– Wstawaj skarbie – słyszę przy uchu słodki głos Brada.
Leniwie uchylam powieki i ziewam przeciągle. – Jak się spało?
– Krótko – wyginam usta w podkówkę i widzę jak chłopak
zaciska usta, próbując nie wybuchnąć śmiechem. No co? – Ile tak właściwie jechaliśmy?
– Dopiero jakieś dziesięć godzin – przykłada dłoń do mojego
policzka i głaszcze go delikatnie.
– To po co mnie budzisz? – marszczę czoło i podnoszę głowę,
rozglądając się na boki. – Gdzie my w ogóle jesteśmy?
– Musisz coś zjeść – kręci głową i wychodzi z auta. A temu
co? Przed chwilą był taki kochany, a teraz sprawia wrażenie obrażonego. –
Idziesz? – pojawia się z mojej strony i wystawia rękę, aby pomóc mi wyjść.
Przytakuję niepewnie głową i opuszczam samochód. Chłopak posyła mi lekki
uśmiech i kierujemy się w stronę baru. Wchodzimy do środka i zajmujemy miejsce
w rogu.
– Na co masz ochotę? – podnosi wzrok znad karty i spogląda
na mnie. Dopiero teraz orientuję się, że powinnam ją przejrzeć i szybko się do
tego zabieram. Jednak kiedy patrzę na te wszystkie dania mam ochotę
zwymiotować. Co się ze mną dzieje?
– Chyba sobie odpuszczę – spuszczam głowę i bawię się
palcami.
– Wszystko w porządku? – siada obok i obejmuje mnie
ramieniem. Nie! Nie jest w porządku!
Uciekliśmy właśnie z więzienia, poznałam chłopaka, którego widziałam w moim
śnie i na dodatek obiecał, że jeszcze się spotkamy! I jeszcze wyjeżdżamy z NY,
w którym się wychowałam, do całkiem nieznanego miasta!
– Tak, tak. Tylko jakoś nie mam apetytu.
– Na pewno? – unosi brew i patrzy na mnie uważnie, jakby
wiedział, że kłamię. Przytakuję głową i modlę się w duchu, żeby nie dopytywał.
Nie chcę mu tego mówić, bo wiem, że to brzmi bardzo dziecinnie. Sama wybrałam
sobie taki los i teraz muszę się z tym pogodzić. – No dobrze. Ale zjedz chociaż
trochę.
– Nie dam rady, Brad – przewracam oczami i opieram ręce na
stole.
– Jak chcesz – wzdycha i kręci głową. – Pójdę sobie coś
zamówić, dobrze? – traktuje mnie jak dziecko, mam dość.
– Jasne – wysilam się na uśmiech i czekam, aż sobie pójdzie.
Odprowadzam
go wzrokiem, po czym znowu wpatruję się w swoje paznokcie. Zauważyłam, że cały
czas narzekam. Cholera! Muszę coś z tym zrobić! Mam siedemnaście lat, czyli
jest to najlepszy okres w moim życiu, a ja skupiam się na samych złych
rzeczach. Tak nie może być! Od teraz będę korzystać z życia jak tylko będzie
się dało.
Rozglądam
się po barze i w oczy rzuca mi się chłopak, który siedzi naprzeciwko mnie. Ma
spuszczoną głowę i robi coś na telefonie. Ma brązowe włosy i jestem ciekawa jak
wygląda w całej okazałości. Jak na zawołanie, chłopak ponosi głowę i nasze oczy
się spotykają. O mamusiu! Jest strasznie przystojny. Czuję jak moje policzki
robią się czerwone i szybko spuszczam wzrok. Zagryzam wargę i zastanawiam się
jak ma na imię. Kurde, to tacy przystojniacy jeszcze chodzą po ziemi? Prycham,
kiedy zauważam, że ostatnio mam styczność z samymi przystojnymi chłopakami. To
jest dziwne, ale nie narzekam, jak najbardziej mi to opowiada.
– Mogę się dosiąść? – słyszę nagle i podnoszę wzrok. Chłopak
stoi przede mną i uśmiecha się uroczo. Patrzę się na niego i nie potrafię
wydusić z siebie ani słowa. – Halo? Jesteś tam? – macha ręką przed moją twarzą
i znowu się zawstydzam.
– Siadaj – zbieram wszystkie siły i w końcu się odzywam.
Odsuwam się trochę, żeby zrobić mu miejsce.
– Jestem Paul – wyciąga rękę w moją stronę i tym razem, bez
problemu, lekko ją ściskam.
– Brooklyn, ale mów
mi Brooke – uśmiecham się szeroko i nie mogę oderwać od niego wzroku.
– Bardziej podoba
mi się Brooklyn – uśmiecha się chytrze.
– Nie lubię tego
imienia – krzywię się, ale to prawda.
– Kojarzy mi się z
domem – wzrusza z ramionami. – Mieszkałem na Brooklynie.
– Dlaczego już nie
mieszkasz? – moja ciekawość bierze górę.
– Praca – wzdycha.
– Cały czas muszę się przenosić.
– To musi być
bardzo męczące – co niby mam mu powiedzieć?! – Przykro mi – mentalnie uderzam
się w twarz za to co przed chwilą powiedziałam.
– A mi nie –
uśmiecha się głupio. – Dopóki kasa się zgadza jest w porządku – no tak. – A ty gdzie mieszkasz?
– Właściwie to… –
waham się co powinnam odpowiedzieć.
– Tylko mi nie mów,
że nie masz domu – kładzie swoją dłoń na mojej i uważnie się we mnie wpatruje.
– Nie no, skąd –
śmieję się, ale poniekąd ma racje. – Jestem w trakcie przeprowadzki.
– Z Nowego Jorku do
Los Angeles? – pyta, a ja zamieram.
– Skąd wiesz?! –
mówię głośno, aż kilka głów zwraca się w naszą stronę.
– Zgaduję – mruga
okiem. – A właśnie! – mówi nagle – mam coś dla ciebie – marszczę brwi, kiedy
zaczyna grzebać w kieszeni. Przecież widzi mnie pierwszy raz w życiu, co jest?!
– Dla mnie? – pytam
zaskoczona. – Chyba mnie z kimś pomyliłeś.
– Nie ma takiej
opcji, maleńka – uśmiecha się słodko i wyciąga małe pudełeczko.
– Co to?
– Otwórz to się
przekonasz – pochyla się i szepcze do mojego ucha. – Muszę lecieć, kochanie, bo
twój kolega się zbliża – całuje mnie w policzek i tak po prostu odchodzi.
Patrzę sparaliżowana jak znika za drzwiami i nie mogę uwierzyć w to co się
przed chwilą stało.
Spuszczam głowę i wpatruję się w małe, fioletowe pudełeczko. Oglądam je
z każdej strony i zastanawiam się co może być w środku. Kładę je na stole i nie
odrywam od niego wzroku. Chyba muszę je otworzyć, ale się boję.
– Jestem – słyszę z
boku głos Brada i szybko sięgam po
pudełeczko, chowając je do kieszeni. – Przepraszam, że tak długo, ale zagadałem
się z kelnerką.
– Ładna? – pytam,
uśmiechając się głupio.
– Piękna – wzdycha
i zaczyna jeść kurczaka, którego sobie
kupił. – Ma na imię Kate i za dwa tygodnie kończy osiemnaście lat.
– Wow – kręcę głową
– widzę, że szybko się poznaliście – uśmiecham się jak głupia.
– Tak wyszło –
wzrusza ramionami. – Kim był ten chłopak, z którym rozmawiałaś? – przestaje
jeść i wpatruje się we mnie uważnie. Gwałtownie podnoszę głowę i mrugam szybko.
– Um… Nie wiem –
chrząkam, przypominając sobie jego dziwne zachowanie, kiedy zauważył Brada. –
Po prostu zagadał.
– Więc widzę, że
nie tylko ja mile spędziłem te kilka minut – puszcza mi oczko, a ja się
zawstydzam. Nic już nie mówimy. Siedzę i czekam, aż Brad skończy jeść. Po
chwili chłopak zaczyna przeszukiwać swoje kieszenie, a ja marszczę brwi.
– Cholera – burczy
pod nosem – zostawiłem telefon w samochodzie – podnosi się, jednak zatrzymuję
go.
– Jedz – mówię – ja
pójdę – dziękuje mi uśmiechem. Wychodzę i kieruję się w stronę auta.
Podchodzę i otwieram drzwi.
Schylam się, aby poszukać telefonu. Otwieram wszystkie schowki, patrzę pod
siedzenie, ale nic nie znajduję. Gdzie jest do cholery ten telefon?!
– Brooklyn – czuję
jak ktoś łapie mnie za ramię i gwałtownie się podnoszę, uderzając głową w dach
samochodu.
– Ał – wychodzę z
auta i masuję obolałe miejsce. – Paul! Przestraszyłeś mnie!
– Przepraszam –
chichocze beztrosko.
– Chcesz coś? –
cały czas trzymając się za głowę, zamykam drzwi i opieram się o samochód.
– Właściwie to nie
– wzrusza ramionami.
– To po co tu przyszedłeś?
– unoszę brew. – Zresztą, czy ty nie miałeś już iść?
– Po prostu nie
chciałem, żeby twój chłopak mnie zauważył – mówi, a ja zaciskam usta, żeby nie
wybuchnąć śmiechem.
– To nie jest
mój chłopak – kręcę rozbawiona głową.
– Najwyraźniej mam
błędne informacje – drapie się po karku, a ja momentalnie zamieram.
– I-informacje? –
jąkam się. Kto mu niby to powiedział?!
– Żartuje! –
wybucha śmiechem. – Twoja mina jest bezcenna!
– Nie śmieszne –
burczę i wkładam ręce do kieszeni. Natykam się na pudełko i od razu je
wyciągam. – Co jest w środku?
– Otwórz to się
przekonasz – mruga okiem.
Patrzę na niego i szukam na jego
twarzy czegoś co mogłoby mi zdradzić czy mam się bać. Jednak stoi przede mną
uśmiechnięty i nic się nie dowiaduję. Spuszczam wzrok i niepewnie otwieram
pudełeczko. W środku jest złota
bransoletka. Wyciągam ją i oglądam z każdej strony. Ma przyczepioną zawieszkę w
kształcie serduszka. Podnoszę wzrok i patrzę wyczekująco na Paula.
– Nie patrz tak na
mnie – unosi ręce w obronnym geście – to nie ode mnie.
Marszczę brwi i jeszcze raz
zaglądam do pudełka. Zauważam niebieską karteczkę i biorę ją do ręki.
Chciałem Ci o sobie
przypomnieć. Jak obiecałem, niedługo się spotkamy.
Justin
Gwałtownie podnoszę
głowę i liczę, że Paul znowu wybuchnie śmiechem i powie, że to tylko żart.
Jednak kiedy nic takiego się nie dzieje upuszczam pudełko i czuję jak robi mi
się słabo.
– Hej! – od razu
reaguje i łapie mnie za ramiona. – W porządku? Co tam pisze? Od kogo to
dostałaś? – zasypuje mnie pytaniami, ale ja nie wiem czy mu na nie
odpowiedzieć.
– J-ja – kręcę
głową, nie wiedząc co powiedzieć – n-nie wiem – jąkam się i nie mogę uwierzyć,
że Justin nie żartował. Owszem, uprzedził mnie, że się zobaczymy, ale nie
brałam tego pod uwagę. Z drugiej strony mam szansę poznać chłopaka z mojego
snu!
– Chodź – mówi, ale
kiedy widzi, że nie ruszam się z miejsca, bierze mnie na ręce. Normalnie bym się na to nie
zgodziła, ale teraz nie miałam głowy, aby o tym myśleć.
Chłopak podchodzi do, jak sądzę,
swojego auta i sadza mnie na masce. Rozszerza moje nogi i staję między nimi. I
znowu: normalnie nic takiego by się nie stało. Bierze karteczkę, którą przez
cały czas kurczowo trzymałam w dłoni i czyta cicho.
– Kto to Justin?
– Nie wiem, nie
znam go – wzruszam ramionami, ale taka jest prawda.
– Ktokolwiek to
jest – wzdycha – uważaj. Coś mi tu nie pasuje.
– Mi też – mówię
cicho, w dalszym ciągu będąc w szoku.
– Wiesz… – zaczyna,
a ja podnoszę głowę i patrzę w jego oczy – niedługo będę w LA i tak pomyślałem,
że może się spotkamy? – uśmiecha się słodko, cały czas na mnie patrząc. – O ile
w ogóle tam jedziesz – dodaje szybko.
– Jasne, czemu nie – wysilam się na uśmiech.
Twarz chłopaka od razu się rozpromienia.
– Daj mi telefon –
wyciąga rękę, a ja patrzę na niego jakby miał dwie głowy – chcę ci wpisać mój
numer – przewraca oczami, ale cały czas się uśmiecha.
– Och – po prostu
mnie zaskoczył. Posłusznie robię to co powiedział i po chwili oddaje mi
telefon. Wtedy przypomina mi się po co tu przyszłam. – Muszę już iść –
zeskakuję z maski samochodu i czekam, aż coś powie.
– No tak – śmieję
się – zatrzymałem cię, przepraszam.
– Spokojnie –
podchodzę do niego – nic się nie stało.
– Zadzwoń jakbyś
chciała porozmawiać – łapie mnie za rękę i mój wzrok od razu pada w to miejsce.
– Jasne – podnoszę
głowę i nasze oczy się spotykają. Uśmiecha się uroczo i naprawdę nie mogę się
nadziwić jaki jest przystojny. Chociaż sprawia wrażenie „bad boya” wcale taki
nie jest. Staję na palcach i cmokam go w policzek. – Do zobaczenia, Paul –
macham mu na pożegnanie i odchodzę.
Ponownie zabieram się do
przeszukania samochodu, ale znowu nic nie znajduję. Niech to szlag. Przecież
ten telefon nie mógł się rozpłynąć. Wkurzona mocno trzaskam drzwiami i wracam
do Brada. Kończy właśnie jeść i dziwie się, że tak długo mu to zajęło. W końcu
nie było mnie dobre dwadzieścia minut.
– Nigdzie nie ma
tego durnego telefonu – burczę pod nosem i siadam naprzeciwko chłopaka.
– Jak to nie ma –
marszczy czoło i wkłada ręce do kieszeni. – O zobacz! – krzyczy nagle i
podnoszę głowę – tutaj jest!
– Boże, Brad –
przewracam oczami i mam ochotę go uderzyć. To po co ja po niego szłam? –
Zjadłeś już? Chciałabym jechać – mówię nieco zirytowana, ale mam dość
dzisiejszego dnia.
– Tak, tak –
kładzie pieniądze na stolik i podnosi się. – Chodźmy.
Słyszę dzwonek do drzwi i od razu biegnę
otworzyć. Nie mogę się doczekać, aż Brad wróci z pracy i pójdziemy na kolację.
To takie miłe z jego strony. Byłam szczerze zaskoczona kiedy powiedział mi, że
chciałby ze mną być. Chociaż czy powinnam się dziwić? Od roku mieszkamy razem w
Los Angeles i żadne z nas nie znalazło tutaj bratniej duszy. Oczywiście
pomijając nas samych.
Łapię za klamkę i szeroko otwieram drzwi. Jednak kiedy
widzę osobę po drugiej stronie, uśmiech od razu schodzi mi z ust. Mogłam
spodziewać się wszystkich, ale nie jego.
– Witaj piękna – zadziornie mruga okiem, ale
jestem zbyt zszokowana , żeby coś odpowiedzieć.
– C-co ty tu robisz? – jąkam się, ale jestem
zaskoczona jego wizytą.
– Nie mów, że się mnie nie spodziewałaś –
prycha i wchodzi do środka. Ogląda dom z zaciekawieniem, po czym odwraca się w
moją stronę. – Ładnie się tu z Bradem urządziłaś.
– Dziękuję – mówię cicho, zakładając kosmyk
włosów za ucho. – Ale powiedz mi Logan, czego ty chcesz?
– Mam sprawę –patrzy na mnie poważnie, a ja
boję się, że coś się stało – miałem ci powiedzieć, że Brad nie żyje.
Patrzę
na niego przez długą chwilę i nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam. Jak to nie
żyje?! Co się stało?! Chcę go o to wszystko zapytać, jednak nie mogę, bo wielka
gula pojawia się w moim gardle. Nagle kręci mi się w głowie, a przed oczami
pojawiają się czarne plamy. Czuję jak moje ciało robi się jak z waty i upadam.
Jednak nie czuję żadnego bólu spowodowanego upadkiem. Resztką sił podnoszę powieki
i widzę przed sobą Justina. Trzyma mnie na rękach i wpatruje się we mnie z
szerokim uśmiechem.
– Teraz już nikt mi cię nie zabierze –
szepcze i całuje mnie w czoło. Następne co widzę to ciemność.
– Brooke, obudź się
– czuję jak ktoś klepie mnie po policzku – no już, wstawaj! – leniwie uchylam powieki
i widzę przed sobą Brada. Gwałtownie zrywam się na nogi, a mój oddech szaleje.
– Hej – od razu podchodzi do mnie i bierze mnie w swoje ramiona – co się stało?
– Śniło mi się, że
nie żyjesz – mówię cicho i zamykam oczy. Jak dobrze, że to był tylko sen.
– Już dobrze –
uspokajająco głaszcze moje plecy. – To tylko sen.
– Cieszę się, że
jesteś tu ze mną – po dłuższej chwili milczenia, podnoszę głowę i szukam jego
wzroku.
– Ja też – uśmiecha
się słodko, po czym pochyla głowę i całuje mnie czule. – Chętnie bym się z tobą
po obściskiwał, ale chyba nie chcesz spóźnić się na pierwszy dzień w nowej
szkole – odsuwa się, a ja spuszczam głowę zawstydzona jego słowami.
– Brad – jęczę, ale
dobija mnie jego bezpośredniość.
– No co – wzrusza
ramionami i uśmiecha się jak głupi. – A teraz idź się przebrać – odwracam się,
a on klepie mnie w tyłek. Spoglądam na niego groźnym wzrokiem i znikam za
drzwiami łazienki.
Ściągam z siebie piżamę i
wskakuję pod prysznic. Ustawiam odpowiednią temperaturę i kiedy woda styka się
z moim ciałem, momentalnie się odprężam. To niesamowite jak bardzo związałam
się już z tym miejscem. Przyjechaliśmy tutaj zaledwie parę dni temu, a ja już
się zakochałam. Dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły i strasznie się denerwuję.
Czy ludzie są tutaj tacy sami jak w Nowym Jorku? Chciałabym znaleźć
przyjaciółkę, której mogłam bym wszystko powiedzieć i która by mnie wspierała.
Nie to, że narzekam na Brada, ale myślę, że towarzystwo dziewczyny lepiej na
mnie wpłynie. A może jakiś chłopak się pojawi? Kto wie… Podoba mi się to, że
nikogo tam nie będę znała. Idę do miejsca, gdzie nikt nic o mnie nie wie, więc
mogę zacząć od zera. Mogę pokazać się ludziom i być taka jaka zawsze chciałam
być, a co niekoniecznie mi wychodziło. Zapowiadają się piękne dwa lata, a ja
wiem, że będę z każdego dnia wyciągać jak najwięcej i nie zmarnuję ani minuty
na smutki! Od tej chwili będę najszczęśliwszą osobą na ziemi i nie ma rzeczy,
która mi to zepsuje.
– Pośpiesz się, bo
się spóźnisz! – słyszę jak Brad uderza w drzwi i przewracam oczami. Nic nie
odpowiadam tylko zakręcam wodę i wychodzę z kabiny. Wycieram się miękkim ręcznikiem
i szybko suszę włosy. Robię delikatny makijaż i opuszczam łazienkę. Na łóżku
leży Brad, wpatrzony w swój telefon. Chrząkam cicho, chcąc zwrócić na siebie
uwagę. Kiedy podnosi się i widzi mnie w samym ręczniku w jego oczach pojawia
się dziwny błysk.
– Mógłbyś wyjść? –
pytam, chociaż wiem, że nie muszę tego robić, bo i tak wyjdzie. – Chciałabym się
przebrać.
– Droga wolna –
wskazuje ręką na szafę. Kiedy tu przyjechaliśmy to pierwsze co zrobiłam to
poszłam na zakupy. W końcu skoro mamy tyle kasy, trzeba jej trochę wydać.
– Brad – spojrzałam
na niego groźnie, jednak ten tylko się uśmiechnął i z powrotem opadł na łóżko. – Spóźnię się przez ciebie –
wzdycham, ale chłopak nawet nie odpowiada. Zrezygnowana podchodzę do szafy i
wyciągam czarną, dopasowaną spódniczkę i białą bluzkę z długim rękawem. Biorę
jeszcze bieliznę i wracam do łazienki. Szybko ubieram się w przygotowane
ubrania i wychodzę.
– Nie mogłaś się
tutaj przebrać? – burczy chłopak, kiedy mnie widzi.
– Nie – wystawiam język
i podchodzę do szafy, z której wyciągam wysokie, czarne szpilki. Zakładam je na
nogi i staję przed lustrem.
– Cholera – słyszę Brada
i odwracam się w jego stronę. – W sumie to może zostaniesz w domu? – porusza zabawnie
brwiami i ja wiem co mu chodzi po głowie. Kręcę głową, ale nie odpowiadam.
Biorę jeszcze czarną torebkę, do której wkładam najpotrzebniejsze rzeczy i
kieruję się do wyjścia. – Hej, a buziak na pożegnanie? – chłopak zatrzymuje
mnie i odwraca w swoją stronę.
– Nie zasłużyłeś –
droczę się z nim.
– Oj no weź – robi minę
szczeniaczka – nie bądź taka.
– Nie zasłużyłeś –
powtarzam i odwracam się, chcąc wyjść z domu.
– To chociaż mnie
przytul – łapie mnie za nadgarstek.
Podchodzę do niego i szybko
zamyka mnie w swoich ramionach. Kładę głowę na jego torsie i zamykam oczy, bo
czuję się tak dobrze.
– Uważaj na siebie –
szepcze mi do ucha i całuje w czoło. Przytakuję głową, posyłam mu ostatni
uśmiech i wychodzę z domu. ______________________________________________________________________________
Przychodzę dzisiaj do Was z rozdziałem, ale powiem Wam szczerze, że jakoś nie jestem do tego opowiadania przekonana. Po przeczytaniu paru rozdziałów (które już napisałam) wydaje mi się nudne. Więc kilka następnym postów okaże się decydujące czy pisać je dalej czy nie ;)
Oglądał ktoś filmiki z koncertu w Seattle? Jak tak to jak wrażenia? :D
Mega💜💚
OdpowiedzUsuńKobieto masz pisać dalej i to rozkas!!!! A poza tym rozdział jest boski i nie mogę się doczekać następnego!!! :-* :-*
OdpowiedzUsuńJejku świetny rozdzial *-*
OdpowiedzUsuń