– I potem powiedział, że mnie
kocha – westchnęłam, uśmiechając się lekko.
– Naprawdę?! – zapiszczały
dziewczyny.
– Tak – zaśmiałam się na ich
reakcję.
– To takie słodkie – Ali
przyłożyła dłoń do piersi i westchnęła rozmarzona.
– Ale przecież on – zacięła się
Sophie. Dobrze wiedziałam co chciała powiedzieć.
– Po prostu muszę iść do przodu –
wyjaśniłam. – Nie mogę cały czas tym żyć. Zresztą przeprosił, wyjaśnił i
obiecał, że więcej tego nie zrobi.
– Według mnie popełniasz błąd – Sophie
nie dawała za wygraną. – Byłam kiedyś w podobnej sytuacji i robiłam tak samo
jak ty. Chciałam iść do przodu – zrobiła cudzysłów w powietrzu – ale to był
najgorszy błąd jaki mogłam popełnić. Nie zmarnuj sobie przez to życia.
– Przykro mi, że musiałaś przez
takie coś przechodzić – spuściłam głowę, kiedy dotarły do mnie jej słowa.
– Daj spokój – machnęła ręką. –
To było dawno. Uwolniłam się od niego i jestem szczęśliwa.
– Mimo wszystko ja zaryzykuję –
uśmiechnęłam się krzywo.
– Gorzej jak spróbuje zrobić to
jeszcze raz – mruknęła dziewczyna.
– To urwę mu jaja! – krzyknęła nagle
Ali, a my z Sophie spojrzałyśmy na siebie, po czym wybuchłyśmy śmiechem.
Siedziałyśmy
na dworze, przed szkołą, ciesząc się przerwą. Jeszcze tylko dwie godziny i będę
mogła wrócić do domu. Szczerze mówiąc nie mogę się doczekać. Wczorajsze
wyznanie Brada sprawiło, że chciałabym przebywać z nim dwadzieścia cztery
godziny na dobę. Nie powinno tak być. Powinnam od niego uciekać gdzie pieprz
rośnie. I jeszcze to co powiedziała Soph. Pierwszy raz usłyszałam od niej
opowieść o jej historii. Odkąd ją znam nie dużo o sobie opowiada, a teraz wiem,
że po prostu nie chce wracać do bolesnych wspomnień.
– Czemu nie było cię wczoraj na
imprezie? – zapytałam Ali, która wpatrywała się w swoje paznokcie.
– Musiałam zostać i opiekować się
młodszym bratem – przewróciła oczami. – On jest taki denerwujący!
– Małe dzieci są słodkie! –
pisnęła Sophie. – Prawda Brooke? – spojrzała na mnie wyczekująco.
– Z daleka – zaśmiałam się.
– Nie lubisz dzieci? – spojrzała
na mnie jak na kosmitkę.
– Sama nie wiem – wzruszyłam
ramionami.
– Jesteś dziwna – zaśmiała się
Ali.
– Chętnie zostałabym i zrobiła
wykład na temat dzieci, przez co byś je polubiła – Soph zwróciła się do mnie – ale muszę już iść
– wzruszyła ramionami. – Cześć wam! – pomachała i wróciła do szkoły.
– Pa! – krzyknęłyśmy za nią, ale
raczej tego nie usłyszała.
Oparłam
ręce na ziemi i wystawiłam twarz do słońca. Jest tak ciepło mimo, że jest
wrzesień! Zresztą… Jesteśmy w Los Angeles! Tu zawsze jest ciepło.
– O mój Boże, Brooke! –
usłyszałam nagle krzyk Ali.
– Nie krzycz! – zatkałam uszy. –
Siedzę obok ciebie!
– Patrz jaki przystojniak!–
zignorowała mnie i spojrzała za mnie rozmarzonym wzrokiem. Odwróciłam głowę i
uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam zbliżającego się do nas Paula. – On tu idzie
– szepnęła przestraszona. Zaśmiałam się na jej reakcję. Chwilę potem obok nas
pojawił się chłopak.
– Brooklyn! – uśmiechnął się
szeroko, podniósł mnie z ziemi i porwał w ramiona. Śmiałam się jak głupia,
kiedy chłopak okręcił mnie parę razy.
– No już, już – uderzyłam go w
ramię. – Postaw mnie! – chłopak posłuchał mnie, ale jeszcze raz mocno mnie
przytulił. – Co ty tu robisz?
– Mieszkam? – odpowiedział pytająco.
–W mojej szkole? – uniosłam brew.
– Głupia jesteś – zaśmiał się, na
co otrzymał ode mnie złowrogie spojrzenie. – Tutaj niedaleko – wskazał palcem
za siebie. – Szedłem do domu i cię zauważyłem.
– Już się bałam, że mnie śledzisz
– przyłożyłam dłoń do piersi i westchnęłam teatralnie.
– A co to za ślicznotka za tobą? –
Paul spojrzał za mnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc kto tam stoi.
– Paul, przedstawiam ci Alison –
wskazałam na dziewczynę, która stała i wpatrywała się w chłopaka jakby
zaczarowana. Zresztą on robił to samo.
– Właściwie to Ali – po chwili
dziewczyna się odezwała i podała Paulowi rękę, jednak ten zamiast odwzajemnić
gest, przytulił ją. To takie słodkie.
– Wolę Alison – mrugnął do niej,
a ona się zarumieniła.
– Co ty masz z tymi pełnymi
imionami – spojrzałam na niego jak na kosmitę.
– Brzmią ładniej – wyszczerzył
się, a ja pokręciłam głową. – Jakie macie plany na dzisiaj?
– Mamy jeszcze dwie lekcje, a
potem do domu – powiedziała Ali.
– Mi się tu właściwie nie chce
siedzieć – westchnęłam i sięgnęłam po moją torbę, która leżała na trawie.
– Zrywasz się? – spojrzała na
mnie.
– Aha – mruknęłam. – Idziesz ze
mną?
– Musze oddać panu Frostowi
projekt –westchnęła poirytowana. – Nie chcę sama wracać do domu – jęknęła.
– Odprowadzę cię – zaproponował
Paul.
– Ale to dopiero za dwie godziny
– skrzywiła się.
– Poczekam –wzruszył ramionami.
Tak miło się ich obserwowało.
– Nie musisz – dziewczyna machnęła ręką, ale
wiedziałam, że tak naprawdę bardzo by chciała.
– Ale chcę – uśmiechnął się
szeroko.
– Okay! – klasnęłam w dłonie.
–Widzę, że i tak tu na mnie nikt nie zwraca uwagi, więc idę – zaśmiałam się.
– Przepraszam – powiedzieli w tym
samym czasie, po czym spojrzeli na siebie i zaśmiali się cicho.
– Miłego dnia! – uśmiechnęłam się
szeroko i odeszłam, machając im.
Szłam
wolnym krokiem w stronę domu. Tak strasznie nie chciało mi się dzisiaj siedzieć
w tej szkole! Myślę, że nikt nie będzie zwracał uwagi na to, że mnie nie ma. W
końcu to tylko dwie lekcje, a moja frekwencja do tej pory była stuprocentowa.
Zresztą, czym ja się przejmuję… To chyba teraz najmniej ważny temat. Muszę się
skupić na Ali i Paulu. Gołym okiem widać, że coś między tą dwójką jest! To, w
jaki sposób na siebie patrzyli… Nie do opisania. A Paul to bardzo fajny
chłopak. Fakt, że gadałam z nim przez jakieś pół godziny nie ma tutaj znaczenia.
Najważniejsze jest, że spodobał się Ali i mam nadzieję, że na odwrót. Byłaby z
nich genialna para! O matko, jak się cieszę!
Nawet
się nie zauważyłam, a byłam już na moim osiedlu. Zmarszczyłam brwi, kiedy
zobaczyłam przy naszym domu czerwony samochód. Cholera, gdzieś już widziałam to
auto. Podeszłam bliżej i obejrzałam je z
każdej strony. Tak, zdecydowanie je już gdzieś widziałam.
Kiedy
dotarłam pod wejście do domu usłyszałam jakieś głosy. Od razu rozpoznałam
Brada, niestety tylko jego. Uchyliłam po cichu drzwi i niezauważona weszłam do
środka. Zatrzymałam się w korytarzu i przylgnęłam do ściany. Wychyliłam
delikatnie głowę i od razu rzuciła mi się w oczy burza czarnych włosów.
– Logan! – szepnęłam do siebie,
mimo wszystko trochę za głośno, bo chłopcy odwrócili głowy w moją stronę. Z
prędkością światła schowałam się za ścianą i modliłam się, aby mnie nie
zauważyli. Kiedy po paru sekundach usłyszałam jak kontynuują rozmowę
odetchnęłam z ulgą. Podeszłam nieco bliżej i słuchałam o czym rozmawiają.
– To był niewybaczalny błąd! –
warknął Logan. – Nie możemy tego tak zostawić.
– A myślisz, że tego nie wiem?! –
westchnął Brad ze zdenerwowaniem. – Ale to jest zbyt duże ryzyko – zapewne przeczesał
palcami włosy – nie mogę tak narażać Brooke.
– Stary, kurwa! – krzyknął Logan.
– Lasek na tym świecie jest miliony! A taka szansa może się już nie trafić! –
jesteś super Logan, naprawdę.
– Nie – dzięki! – nie ma takiej
opcji.
– Wiesz, że będziesz potem tego
żałował? – głos chłopaka był przerażający. – Jak teraz im to odpuścimy, oni znowu
to zrobią, bo pokażemy im, że jesteśmy słabi – jacy oni? Co odpuścimy? Komu?
Co?
– Cholera – syknął Brad – wiem.
– Więc jak będzie? – zapytał Logan.
– Z mojej strony mogę ci zaproponować moich najlepszych ludzi do ochrony.
– Znam ich?
– Justin Bieber i Paul Collins –
Paul też jest uwikłany w to wszystko?! Chwila… Justin?!
– O nie, nie! – zaprotestował Brad.
– Nie zgadzam się na Biebera.
– Wiem, że zalazł ci za skórę –
powiedział Logan. – Bardzo – poprawił się po chwili – ale przecież zależy ci na
bezpieczeństwie Brooke, prawda?
– Zależy – przytaknął chłopak – i
dlatego nie wepchnę jej w prosto w paszczę lwa.
– Jak sobie chcesz – warknął Logan.
– Ale informuję cię, że tym razem w dupie mam twoje zdanie! – chyba się wkurzył…
- Przez dwa pieprzone lata, kiedy siedziałeś w tym pieprzonym poprawczaku
zgadzałem się na wszystko! – co?! – Mogłem robić co chciałem, bo i tak byś się
o tym nie dowiedział! Ale wolałem być lojalny wobec ciebie. Ale teraz, kiedy
wyszedłeś mam dość! – krzyczał, a ja nie mogłam uwierzyć, że Brad był już w to
zamieszany tak długo! – Zrobię tak jak będę uważał. Gdyby nie ja The Bloods
umarłoby już dawno! Powinieneś być mi wdzięczny.
– Gdyby nie ja w ogóle by nie powstało – odparł spokojnie Brad.
– Więc zamknij się i zaproponuj mi coś ciekawego – wyjrzałam zza ściany i
zobaczyłam Brada, wygodnie rozsiadającego się na fotelu.
– Jak mówiłem – odchrząknął Logan, wyraźnie przestraszony –
weźmiemy zakładników.
– I co chcesz z nimi zrobić? – Brad przyłożył dłoń do czoła i
zaczął nad czymś intensywnie myśleć.
– Wyciągnąć wszystkie potrzebne informacje – wyjaśnił chłopak.
– Jeszcze raz – Johnson podniósł się i zaczął chodzić po pokoju
– jakie jest ryzyko?
– Odwetu z ich strony – Logan wzruszył ramionami. – Mogą zrobić
to samo co my.
– Ale? – stanął w miejscu i przyglądał się czarnowłosemu.
– My potrzebujemy od nich ludzi z gangu, a oni kogoś łatwego do
złamania i…
– Bliskiego nam – dokończył Brad
Czy to znaczy, że moje życie jest zagrożone?
Czy to znaczy, że moje życie jest zagrożone?
_________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się spodoba :)
Do następnego :*
Swietny rozdzial
OdpowiedzUsuńNoto nieźle
OdpowiedzUsuń