę odwrócić wzrok.
– Idziemy? – odzywam się, próbując przerwać tę dziwną rozmowę.
– Jasne – uśmiecha się lekko i otwiera mi drzwi od strony pasażera, po
czym obchodzi samochód i wsiada na swoje miejsce.
Uruchamia silnik i
chwilę potem jedziemy do restauracji. Patrzę się w okno i nucę pod nosem
piosenkę, która akurat leci w radiu. Zastanawia mnie dlaczego Brad tak dziwnie
się zachowywał. Wyglądało to trochę tak jakby był zazdrosny. Ale dlaczego
miałby być? Przecież nic nas nie łączy. Och, czyżby? A te wszystkie pocałunki? Co to jest?
Dlaczego to robimy? Dlaczego ja się na to godzę? Przecież nie powinnam, choćby
ze względu na to, że Brad jest moim przyjacielem. A tak na pewno nie zachowują
się przyjaciele. Wiem, że muszę to przerwać, ale nie potrafię. Uwielbiam czuć
go blisko siebie i nawet jeśli to są tylko zwykłe pocałunki sprawiają, że czuję
się wyjątkowa. Cieszę się, że ktoś zwrócił na mnie uwagę. Jednak nie podoba mi
się to w jaką stronę idzie nasza znajomość. Boję się, że się w nim zakocham
albo on we mnie. A wtedy nasza przyjaźń zniknie. Będzie to wielka próba dla nas
i wątpię w to, że uda nam się wyjść z tego bez szwanku. Jestem pewna, że któreś
z nas będzie cierpieć prędzej czy później. A może powinnam żyć chwilą i nie
myśleć o tym co może się stać? Tak, to byłoby dobre. Ale ja chyba tak nie
potrafię. Jednak podejmę się tego wyzwania i postaram się żyć z dnia na dzień,
tak jakby miało nie być jutra.
– Jesteśmy – z zamyślenia wyrywa mnie głos Brada. Podnoszę głowę i
orientuję się, że jesteśmy pod restauracją. Wychodzę na zewnątrz i czekam, aż
chłopak do mnie dołączy. Po chwili wchodzimy do środka i siadamy przy wolnym
stoliku.
– Ładnie tutaj – rozglądam się dookoła, próbując zająć czymś moje myśli.
– Na co masz ochotę? – pyta chłopak, więc biorę kartę dań.
– Dzień dobry – koło naszego stolika pojawia się kelner z notesem i
długopisem. – Czego państwo sobie życzą?
– Poproszę kurczaka z makaronem – uśmiecham się do niego i odkładam
kartę na bok.
– Dla mnie to samo – mówi Brad, a chłopak zapisuje to w swoim notesie.
– Coś do picia? – podnosi głowę i znowu na mnie patrzy.
– Wodę – mówię.
– Razy dwa – dokańcza Brad. Chłopak posyła mi uroczy uśmiech i odchodzi.
Spuszczam głowę i
bawię się palcami, próbując umilić sobie jakoś czas. Nucę cicho tylko mi znaną
melodię, kiedy czuję na sobie czyjeś spojrzenie. Podnoszę wzrok i patrzę na
Brada, który skupia uwagę na swoim telefonie, więc rozglądam się po sali, ale
nikogo nie widzę. Kładę dłonie na stole i stukam paznokciami o blat. Dziwnie
uczucie, że ktoś mnie obserwuje, nie opuszcza mnie, więc jeszcze raz dyskretnie
rozglądam się dookoła, ale znowu nikogo podejrzanego nie widzę.
– Wpadłaś temu kelnerowi w oko – słyszę głos Brada.
– Wcale nie – odpowiadam od razu.
– Kiedy tu był w ogóle nie zwracał na mnie uwagi – prycha. – Chyba mnie
nawet nie zauważył.
– Daj spokój – kręcę głową, ale mówi to w taki sposób, jakby był na mnie
zły.
– A jak nazywa się ten chłopak? – pyta, a ja gwałtownie podnoszę głowę.
– Jaki chłopak? – marszczę czoło.
– Którego dzisiaj poznałaś – wyjaśnia. Jego ton głosu brzmi bardzo
oskarżycielsko, a mi się to nie podoba.
– Theo – odpowiadam cicho. – A co?
– Tak się zastanawiam – wzrusza ramionami.
– Czyżbyś był zazdrosny? – uśmiecham się chytrze i patrzę na niego.
– Tak – odpowiada bez wahania. – Nie dałem ci jasno do zrozumienia, że
jesteś moja? – przechyla głowę, cały czas na mnie patrząc. Był śmiertelnie
poważny.
– Myślałam, że to tylko taka zabawa albo coś – wzruszam ramionami, ale
nie sądziłam, że on traktuje to tak serio.
– Wasze zamówienia – nagle obok nas pojawia się kelner, a ja nie wiem
czy jestem mu wdzięczna, że przerwał tę rozmowę czy nie. Dziękujemy mu, po czym
odchodzi.
– Nie życzę sobie, żeby kręcił się obok ciebie jakiś chłopak – mówi,
patrząc prosto w moje oczy. Nic nie odpowiadam tylko spuszczam głowę. – Brooke,
nie ignoruj mnie – wzdycha.
Już mam coś
odpowiedzieć, kiedy w moje oczy rzuca się mała, żółta karteczka wystająca spod
mojego talerza. Wyciągam ją, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego Brada czytam cicho
jej treść.
Domyślam się, że jest Ci bardzo
przykro, że tak długo się nie odzywałem, ale miałem parę rzeczy do załatwienia.
Na szczęście teraz już jestem wolny i myślę, że w najbliższym czasie się
zobaczymy. I chciałem się jeszcze zapytać dlaczego nie nosisz bransoletki ode
mnie. Czyżby Ci się nie podobała?
Justin
__________________________________________________________________________
Jak na razie nudy, bo nie ma Justina :D Ale spokojnie, akcja z biegiem czasu powinna się rozwinąć ;) A Wy jak odbieracie zachowanie Brada?
Wadług mnie Brooke powinna powiedzieć Bradowi, że Justin ją obserwuje bo potem będzie na nią zły !! Rozdział mega!!
OdpowiedzUsuńAle mega . Nwm czm ale nie chce by brooke chodziła z bradem i oby nie miała kłopotów w szkole a raczej była tą dominującą osobą
OdpowiedzUsuń