wtorek, 1 marca 2016

ROZDZIAŁ 1

– Jak tylko wyjdziemy na zewnątrz, biegnij przed siebie i na nic się nie oglądaj – powtarza to odkąd weszliśmy do tego tunelu. Wiem Brad, nie jestem głupia. To dlaczego wcześniej dałaś się złapać? Oczywiście głupia podświadomość musi się odezwać. Ugh, zgiń!
– Wiem – mruczę cicho, przewracając oczami.
– Okay – Brad wzdycha, wchodząc na drabinkę i łapiąc za uchwyt, aby otworzyć właz. – Na trzy? – przytakuję tylko głową. Bardzo się denerwuję. A co jeśli nam się nie uda? Albo znowu się przewrócę? Ja naprawdę się boję. – Raz – zaczyna odliczać – dwa... trzy! – krzyczy, popycha klapę w górę i zwinnym ruchem wyskakuje na zewnątrz. Idę  w jego ślady i kilka sekund później jesteśmy już poza ośrodkiem.
– Brooke, biegnij! – słyszę głos chłopaka i nie zwracając na nic uwagi, puszczam się biegiem przed siebie.  Czuję za sobą jego obecność, jednak boję się odwrócić. Muszę być teraz bardzo uważna, żeby znowu nie zrobić czegoś głupiego.
                Biegniemy już od kilkunastu minut i zaczynają mnie opuszczać siły. Czuję jak moje nogi robią się jak z waty.
– Nie możesz się zatrzymać – nagle obok mnie pojawia się Brad. Spoglądam na niego i aż uchylam usta w szoku. Nie wygląda na to, że przebiegł przed chwilą kilkukilometrowy bieg. Włosy idealnie ułożone, w ogóle nie spocony… Co jest?!
– Ja już nie mogę – dyszę i padam na ziemię.  – Nie mam siły – przekręcam się na plecy i zamykam oczy, głęboko oddychając.
– Nie możemy tutaj zostać. To zbyt niebezpiecznie – chłopak nachyla się nade mną i wyciąga ręce w moją stronę. Jednak ja jestem za bardzo zmęczona. Nie dam rady nawet go za nie złapać. – Brooke, wstawaj! Musimy uciekać – wzdycha, ale widząc, że nic nie robię, łapie mnie za ramiona i ciągnie w górę. Kiedy moje stopy dotykają ziemi, czuję jak moje nogi się trzęsą. Ale hej! Moja kondycja jest naprawdę słaba, a my przebiegliśmy co najmniej pięć kilometrów. – Pomogę ci – jedną rękę wkłada pod moje kolana, a drugą umieszcza na plecach. Zaczyna iść przed siebie ze mną na rękach. Moja głowa robi się coraz cięższa. Cały czas opada mi do tyłu, aż w końcu poddaję się i chwilę potem zasypiam.
                Budzi mnie pocałunek na czole. Leniwie uchylam powieki i widzę przed sobą Brada. Uśmiecha się promiennie, a mi na ten widok coś zaciska się w brzuchu. Zaczynam się denerwować, chociaż nie wiem dlaczego. Może boję się jak teraz będzie wyglądać nasze życie? Uciekliśmy. Teraz on jest jedyną osobą, na której mogę polegać. Zresztą zawsze był.
– To sen? – szepczę cichutko, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Ten przesuwa mnie na bok i układa swoje ciało obok mojego. Podnoszę delikatnie głowę i dopiero teraz orientuje się, że leżę na łóżku w jakimś pokoju. Jest urządzony bardzo nowocześnie. Przeważają białe i czarne kolory, i muszę przyznać, że bardzo przypadło mi to do gustu.
– Już nie musisz się niczego bać – z zamyślenia wyrywa mnie głos Brada. Przekręcam głowę w jego stronę i widzę jak wpatruję się we mnie uważnie.
– Dlaczego tak patrzysz? – marszczę czoło, nie wiedząc o co mu chodzi.
– Jesteś taka piękna, Brooke – przykłada dłoń do mojego policzka i gładzi go delikatnie. Posyłam mu niepewny uśmiech i nagle czuję jego usta na swoich. Jestem totalnie zaskoczona, ale odwzajemniam pocałunek. Całuje mnie delikatnie i czule. Podnosi się, niczego nie przerywając i siada na mnie okrakiem. Wsuwam palce w jego włosy i zaciskam pięści. Jest mi tak cholernie dobrze! Ale z drugiej strony nie wiem czy dobrze robimy… Jednak nie mam zamiaru się teraz tym przejmować i całkowicie oddaję się tej chwili. Co ma być to będzie. – Zrobiłem śniadanie – chłopak odrywa się ode mnie i posyła mi swój zniewalający uśmiech.
– Jesteś kochany – chichoczę cicho, łapię dłoń Brada i wychodzimy z łóżka. To niesamowite, że tak się o mnie troszczy, kiedy praktycznie mnie nie zna. Bądźmy szczerzy… Co o sobie wiemy? Wiek, imię i ewentualnie trochę naszej historii. To wszystko, czyli tak właściwie nic.
– Mam nadzieję, że lubisz spaghetti? – patrzy na mnie niepewnie, kiedy siadam przy stole.
– Spaghetti na śniadanie? – wychucham śmiechem. Kto normalny je spaghetti na śniadanie!
– A dlaczego nie? – uśmiecha się. – Jesteśmy wolnymi ludźmi, kochanie – porusza zabawnie brwiami, a mi robi się ciepło, kiedy słyszę jak mnie nazwał – nikt nam nie może tego zabronić.
– Nareszcie jesteśmy wolni – spuszczam głowę i uśmiecham się pod nosem.
– Hej! – chłopak kuca przede mną i kładzie dłonie na moich udach. – Nie myśl o tym, okay? – patrzy na mnie wyczekująco, a ja kiwam głową. – Skup się na przyszłości. Czeka nas mnóstwo pięknych chwil – uśmiecha się pocieszająco, ale ja zastanawiam się co miał na myśli mówiąc to. Ma wobec nas jakieś plany? Co znaczył ten pocałunek dzisiaj? Czego on ode mnie oczekuje?
– Jedzmy już – jęczę nagle, chcąc przerwać tą dziwną sytuację – umieram z głodu!
– Mój głodomór – chłopak kręci głową rozbawiony i podnosi się, siadając naprzeciwko mnie.
– Wcale nie! – krzyczę – tylko dawno nic nie jadłam!
– Obydwoje wiemy, że mogłabyś zjeść całe nasze zapasy – prycha rozbawiony.
– Cicho tam! – śmiejemy się przez chwilę, po czym zabieramy się za jedzenie spaghetti, które jest naprawdę przepyszne!
                Po południu siedzimy na kanapie i oglądamy jakiś nudny serial w telewizji. Czuję się tak normalnie. Jakbym była zwyczajną nastolatką z błahymi problemami. Szkoda, że moje życie tak się nie ułożyło. Zawsze marzyłam o chłopaku, niezapomnianych imprezach, ciuchach… O wszystkim, o czym najzwyklejsza dziewczyna w moim wieku może marzyć. A co dostałam? Pracę jako dilerka, a potem poprawczak. Nic dodać, nic ująć.
– Brooke, słyszysz mnie? – czuję jak Brad szturcha mnie w ramię, więc odwracam głowę w jego stronę. – Zawiesiłaś się – śmieje się.
– Przepraszam – chrząkam i wracam wzrokiem do telewizora. Nagle w mojej głowie pojawia się pewna myśl. – Skąd wziąłeś pieniądze na hotel? – znowu spoglądam na chłopaka, a ten wzrusza ramionami.
– Resztka moich oszczędności – wzdycha.
– A co dalej? – zagryzam wargę. – Ja nie mam żadnej kasy i ty już też nie.
– Nie martw się tym – łapie mnie za dłoń i uspokajająco gładzi ją kciukiem. – Coś wymyślę.
– Jak mam się do cholery nie martwić?! – podnoszę głos i wstaję z kanapy. Nienawidzę tych słów. To one sprowadziły mnie na samo dno!  – Nie mamy pieniędzy! Jak ty chcesz niby żyć?!
– Powiedziałem, że coś wymyślę, tak? – chłopak również wstaje i zaczyna nerwowo chodzić po pokoju.
– Musimy znaleźć pracę – zamykam oczy i próbuję się uspokoić.
– Pracę? – patrzy na mnie jak na kosmitkę i marszczy czoło. – Ty masz siedemnaście lat, nigdzie cię nie przyjmą – kręci głową.
– Znam miejsce gdzie mogliby mnie przyjąć – spuszczam głowę. Czy naprawdę odważyłabym się tam pójść?
– O nie, nie! – w mgnieniu oka Brad znajduje się przy mnie i palcami podnosi moją brodę. – Ja już wiem co ci chodzi po głowie – mruży oczy – nawet o tym nie myśl. Nie pozwolę ci na to.
– Wiem – wzdycham. I tak bym się nie odważyła tego zrobić, więc nie ma się o co martwić. – Ale mimo wszystko, gdzieś by się znalazło miejsce dla mnie – uśmiecham się niepewnie. – A z tobą to już pójdzie łatwo.
– Pewnie – prycha z kpiną. – Na pewno dadzą pracę chłopakowi, który uciekł z poprawczaka.
– Ale nikt o tym nie wie – mówię cicho.
– A myślisz, że się nie dowiedzą? – patrzy na mnie szeroko otwartymi oczyma. Wzdycham głośno i wracam na kanapę. Nie mam pojęcia co możemy zrobić. Jeśli czegoś szybko nie wymyślimy wylądujemy na ulicy. A stamtąd to już szybka droga do tego, czego tak bardzo się obawiam…
– No to co chcesz zrobić? – wyrzucam ręce w górę.
– Wiesz – zaczyna i siada obok mnie – jesteśmy w Nowym Jorku.
– I co z tego? – patrzę na niego i unoszę jedną brew.
– Tutaj mieszka mój tata – mówi cicho, patrząc w podłogę.
– Mój też – chrząkam i spoglądam w stronę okna. Ciekawe co teraz robi. Jest szczęśliwy? Poznał jakąś kobietę? Od śmierci mamy strasznie się zmienił. To nie był ten sam człowiek, któremu wcześniej uśmiech nie schodził z twarzy. Zawsze miał dobry humor i cały czas się śmiał. Chociaż nie wiem dlaczego. W końcu kto normalny jest szczęśliwy, kiedy jego żona jest zwykłą dziwką. Dobre sobie... No, ale potem zamknął się w sobie, stał się gburowaty i marudny. Mimo to bardzo go kochałam, bo w końcu to mój tata. I tak strasznie go zawiodłam. Najpierw Mike, potem ja…
– Jesteś gotowa, żeby się z nim spotkać? – mówi, nie patrząc na mnie. Dobrze wie, że nie. Kiedy nie otrzymuje odpowiedzi głośno wzdycha – No właśnie.
– Ale to samo mogę chyba powiedzieć o tobie – zerkam na niego, kiedy przeciera dłońmi twarz.
– Możesz – przyznaje – ale mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby prosić o pomoc mojego ojca.
– To po co o nim wspominasz – prycham, kładąc głowę na oparciu.
– Z tego co wiem – podnosi się i przechodzi obok mnie. Po chwili kuca przede mną, a ja opuszczam głowę i patrzę prosto w jego oczy – to Justin dalej z nim mieszka.
– Nie rozumiem – marszczę czoło – do czego zmierzasz?
– To będzie najlepsza okazja, żeby się na nim zemścić – uśmiecha się chytrze, a ja już chyba wiem co chodzi po jego głowie.
– Chcesz go okraść? – pytam bez emocji. Normalka.
– On i tak ma tyle kasy, że nie wie co z nią zrobić – pycha z kpiną. – Nawet nie zauważy, kiedy zniknie mu kilka tysięcy.
– Kilka? To znaczy ile? – unoszę brwi.
– Czy ja wiem? – podnosi się i siada obok mnie. Wciąga mnie na swoje kolana, tak że siedzę na nim okrakiem. Nie spodziewałam się tego, ale nie protestuję. Przecież nie robimy nic złego. – Myślę, że na początek dwadzieścia nam wystarczy – mruga zadziornie.
– Dwadzieścia tysięcy?! – krzyczę, patrząc na niego z niedowierzaniem. – Skąd wiesz, że w ogóle ma tyle pieniędzy.
– Och, proszę cię! – wyrzuca ręce w górę. – Myślisz, że on jest grzecznym chłopcem, który utrzymuje się z uczciwej pracy? – patrzy na mnie zaskoczony, a ja zaciskam usta i kręcę głową. 
– On nie może być taki zły jak mówisz – burczę pod nosem i próbuję zejść z kolan Brada, ale chłopak wzmacnia uścisk na moich biodrach. Podnoszę głowę i napotykam jego wzrok.
– Brooke – wzdycha – nie mam pojęcia jakim cudem on ci się śnił, ale musisz zrozumieć, że Justin z twojego snu, a ten prawdziwy  to dwie różne osoby.
– No dobra – odpuszczam. – Ale skąd wiesz, że trzyma taką kasę w domu? – jego twarz nagle tężeje. Nawet o tym nie pomyślał.
– Chyba będziemy musieli zaryzykować – wzrusza ramionami.
– Czyli ustalone? – patrzę na niego niepewnie, a ten posyła mi uśmiech.
– Nie martw się – odgarnia kilka kosmyków włosów, które opadły na moją twarz – będzie dobrze – uśmiecha się jeszcze raz i zbliża swoją twarz do mojej. Po chwili łączy nasze usta i nim się obejrzę, poruszają się zgodnie. Dlaczego on to robi? Dlaczego ja się na to zgadzam? Chyba potrzebuję bliskości i uwagi. Może to samolubne, ale mam go i muszę go wykorzystać. Zresztą on myśli na pewno tak samo. Nie chcąc dłużej zaprzątać sobie tym głowy, odpycham to od siebie i całkowicie oddaję się pocałunkowi.
– Dzisiaj wieczorem zaczniemy nowe życie – szepcze, kiedy odsuwa się ode mnie. Nic nie mówię, tylko wtulam się w jego ciało i siedzimy, milcząc. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie jak należy.
                Resztę dnia spędzamy na leniuchowaniu. To błogie lenistwo jest po prostu cudowne. Nikt nie każe mi nic robić, mogę spać i jeść kiedy chcę. Dawno takich luksusów nie miałam i już zdążyłam zapomnieć jakie to piękne. A co najważniejsze? Nikt nie przyjdzie do mnie, żeby się wyładować.
                Przed jedenastą zaczynamy się zbierać. Biegnę do łazienki i biorę szybki prysznic. Włosy związuje w wysokiego kucyka i robię delikatny makijaż. Sama nie wiem po co, ale tak się po prostu lepiej czuję. Zakładam na siebie czarne, dopasowane rurki i czarną bluzę z kapturem. Staje przed lustrem i mrugam do swojego odbicia. Wyglądam jak zawodowy włamywacz.
– Pięknie wyglądasz – Brad podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich biodrach. Przytulam plecy do jego torsu i uśmiecham się lekko, wpatrując się na nas w lustrze.
– Para złodziei – wzdycham i odwracam się twarzą do chłopaka. Podnoszę dłoń i odgarniam włosy, które wypadły mu z kucyka. – Powinieneś się obciąć – prycham rozbawiona.
– Kocham te włosy – odwraca głowę i udaje urażonego.
– Mimo wszystko i tak musisz je ściąć – kręcę głową i kładę dłonie na jego klatce piersiowej.
– Zetnę je, jeśli ty zetniesz swoje – wystawia język, a ja patrzę na niego zdziwiona.
– No chyba nie – nie wierzę, że to powiedział. Ja w krótkich włosach? Nigdy!
– No to musisz polubić moje włosy – zaczyna iść do przodu, a ja muszę się cofać.
– O czym my w ogóle rozmawiamy? – uśmiecham się szeroko i znowu kręcę głową.
– Ty zaczęłaś – spogląda w moje oczy i oblizuje usta. Patrzymy się chwile na siebie, po czym chłopak zbliża swoją twarz do mojej. – Musimy już iść – szepcze w moje usta, a ja przytakuje głową. Jego bliskość mnie rozprasza.
               Brad odsuwa się ode mnie, wystawia dłoń i czeka aż ją złapię. Jednak ja jestem jak w transie i cały czas patrzę na niego z uchylonymi ustami. Dociera do mnie, że uwielbiam czuć jego usta na swoich, jego bliskość i dotyk… On powoduje uśmiech na mojej twarzy. Tak strasznie się cieszę, że jest tu ze mną. – Idziesz? – unosi brew i czeka na moją odpowiedź.
– J-jasne – chrząkam i łapię jego dłoń. Posyła mi uroczy uśmiech, co odwzajemniam. Wychodzimy z pokoju i zjeżdżamy widną na dół. Wchodzimy do holu i muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem. Całość jest utrzymana w nowoczesnym stylu. Biało-czarny wystrój nadaje temu miejscu elegancji. – Skąd było cię stać na taki hotel? – uchylam usta w szoku i rozglądam się dookoła.
– Zostało mi trochę pieniędzy – wzrusza ramionami. Jego odpowiedź jest bardzo wymijająca, ale mam wrażenie, że nie chce o tym rozmawiać, więc nie będę naciskać. Wychodzimy z hotelu i kierujemy się w stronę czarnego, sportowego samochodu. Podchodzę bliżej i oglądam go z każdej strony. Jestem zachwycona tym autem i nie wierzę, że zaraz się nim przejadę. Spoglądam na Brada i już chce zapytać skąd wytrzasnął kasę na takie cacko, ale chłopak uprzedza mnie.
– Nie pytaj – kręci głową, otwiera mi drzwi i czeka aż wejdę do środka. Jestem strasznie ciekawa co takiego skrywa Brad, ale postanawiam milczeć. Jeśli będzie chciał mi powiedzieć to powie.
                Parę minut później z zawrotną prędkością jedziemy ulicami Nowego Jorku. Obraz miga mi za oknem, a ja próbuję wyłapać jakieś kształty, ale bez skutku. Przenoszę spojrzenie na swoje dłonie i zaczynam bawić się palcami.
– Wszystko w porządku? – słyszę głos Brada.
– Denerwuję się – nawet na niego nie patrzę.
– Nie musisz – kładzie dłoń na moim udzie i delikatnie pociera. – Będzie dobrze. Zaufaj mi.
– Ufam – spoglądam na niego i posyłam niepewny uśmiech.
                Resztę drogi spędzamy w ciszy. Patrzę chwilę na skupionego chłopaka i nie mogę nacieszyć się, że jest tutaj ze mną. Odwracam głowę w stronę okna i myślę nad tym co ma się niedługo zdarzyć. Jaki jest Justin? Jak wygląda? Czy jest, aż tak zły jak mówi Brad? Chciałabym, żeby okazałam się cudownym chłopcem z mojego snu. Ale to tylko marzenie…

_____________________________________________________
Witam Was Pysiaki na drugiej części Lust for arson! (tutaj macie linka, jakby ktoś nie czytał pierwszej!) Zapraszam Was do czytania i oczywiście dajcie mi znać jak Wam się podoba pierwszy rozdział :) Na początku może być trochę nudno, ale obiecuję, że potem się wszystko rozkręci. Także do zobaczenia, buziaki :*

PS Szablon na razie musi taki być, ale w najbliższym czasie go zmienię :)

3 komentarze

  1. WOW!! Nareszcie druga część, która jak narazie zapowiada się świetnie po tym rozdziale!!
    Ps. Przeczytałam wszystkie opowiadania które mi poleciłaś i są super bo idealnie pasują mi do gustu. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jupi :D druga część :) czekam na rozwinięcie akcji :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam 1 części, ale może się skuszę :D Jak na razie ta, zapowiada się bosko *-* P.S - śliczny szablon. Życzę dużo weny i zapraszam także do siebie - http://all-the-right-moves-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.